Muzycy

Doznanie dwufazowe

12 września 2019
Na wstępie chciałabym wyjaśnić zagadkowy tytuł mojego dzisiejszego wpisu. Jego bohaterem będzie zespół Queen, który miłośnikom muzyki rockowej kojarzy się z dwiema ścieżkami stylistycznymi – akustyczną oraz elektroniczną, charakterystyczną dla mody lat 80. Dlaczego zdecydowałam się napisać właśnie o twórczości tej grupy? Po pierwsze – ostatnio jest głośno o tym, że w październiku ma się ukazać kolekcjonerski zestaw płyt z najbardziej znaną muzyką autorstwa Freddiego Mercury’ego. Po drugie – doszłam do wniosku, że zespół Queen posiada niezwykle interesujące cechy swojego stylu, które postaram się Wam przybliżyć.

Moim zdaniem, już na ich drugiej płycie, zatytułowanej Queen II, można odnaleźć oryginalność brzmienia tych niezwykle utalentowanych czterech muzyków. Warto zauważyć, że nie brakuje na tym albumie nawiązań do twórczości: The Beatles, The Who, Pink Floyd, czy wreszcie Led Zeppelin, których to Roger Taylor (perkusista Queen) był zdeklarowanym fanem. Krystalizuje się tu jednak indywidualny styl muzyków, szczególnie widoczny w utworze The March of the Black Queen, gdzie na uwagę zasługują dialogi wokalne Freddiego Mercury’ego i Rogera Taylora. Zachwyca mnie w nich przede wszystkim kontrast pomiędzy łagodną i ciepłą barwą głosu Mercury’ego a ostrą surowością wokalu Taylora. Dodatkowo, kompozycja ta jest wielowątkowa, gdyż składa się z kilku części, utrzymanych w różnych tempach. Owa rytmiczna wielobarwność również stanowi ciekawą cechę stylu zespołu Queen, rozwiniętą m.in. w największym przeboju grupy – Bohemian Rhapsody. Skoro wywołałam ten najbardziej znany utwór, zaprezentuję właśnie na jego podstawie jeszcze jeden charakterystyczny wyznacznik brzmienia bohaterów mojego wpisu. Mianowicie, w owej kompozycji aż roi się od wokalnych chórów. Ich rolą nie jest jednak tylko wzbogacenie harmonii całego utworu, one przede wszystkim upiększają go dramaturgicznie. Słychać to najsilniej w gładkim przechodzeniu od dźwięków wysokich do niskich w słowach: „Galileo” oraz „mamma mia” powtarzanych kilkakrotnie w celu pogłębienia emocjonalnego wyrazu. Choć utwór Bohemian Rhapsody jest już odmieniany w stacjach radiowych przez wszystkie muzyczne przypadki, wciąż chętnie do niego wracam i uważam za jedno z największych arcydzieł w historii rocka. Skoro napisałam o wokalnych chórach, warto zaznaczyć, że nie odpowiada za nie tylko lider grupy – Freddie Mercury, o którego wybitnych możliwościach wokalnych nikogo przekonywać nie trzeba. Wspaniałą rolę głosów towarzyszących odgrywają także wspomniany wcześniej Roger Taylor oraz gitarzysta – Brian May. Dodam, iż w twórczości grupy można spotkać wiele piosenek, gdzie wokalne chóry są kreowane na pojedynczych samogłoskach. Jako przykład przywołam magiczne, niezwykle płynne rozpoczęcie utworu You Take My Breath Away, które swym wysokim, lirycznym i perliście rozedrganym głosem intonuje Mercury. Następnie, wokalne wielogłosy zostają zwielokrotnione i w pełni rozbrzmiewają na samogłosce „u”. W tym miejscu dopowiem, że You Take My Breath Away jest moją ukochaną piosenką w dorobku zespołu. Szczególnie cenię w niej partię fortepianu Mercury’ego, tęskną, melodyjną, opartą w dużej mierze na rozłożonych akordach. Warta uwagi jest także wielowarstwowa, choć pod względem wyrazowym bardzo subtelna solówka Briana Maya. Co ciekawe, gitarzysta grupy zawsze grał na skonstruowanym przez siebie instrumencie, w związku z tym eksperymentował także z jego brzmieniem. Używał np. sześciopensowej monety zamiast kostki, dzięki czemu dźwięk jego gitary staje się natychmiast rozpoznawalny. Ponadto, w bardzo oryginalny sposób łączył melodie swych solówek, nakładając na siebie kilka gitarowych partii.

Druga faza twórczości zespołu Queen ma swój początek w 1980 roku na albumie The Game. To właśnie z tej płyty pochodzi piosenka Another One Bites the Dust z motoryczną partią gitary basowej Johna Deacona, gdzie dominują inspiracje funkowo-soulowe. Wiele utworów grupy z tego okresu to po prostu wspaniałe, komercyjne przeboje. Jako przykład podam A Kind of Magic, pełne wokalnej ekspresji oraz elektronicznych, syntezatorowych dźwięków. Warto również przywołać utrzymane w funkowym duchu Under Pressure z gościnnym udziałem Davida Bowiego, który swym surowym, rockowym głosem uzupełnił gładką płynność wokalu Mercury’ego.

W dyskografii Queen istnieje jednak album łączący obie fazy twórczości zespołu. To płyta Innuendo, która w jedynie słuszny sposób wieńczy według mnie dorobek grupy. Ścierają się tu dwa światy, ten elektroniczny to m.in. specjalność melodyjnej, zaśpiewanej z niebywałą subtelnością ballady These Are the Days of Our Lives. Z kolei chlubna akustyczna przeszłość Queenów odzywa się w znakomitym, wieloczęściowym utworze tytułowym, jak również w The Hitman, którego budulcem jest hardrockowy, gitarowy riff stanowiący burzliwy akompaniament względem dynamicznej partii wokalnej.

Jeden zespół, a dwie różne muzyczne ścieżki. Pierwsza akustyczna, druga elektroniczna.Wydawałoby się, że to sfery nie do pogodzenia. Zespołowi Queen jednak się to udało dzięki swemu charakterystycznemu brzmieniu. Echa rockowej muzyki sprzed lat, wielogłosy wokalne, kunsztowne fortepianowo-gitarowe solówki, to wszystko składa się na markę, jaką niewątpliwie wciąż stanowi ta rockowa formacja. Owa muzyka była, jest i będzie wiecznie żywa i każdy moment jest dobry, by o niej przypominać i wciąż powracać do tych zniewalających, jedynych w swoim rodzaju utworów.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.