Doznanie egzotycznej ambrozji greckich bogów
Pod koniec ubiegłego roku ukazała się absolutnie wyjątkowa płyta, sygnowana wiele mówiącymi trzema literami – SAY. To skrót od nazwisk trzech wybitnych muzyków greckiego pochodzenia – Kostka Yoriadisa, Apostolisa Anthimosa oraz Jorgosa Skoliasa. Szczypta folkowej egzotyki, jazzowe współbrzmienia i wyrafinowane instrumentacje tworzą oryginalny konglomerat dźwiękowych barw.
Od zawsze uważam, że mniej znaczy więcej i osiem utworów w zupełności wystarczy, by stworzyć wydawnictwo kompletne. Album SAY to właśnie taka płyta, zwarta, melodyjna i niezwykle treściwa. Na wstępie przyznam się, że nie władam językiem greckim, zatem nie wiem, o czym są teksty opisywanych utworów, od razu jednak moją uwagę przykuły krótkie, jednowyrazowe tytuły, zapisane wielkimi literami jako nazwy własne. Nieśmiało zapytałam o nie twórcę wszystkich tekstów – Kostka Yoriadisa, który zdradził, iż są to greckie imiona członków jego rodziny. Album otwiera miniaturka, zatytułowana Zoras. Warstwę aranżacyjną upiększają tu ornamentalne, wręcz perliste motywy, które najprawdopodobniej zostały wykreowane na cymbałach, wszakże żaden inny instrument nie brzmi tak jasno i łagodnie. Na tle owych podniosłych dźwięków pojawiają się przesterowane, krzykliwe recytacje wokalne Jorgosa Skoliasa. Celowo zniekształcony głos jest tutaj słyszalny niczym przez słuchawkę telefoniczną. Podniosłość wzmagają dodatkowo odgłosy aplauzu szerokiego audytorium. Po tym zwięzłym, trwającym niewiele ponad minutę utworze, nadchodzi pierwsza, pełnoprawna kompozycja. Nosi ona tytuł Evdokia i przepełniają ją orientalne wokalizy. W tle słychać z kolei wyrazisty puls perkusji oraz iście jazzujące współbrzmienia klawiszy. W niektórych momentach partię wokalną ozdabia przestrzenne echo. Zresztą, melodia wykreowana przez Jorgosa Skoliasa jest niezwykle śpiewna, oparta w dużej mierze na najmniejszych odległościach pomiędzy dźwiękami, czyli tak zwanych półtonach. Bez trudu można również usłyszeć motyw przewodni, który niczym ekspresyjny refren powraca jak bumerang na przestrzeni całego utworu. Nie mogę także pozostać obojętna na intrygujące efekty wokalne, takie jak gwałtowne przejścia od dźwięków niskich do wysokich, pełne żwawych ornamentów i określane mianem jodłowania. W niektórych momentach partia wokalna brzmi na wskroś rockowo, bowiem Jorgos Skolias charakterystycznie zaciska gardło, śpiewając ostro, wręcz siłowo. Muzycznie nie brakuje natomiast śpiewnych, gitarowych warstw Apostolisa Anthimosa oraz gwałtownie poszarpanych motywów w partii trąbki. Utwór Edessea od pierwszych dźwięków ujmuje jazzującą motoryką sekcji rytmicznej. Efektowne okrzyki wokalne spowijają kunsztowne akordy klawiszy, które Kostek Yoriadis wykreował z niewiarygodną pieczołowitością. Słychać również aksamitne ornamenty, zagrane na cymbałach, a drugi (tym razem żeński) wokal jest tęskny, dźwięczny, momentami rozedrgany. Z czasem powraca wiodący głos Jorgosa Skoliasa, którego partia obfituje w teatralne odgłosy, takie jak na przykład gromki śmiech. W pewnej chwili na pierwszy plan wysuwa się gęste, ubarwione przesterami solo gitary, okraszone gdzieniegdzie mrocznymi motywami basu. Balladowy nastrój dociera do nas wraz z pojawieniem się utworu Kiriaki. Aksamitne, z lekka rozedrgane uderzenia perkusji wsparte są tu łagodnymi dźwiękami klawiszy. Do owego malowniczego pejzażu rychło dociera ozdobiona pogłosem trąbka, słyszalna jakby z oddali. Zmianę rytmu, a więc nową myśl muzyczną zwiastuje rozłożony, klawiszowy akord oraz perkusyjne dzwoneczki. Żeński wokal intonuje wyrafinowaną melodię, pełną zwiewności, ale miejscami też tęsknej żarliwości. Hen, za mgłą, aurę brzmieniową zdobią ponadto odgłosy śpiewu ptaków. Z czasem palmę pierwszeństwa przejmuje saksofon, który brzmi w sposób matowy, lekko zapowietrzony. Długie, nasycone dźwięki powyższego instrumentu fascynują powolnym wybrzmiewaniem, by jednak po chwili ustąpić miejsca zgrzytliwym, szorstkim dwudźwiękom, słyszalnym już do samego końca opisywanej kompozycji.
W utworze Pontos od razu rzuca się w uszy orientalna melodia wokalna, upiększona choćby ekspresyjnymi uderzeniami perkusji. Owe motywy żarliwie zwielokrotnia gitara, a szczyptę wyciszenia zapewniają subtelne dźwięki, tym razem zaintonowane przez żeński głos. Wiodący wokal Jorgosa Skoliasa brzmi tutaj szorstko, nawet nieco nerwowo z racji pojawienia się specyficznej, gardłowej techniki śpiewu. Jest to tzw. śpiew alikwotowy, w którym głos ludzki zadziwia ornamentalną piskliwością, a także przeszywającą do szpiku kości ekspresją. W tym utworze również nie brakuje emocjonalnego, łkającego jodłowania. Moim zdaniem najmocniejszym punktem płyty SAY jest kompozycja Goris, obezwładniająca natchnioną, rozmarzoną melodią gitary, przez chwilę wzmocnioną uroczystym uderzeniem kotłów. Następnie przejmuje ją subtelny żeński wokal, niepozbawiony jazzujących, rozedrganych dźwięków. Opisywaną melodię wykonała znakomita artystka – Kaja Karaplios. Warstwę aranżacyjną w dużej mierze kształtują przestrzenne, klawiszowe melodie, czasem są to delikatne, akordowe płaszczyzny, to znów ornamentalne motywy w wysokim rejestrze. Ponownie słychać tu także łagodne dźwięki saksofonu. Dynamiczne zakończenie, czyli tzw. kodę ubarwiają kunsztowne chórki wokalne Kostka Yoriadisa, natomiast w definitywnym zwieńczeniu natchnioną melodię wokalną echem powtarzają klawisze. W utworze Ilias króluje ekspresja. Wokalista wykonuje barwną, orientalną melodię w wysokim rejestrze, a saksofon fascynuje efektowną wirtuozerią. Całość trzyma w ryzach powściągliwy, statyczny puls sekcji rytmicznej. Płytę SAY piękną klamrą wieńczy miniaturka. Tym razem jej tytuł brzmi Vaso i początkowo słychać tu ognisty, latynoski rytm. Gitara raczy nas miękkością delikatnych motywów, z kolei perkusja po chwili traci latynoską zadziorność, kreując subtelny nastrój.
Album SAY, sygnowany nazwiskami znakomitych muzyków greckiego pochodzenia – Kostka Yoriadisa, Apostolisa Anthimosa i Jorgosa Skoliasa jest prawdziwą ambrozją dla miłośników egzotycznej, szlachetnie zaaranżowanej muzyki. Nie brakuje tu perfekcyjnie wykonanych efektów wokalnych, takich jak jodłowanie, śpiew alikwotowy, czy iście rockowe zaciskanie gardła. Pojawiają się elementy jazzu, szczególnie słyszalne w partiach klawiszy, saksofonu i trąbki, a gitarowa wielowarstwowość fascynuje precyzją wykonawczą oraz brzmieniową gęstością. Co tu dużo mówić – SAY to płyta ambitna, oryginalna, wysmakowana, ale trudno się dziwić, skoro odpowiadają za nią prawdziwi muzyczni bogowie greckiego Olimpu.