Płyty

Doznanie gorzkich prawd w gąszczu wyrafinowanych akordów

3 marca 2023
Niewielu współczesnym zespołom kibicuję tak mocno, jak warszawskiemu Afro Kolektywowi. Z radością przyjęłam więc wiadomość zarówno o powrocie grupy po kilku latach przerwy, jak i ukazaniu się jej najnowszego wydawnictwa. Owa płyta nosi tytuł Ostatnie słowo i ujrzała światło dzienne dokładnie tydzień temu. Mam nadzieję, że wbrew tytułowi zespół jeszcze nie wyrzekł ostatniego słowa, na razie jednak cieszmy się tym, co mamy.

Najnowszy album formacji Afro Kolektyw liczy 14 utworów, zachwycających harmonicznym wyrafinowaniem, oryginalnym brzmieniem oraz niebanalnymi tekstami. Warto również dodać, że skład zespołu uległ zmianie, w związku z czym możemy obecnie rozkoszować się kontrastującymi ze sobą głosami dwojga wokalistów. Charakterystyczna wada wymowy na głosce „r”, barwna rytmizacja poszczególnych słów oraz wszechobecny mrok to wokalne atrybuty Michała Hoffmanna, znanego szerzej jako Afrojax, a jazzujący sznyt, precyzja wykonawcza, ujmujący liryzm i jaskrawa barwa to wyznaczniki głosu znakomitej Basi Derlak. Już w pierwszym utworze, zatytułowanym Intro, fascynuje mnie efektowny dialog pomiędzy wokalistami. Zanim jednak rozkwitnie on w pełnej krasie, pojawia się szereg motywów instrumentów dętych. Moje uszy łapczywie łowią tu przede wszystkim dostojne skoki o tzw. kwartę, które przypieczętowują najczęściej powtarzający się fragment. Specjalnością sekcji dętej są też ściskające za gardło, melancholijne półtony. Opisywane melodie z czasem upiększają współbrzmienia elektroniczne, przesiąknięty mrokiem bas i jazzujący puls perkusji. Po chwili nadchodzi anonsowana rozmowa wokalna, w której wykonawcy subiektywnie definiują tytułowy wyraz całego albumu, czyli „słowo”. Posługują się wówczas mnóstwem szlagwortów, z których mnie najbardziej przypadło do gustu stwierdzenie: „takie samo dukają debile, śpiewają idole”. Instrumentalny refren kreują smyczki, wykonujące przystępną melodię. Urywa się ona niespodziewanie, spuentowana delikatnym, tajemniczym, elektronicznym akordem. Czasami pomimo najszczerszych chęci człowiecza maszyna nie działa tak, jak byśmy chcieli. Ów stan ducha obrazuje kompozycja, zatytułowana w języku niemieckim – Auserr betrieb. Urzeka mnie tu rozbrajający słowny ekshibicjonizm autora, który dzieli się garścią swych autentycznych przeżyć. Muzycznie okraszają je między innymi wielowarstwowe płaszczyzny klawiszy oraz dynamiczny bas, który wielokrotnie częstuje nas uroczystymi motywami opartymi na opadających kwartach. Z niektórych wersów Afrojaxa sączy się bezdenna rozpacz oraz cierpki smak egzystencjalnych trudności: „mylę wibracje telefonu z drżeniem serca”. W refrenie Basia Derlak swym subtelnym, wysokim głosem wyśpiewuje tytułowe wyrazy, przeradzające się później w stadionowe okrzyki, które można zapisać jako: „opa, opa”. Warto też zwrócić uwagę na zmieniający się akompaniament w obrębie zwrotek. Najpierw dominują jazzujące współbrzmienia klawiszy, a z czasem przybierają na sile ostre, bluesowe dźwięki gitary Michała Szturomskiego. Intrygującym efektem kolorystycznym jest również zniekształcenie głosów obojga wokalistów pod koniec ostatniej zwrotki. Z wyświechtanymi, narodowo-religijnymi symbolami bezlitośnie rozprawia się piosenka Słodki Jezu. Jej aurę brzmieniową nabudowują głównie rozłożone akordy gitary oraz zamglony bas. Mroczny, celowo zblazowany wokal Afrojaxa rozjaśniają delikatne dopowiedzenia Basi Derlak. W refrenie wspomniana wokalistka fascynuje precyzyjnym wykonaniem dźwięków, których de facto nie ma w obrębie zasadniczej tonacji. Są to tzw. blue notes, słyszalne najsilniej na drugich sylabach takich słów, jak: „betonach” i „zieleniach”. Dźwięczne motywy klawiszy często upiększają warstwę aranżacyjną, a zamglone solo gitary mieni się wszystkimi kolorami, od dźwięków płynnie leniwych do nieziemsko wirtuozowskich. Z kolei lekka nerwowość to atut nieco poszarpanej partii basu, którą wykreował niezastąpiony Maciek Szczyciński. Motoryczny fundament klawiszowych akordów stanowi znak rozpoznawczy utworu Niewiarygodnie pozytywne wibracje. Swoją drogą warto odnotować, że ów tytuł zgrabnie nawiązuje do debiutanckiego albumu Afro Kolektywu – Negatywne wibracje. W zwrotkach ekspresja rapu Afrojaxa nie zna granic, a stricte wokalny refren (na czele z powracającym jak bumerang opadającym motywem) przywodzi mi na myśl złote czasy kompozycji Afro Kolektywu, czyli płytę Piosenki po polsku. Jako miłośniczka urodziwych melodii nie mogę też pominąć milczeniem niebywałej śpiewności, jaka cechuje choćby słowa: „na dłoniach”. W drugiej zwrotce z kolei rozkoszuję się warkotami przenikliwych, syntetycznych klaksonów, a jeśli komuś mało melodycznego wyrafinowania, to z całej duszy polecam zupełnie nowy fragment od słów: „wierz w coś lepszego”. Uwielbiam wszelkiej maści skrajności, a na takich bazuje piosenka Dzieci to nie ludzie. Najpierw bowiem niemalże dotykamy absolutu, obcując z plastycznymi opisami, będącymi źródłem dziecięcego zachwytu, by następnie utonąć w garści haniebnych uczynków, których prowodyrem jest dziecięce okrucieństwo. Owe zjawiska łączy jednak wspólna konkluzja, iż tak samo odbijamy się zarówno w „złotym lustrze”, jak i  w „śmierdzącej kałuży”. Roi się tutaj od kontrastów wokalnych, ponieważ buntowniczy głos Michała Hoffmanna kwitują szeptane recytacje Basi Derlak. Godne uwagi są też perliste dźwięki klawiszy w wysokim rejestrze, ostatnio nawet złapałam się na tym, że tylko je słuchowo wyławiałam z gąszczu warstw instrumentalnych. Kulminację opisywanej kompozycji przepełniają kunsztowne pejzaże smyczków. Wpadającą w ucho melodią ujęła mnie zjawiskowej urody ballada – Piękne rozstanie. Mówi ona o końcu miłosnej relacji, a dokładniej o tym, że jedna strona jest bezpodstawnie obmawiana za plecami przez drugą. Ów zalew oszczerstw kwituje refren, w którym już nawet nie ma miejsca na wyrzut, jest tylko smutne westchnienie: „a obiecałaś mi piękne rozstanie”. Można tu do woli wsłuchiwać się w szerokie spektrum możliwości głosowych obojga wokalistów, subtelnie wyśpiewujących tęskną melodię refrenu. Szczyptą frywolności karmią nas oni tylko czasami, gdy spazmatycznie wyskandowują słowo „mi”, przyodziewając je w muzyczne szaty opadającego motywu. Z ekscytacją tropię też szorstkie zgrzyty smyczków, odzywające się w połowie każdego refrenu. Śpiewna przystępność cechuje ponadto symetryczne, katarynkowe melodyjki eksploatujące sylabę „na”, którymi Basia Derlak uzupełnia recytację Afrojaxa. Swoistym zaskoczeniem jest zakończenie, kiedy druga strona związku otwarcie zabiera głos. Wciela się w nią Basia Derlak, ekspresyjnie podkreślając głoskę „r”. Nerwowo, niemal przez zaciśnięte zęby konstatuje: „najbardziej gorzkie jest ziarno prawdy”. W tym momencie z rytmicznych ram niepostrzeżenie wyślizguje się bas, grając efektowną, szaleńczą melodię. Pod numerem siódmym występuje piosenka, dzięki której moim zdaniem Afro Kolektyw zapisze się złotymi zgłoskami w annałach historii muzyki. Polonez dla początkujących, bo o nim mowa, pod względem rytmu odnosi nas do zupełnie innego tańca, a mianowicie walca. Tekst stanowi przelot przez kilka dekad życia w Polsce (od lat osiemdziesiątych do współczesności), pełen osobistych wyrzutów autora. Nie ma co się bowiem oszukiwać, egzystencja w kraju nad Wisłą do łatwych nie należy i czasem jedyną miną która zdobi nasze lica jest wymowny „grymas tysiąclecia”. Nie tylko jednak tym, szalenie udanym, literackim szlagwortem stoi opisywana piosenka, bo choć może zbyt przerysowany i jednostronny jest bunt autora przeciwko niektórym grupom społecznym, to w dużej mierze można zgodzić się z tymi bezkompromisowymi hasłami. Muzycznie polonezową dostojność otrzymujemy za sprawą uroczystych współbrzmień sekcji dętej, a także gromkiego odliczania: „raz, dwa, trzy”, wplecionego w wartki słowotok Afrojaxa. Wzruszają mnie tu do łez melodyjne motywy gitary oraz trudne wykonawczo odległości pomiędzy dźwiękami, które obojgu wokalistom idą jak z płatka. Owa głosowa ekwilibrystyka ma miejsce na przykład podczas skomplikowanego wykonawczo skoku o septymę wielką, występującego między pierwszą a drugą sylabą wyrazu „dowierzam”.

Za nami dopiero połowa płyty, a refleksje na temat poszczególnych piosenek nie przestają kłębić się w głowie autorki niniejszej recenzji. Kompozycję Zawsze będziesz szedł sam kształtuje budząca mój sprzeciw kontrowersyjna teza, że pomagamy innym wyłącznie z pobudek egoistycznych, tylko dlatego, by samemu poczuć się lepiej i zewsząd oczekiwać splendoru. Niebywałym smutkiem napawa mnie również konstatacja, złożona z tytułowych słów. W warstwie aranżacyjnej szczyptę archaizmu dostajemy dzięki jazzowym akordom fortepianu. Z kolei Afrojax teatralnie bawi się głosem już na początku, przeraźliwie wysoko miałcząc wyrazy, które jednocześnie definiują muzyczną stylistykę piosenki: „psycho rap”. Przebojowa stadionowość dociera do nas natomiast za sprawą często powtarzających się fraz w refrenie, gdzie niektóre sylaby zostały hałaśliwie wyskandowane. Drugą zwrotkę zdobią ostre akordy gitary, a jazzowy nastrój gdzieniegdzie kontynuują saksofonowe zgrzyty. Bodaj najbardziej gorzki tekst wybrzmiewa w piosence Filosofem. Głosi on, że filozoficzne prawidła są wielokrotnie opatrznie rozumiane, a cwaniactwo często jest bardziej w cenie niźli wyższe wykształcenie. Z wrażliwymi odbiorcami absolutnie powinna zarezonować puenta: „to mądrość określa mędrca, nie vice versa”. Choć nadużywanie wielkich słów czasami bywa zbędne, tutaj absolutnie nie waham się owego przekazu nazwać wstrząsającym. Kiedy bowiem Afrojax wypowiada tę wielowymiarową konkluzję, a muzycznie uzupełniają ją wyłaniające się z pozornego chaosu melodie sekcji dętej z przewagą dźwięków klarnetu, nie pozostaje mi nic innego, tylko dyskretnie otrzeć łzy wzruszenia. Kolejną kompozycją, której warstwa słowna boleśnie kwituje zastaną rzeczywistość jest Gdy król potrzebuje pionka. Wszechobecna hierarchizacja społeczeństwa została tu niejednokrotnie oddana za pomocą muzyki, choćby podczas rytmicznych zająknięć na słowie „przyrzekam”. Basia Derlak w refrenie wykonuje leniwie rozmarzoną melodię, której trudno się oprzeć. Anonsowana wokalistka dostarcza nam również wyrafinowanych, imponujących szlachetnością ornamentów. Z kolei poruszona w tekście poddańczość ma swoje szczególne odzwierciedlenie w przemykających po kanałach pytajnikach: „iść tu”? „iść tam”? Owe znaki zapytania podsumowuje wiele mówiące stwierdzenie: „załatwione”. Mit, że milczenie jest złotem miażdży utwór Ćśśś (Silent Disco). Ależ kunsztownie brzmi tutaj sekcja dęta, klamrowo spinająca całość kosmiczną melodią. Godzinami można też wsłuchiwać się w motoryczne pejzaże gitary i klawiszy, jak również refren, obezwładniający tęskną melancholią. Teraz pozwolę sobie dać upust swoim emocjom, gdyż podążając za kolejnością, przyszedł czas na piosenkę Krw z krwi, czyli najbliższy mi utwór na recenzowanym albumie. Mowa w nim o bezgranicznej, matczynej miłości i o tym, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, bo na przykład w Ameryce, Rosji, Nigerii, czy Portugalii wcale de facto nie jest lepiej  niźli w Polsce. Szczególnie poruszający moment stanowi dla mnie refren, gdy troskliwa matka mówi ze smutkiem: „synku, to nie jest kraj dla człowieka wrażliwego” i wieńczy swą wypowiedź okrzykiem: „uciekaj”. Reakcje syna przepełnia najpierw niechęć do zmiany miejsca na ziemi: „ale mi się nie chce”, później strach: „ale ja się boję”, a na końcu eskalacja emocji w postaci wszechobecnej pustki: „ale nie ma dokąd”. Trudno mi opisać słowami emocjonalność łagodnej recytacji Basi Derlak, wcielającej się w postać matki oraz siłę oddziaływania rozpaczliwych okrzyków Afrojaxa. Dodatkowo dramatyzm wzmagają chrapliwe motywy basu i uporczywie powtarzane dźwięki gitary, które dość często układają się w przenikliwy, bezdennie rozpaczliwy, ostry niczym dźgnięcie nożem skok o tzw. nonę małą. Pragnę też zwrócić uwagę na aktorskie zdolności Michała Hoffmanna, ze znaną sobie swadą uroczo naśladującego amerykańską i rosyjską wymowę, gdy mówi o swoich potencjalnych inkarnacjach. Kompozycja Pan i pani Guevara najbardziej zachwyciła mnie oprawą muzyczną, a dokładniej jaskrawymi dźwiękami klawiszy oraz kostropatą melodią instrumentów dętych. Miękkość jednak zwycięża, bowiem utwór wieńczą pełne subtelności, rozłożone akordy fortepianu. Tekst ponownie ocieka pesymizmem, ponieważ przedstawia multum przykładów domowych scysji, przesiąkniętych złośliwościami. Powodują one trwałe zniszczenia w obrębie wzajemnych relacji. Czternasty w kolejności jest utwór tytułowy, a więc Ostatnie słowo. Nie brakuje tu tanecznej rytmiki, natomiast przebojowy refren odznacza się celowym zautomatyzowaniem wokalnym. Jako wierna entuzjastka twórczego dorobku Wojciecha Młynarskiego, schylam w ukłonie głowę z uznaniem, gdy słyszę barwną parafrazę jednego z jego tekstów. Mianowicie zakorzenione w mej świadomości słowa: „o tych, co się za pewnie poczuli”, Afrojax zręcznie zmienił, dostosowując do przekazywanej treści: „dla tych, co się niepewnie poczuli”. Aranżacyjną nowością, kojarzącą mi się odrobinę z rockiem progresywnym, są tu wirtuozowskie ozdobniki fletu, natomiast stricte muzyczne ostatnie słowo należy do szorstkich warkotów gitary.

Pisanie o piosenkach zespołu Afro Kolektyw jest jak zanurzenie się w studni bez dna. Mam bowiem wrażenie, że w kontekście najnowszej płyty grupy, zatytułowanej Ostatnie słowo, udało mi się jedynie dotknąć wierzchołka góry lodowej. Polecam więc w sterylnej przestrzeni dać się ponieść tym wyszukanym aranżacjom i pełnym goryczy tekstom. Są to często kontrowersyjne, dosadne tezy, będące wręcz hiperbolami. Mam jednak poczucie, że nawet jeśli nie zgadzamy się z nimi całościowo, to i tak prędzej czy później z namysłem wyłowimy drzemiące w owych słowach ziarna prawdy.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.