Doznanie hipnotyzującego mroku we współczesnym indie rocku
Już kilkakrotnie na moim blogu pisałam o indie rockowych brzmieniach, choćby w kontekście zespołu Muchy, czy Swiernalisa. Tym razem rekomenduję Wam debiutancką epkę wokalisty i multiinstrumentalisty – Mateusza Wójcickiego, zatytułowaną enigmatycznie Nora.
Cztery niezwykle zgrabnie skomponowane piosenki, na które składa się Nora, brzmią rockowo, ekspresyjnie, żarliwie i mrocznie. Choć Mateusz Wójcicki nie dysponuje bardzo wyrazistą barwą głosu, po wysłuchaniu owego minialbumu można wypunktować wokalne wyznaczniki stylu anonsowanego muzyka. Szlachetnie i nonszalancko zaciska on niektóre samogłoski, momentami śpiewa gardłowo, to znów urzeka subtelnością, a gdy wykonuje dźwięki w niskim rejestrze, często zdobi je ujmującym, matowym zapowietrzeniem. Całość inicjuje utwór-wykrzyknik, swego rodzaju nakaz, by rozpocząć nowy etap życia, zatytułowany Idź sam. Rozczulająca historia tlącego się jeszcze słabym płomieniem miłosnego uczucia obfituje w symetryczne motywy melodyczne, pełne motorycznie powtarzanych dźwięków. Mroczną aurę perfekcyjnie rozjaśniają dzwoneczkowe akordy, za które odpowiada gitara akustyczna. Perkusja momentami mantrycznie eksponuje każdą miarę taktu, częściej jednak okrasza partię wokalną finezyjnymi kaskadami uderzeń. Intryguje specyficzna rytmizacja wiodącej melodii Mateusza Wójcickiego, przejawiająca się w nadmiernym akcentowaniu końcowych wyrazów poszczególnych wersów. Przesiąknięte nośną śpiewnością Pastelowe kamuflaże to od początku najbliższy mi utwór na recenzowanym wydawnictwie. Podniosłością raczą nas już początkowe motywy klawiszy, układające się m.in. w dostojne kwarty oraz melancholijne seksty. Niemal półgłosem wokalista przedstawia oddziałujące na wyobraźnię opisy krajobrazów, na przykład: „poruszyły się spokojne fale”. Towarzyszą mu ponownie metaliczne akordy gitary akustycznej. Statyczne, repetowane motywy melodyczne okraszają urzekający ciepłem fragment: „noc przechodziła w dzień, dzień przechodził w noc”. Nie dający o sobie zapomnieć refren fascynuje nieco większą ruchliwością linii melodycznej, a w ramach odległości pomiędzy dźwiękami na pierwszy plan wysuwają się świetliste, pogodne tercje, które wyraźnie przywodzą mi na myśl spuściznę zespołu The Smiths. Warto też zwrócić uwagę na gitarowy riff, pełen opadających motywów, rozbłyskujący na przestrzeni całego utworu. Zmysłowością niskich rejestrów zachwyca recytacja w drugiej zwrotce od słów: „pomyślałem ostatni raz”. Opisywana piosenka urywa się nagle za sprawą niespodziewanego wyciszenia. Kompozycja Dziki świat pełna jest basowych płaszczyzn instrumentalnych oraz rozdzierającego smutku głównej melodii. Perkusyjne uderzenia żarliwie korespondują z wokalnymi warstwami. Ciekawym środkiem ekspresji jest kilkakrotne powtarzanie niektórych słów, na przykład wyrazu „bardzo”, przy jednoczesnym wyeksponowaniu szorstkiej głoski „r”. Nagle pierwiastek tajemniczości dodatkowo generują kostropate płaszczyzny elektroniczne, hałaśliwie towarzyszące z lekka zamglonym frazom Mateusza Wójcickiego, przyprawionym przestrzennym pogłosem. Aż do końca utworu pozostaje z nami pogodny, czterodźwiękowy motyw gitary, który od razu wpada w ucho, zachwycając prostotą i klarownością. Recenzowaną epkę wieńczy piosenka Biegniemy do domu. Oszczędnej w środkach melodii wokalnej partnerują niemniej ascetyczne, iście bluesowe motywy basu. Balladowy nastrój ani przez chwilę nie zapowiada tego, co nadejdzie za moment, a mianowicie mariażu wokalisty ze stylistyką reggae. Jamajski rytm wyznacza perkusja, wsparta klaksonowymi warkotami saksofonu. Plemienna rytmika sprzyja wielokrotnemu repetowaniu tytułowego szlagwortu. Po pewnym czasie głos wokalisty ulega celowemu zniekształceniu, brzmiąc niczym przez słuchawkę telefoniczną. Dosłownie po kilku sekundach jednak powracają tytułowe słowa, otoczone znajomym, bowiem słyszanym wcześniej, rytmem.
Epka Nora Mateusza Wójcickiego to czteropiosenkowa, indie rockowa podróż, pełna ekspresji, mroku niskich rejestrów, ale i wszechobecnej subtelności, najsilniej dającej o sobie znać w dźwiękach, wykonanych niemal półszeptem. Obdarzony ciemną barwą głosu wokalista z rozbrajającą szczerością opowiada niebanalne historie, ozdabiając je raczej statycznymi oprawami dźwiękowymi. Trzymam kciuki za tego charakternego debiutanta, gorączkowo wyczekując jego pełnometrażowego wydawnictwa, na którym z pewnością zaprezentuje cały wachlarz muzycznych stylistyk.