Tym razem pragnę Wam opowiedzieć o moich ukochanych piosenkach jednej z najbliższych mi wokalistek – Joni Mitchell. Myślę, że potrafi ona, jak nikt inny, za pomocą swojego głosu wyrazić płynność i delikatność. Jak zwykle wybór pięciu ulubionych piosenek był trudny, jednak zaufałam pierwszej myśli i teraz z przyjemnością mogę Was zaprosić na subiektywną podróż z tą nietuzinkową muzyką w tle.
Przedstawię najpierw dwie nastrojowe ballady, pochodzące z urzekającego i kompletnego albumu Ladies of The Canyon, wydanego w 1970 roku. W utworze Rainy Night House zachwyca mnie łagodność wokalu Joni Mitchell. Artystka snuje tu swą muzyczną opowieść jasnym głosem, ekspresyjnie rozwibrowując zakończenia fraz. Z kolei w warstwie muzycznej, emocjonalne napięcia budują nagłe zmiany akordów, a subtelne dźwięki fortepianu zaostrza jedynie mroczna oraz oszczędna w środkach partia wiolonczeli. W połowie utworu następuje fragment, który porusza mnie do głębi. Mianowicie, gdy wokalistka w tekście wspomina, że śpiewa sopranem w chórze, muzycznie jej słowa zilustrował mocny, wielogłosowy chór wokalny, który powrócił jeszcze na moment, by kulminacyjnie zamknąć całą piosenkę.
Drugi utwór z płyty Ladies of the Canyon, którego w moim zestawieniu absolutnie nie mogłam pominąć, to Woodstock. W warstwie literackiej, stanowi on moim zdaniem opowieść o jedności milionów ludzi, którzy tłumnie przeżywają muzykę podczas festiwalu Woodstock, mogąc tym samym wspólnie oddać się bez reszty koncertowej atmosferze przepełnionej pięknymi dźwiękami. Muzycznie, głosowi Joni Mitchell ponownie towarzyszy ascetyczny, klawiszowy akompaniament. Wokalistka śpiewa tu jasną barwą, a płynność, z jaką intonuje wysokie dźwięki przywodzi trochę na myśl subtelność wysokich rejestrów w śpiewie operowym. Prawdziwy popis techniczny stanowi tu dla mnie kulminacyjna wokaliza, w której wykonawczyni raptownie, wręcz zgrzytliwie przechodzi od dźwięków wysokich do niskich, co niemal od razu może kojarzyć się z jodłowaniem.
Kolejna istotna piosenka to River pełna muzycznej prostoty oraz świątecznego zabarwienia. Pojawia się tu bowiem (zgrabnie wkomponowany w warstwę instrumentalną) cytat z utworu Jingle Bells, który z jednej strony brzmi radośnie i kojarzy się ze Świętami Bożego Narodzenia, z drugiej jednak ma w sobie jakąś nieuchwytną melancholię. Koresponduje to z tekstem, w którym bohaterka otoczona świąteczną aurą, pełną radosnych piosenek i ciepłej atmosfery, niespodziewanie utraciła swoją miłość. Ów przewodni motyw z utworu Jingle Bells powraca jeszcze na samym końcu, brzmiąc o wiele bardziej nostalgicznie, jakby za mgłą, gdzieniegdzie ulegając wręcz przybrudzeniu zupełnie obcymi, niesłyszanymi wcześniej dźwiękami. Od strony wokalnej, w zwrotkach Joni Mitchell śpiewa nastrojowo, a w refrenie znów dochodzi do głosu jej barwny, quasioperowy wysoki rejestr pełen melodyjnie zaokrąglonych samogłosek
Piosenka The Windfall (Everything For Nothing) pochodzi z późniejszego okresu twórczości Joni Mitchell, a dokładnie z 1991 roku. Głos wokalistki jest tu nieco bardziej matowy, lekko przydymiony (zachrypnięty), z przewagą niskiego rejestru. Towarzyszą mu delikatne dźwięki gitary akustycznej oraz równomiernie pulsująca sekcja rytmiczna. Moją uwagę najbardziej przykuł tu motyw, którym wokalne chórki wieńczą każdy dłuższy fragment. Występuje on prawdopodobnie na słowach: „you want to windfall”, jednak trudno jest mi to w pełni zweryfikować, gdyż źródła, dzięki którym można dotrzeć do tekstu piosenki, nie uwzględniają fragmentów wykonanych przez chórki. Od strony muzycznej ów motyw jest śpiewny i symetryczny, ponieważ najpierw melodia na trzy dźwięki wznosi się, by za chwilę, w pozostałych trzech – zmienić kierunek na opadający. Literacko został tu z kolei poruszony problem ludzkiej zachłanności, chęci posiadania wszystkiego za darmo.
Ostatni wybrany przeze mnie utwór pochodzi z wydanej w 2007 roku płyty Shine i nosi tytuł If. Brzmi on lekko jazzująco, za sprawą swingującego, zachrypniętego wokalu, jak również ostrych dźwięków sekcji dętej. Nie brakuje tu także metalicznych solówek gitary akustycznej oraz sekcji rytmicznej, utrzymującej całą kompozycję w nieoczywistym, jazzowym pulsie. Wokal Joni Mitchell już nie brzmi w tej piosence tak dźwięcznie, jak na poprzednich albumach, jednak jego bogactwo tkwi w głębokiej barwie i świadomym, niezwykle precyzyjnym intonowaniu wszystkich dźwięków.
Królowa muzycznej delikatności dla mnie jest tylko jedna – Joni Mitchell. Jej wszechmocne berło to głos, niegdyś jasny, wysoki, a z upływem lat nieco bardziej tajemniczy, matowy i lekko zachrypnięty. Warto w tym miejscu podkreślić oryginalność osobowości Joni Mitchell, bo oprócz znakomitej strony wykonawczej, artystka ta sama tworzy swoje piosenki, zachwycające organiczną spójnością muzyki i tekstu, emocjonalną melodyjnością, jak również często i w nieoczywisty sposób zmieniającą się harmonią. Szczerze zachęcam Was do odkrywania tej twórczości, jakże pięknej, indywidualnej i różnorodnej stylistycznie.