Doznanie kwiatostanu urzekających melodii
Wiernym czytelnikom mojego bloga nie trzeba przedstawiać bohatera dzisiejszej recenzji – Krzysztofa Janiszewskiego, znanego szerzej jako Yanish. Pisałam o nim bowiem zarówno w kontekście debiutanckiej solowej płyty – Dobrostan, jak i przy okazji zespołu Half Light, w którym jest on wokalistą. Tym razem światło dzienne ujrzał drugi album opisywanego wykonawcy, zatytułowany Kwiatostan, który od pierwszych dźwięków skradł moje serce.
Płyta Kwiatostan to kunsztowny, dziesięciopiosenkowy bukiet szlachetnych melodii, zaśpiewanych przez Krzysztofa Janiszewskiego z niebywałym uczuciem i muzyczną wrażliwością. Całość rozpoczyna dynamiczny protest song, zatytułowany Nie można. Po wniknięciu w jego warstwę literacką rychło zdajemy sobie sprawę, jak wielu rzeczy nie da się zrobić w dzisiejszym świecie z powodu wszechobecnych ograniczeń. Muzycznie, mroczny i jednostajny akompaniament instrumentalny upiększają żarliwe akordy gitary akustycznej, wykreowane z niebywałą lekkością przez Michała Maliszewskiego. Wokalnie, trudno przejść tu obojętnie obok lirycznej wokalizy na samogłosce „a” oraz rytmicznego powtarzania sylaby „mi” w wyrazie „przeminie”. Po tym autentycznym i szczerym wyrazie buntu, Krzysztof Janiszewski zaprezentował całą paletę egzystencjalnych mądrości, zgrabnie ozdabiając nimi kompozycję Kilka prawd. Aranżacyjną przestrzeń, ponownie wypełniają tu akordy gitary akustycznej, tym razem jednak upiększone dźwięcznymi, klawiszowymi motywami, precyzyjnie wykreowanymi przez niezawodnego Piotra Skrzypczyka. Jak już wspomniałam, wokalista i autor tekstu zarazem, bardzo emocjonalnie przekazuje w niniejszym utworze refleksje, dotyczące najważniejszych życiowych wartości. Podkreśla piękno, jakie może zapewnić nam miłość oraz wolność, jednocześnie niezwykle trafnie definiując zmysłowe postrzeganie świata – widzenie, słyszenie i czucie. Przyszedł czas na tytułowy Kwiatostan. Jego rozmarzony nastrój buduje subtelna wokaliza na samogłosce „a”. Za sprawą hipnotyzującego głosu wokalisty, można tutaj przenieść się na ukwieconą łąkę, pełną barwnych, wiosennych krajobrazów. Czar zmysłowości potęguje natomiast rozkwit zwiewnych, dziewczęcych sukienek. Aranżacyjnie, piosenkę upiększają odgłosy śpiewu ptaków, wzmocnione tęsknymi i kunsztownymi dźwiękami fletu, na którym zagrał wspaniały muzyk – Szymon Czarnecki. Po tak niewiarygodnym przepychu i rozkwicie nadchodzi chwila uspokojenia i muzycznego azylu w postaci piosenki Cisza. Ta klimatyczna kompozycja ujmuje mnie delikatnym liryzmem, uwydatnionym dzięki opadającym, wokalnym melodiom na sylabie „ha”. Rozbrzmiewają one równolegle z wyszeptanymi pojedynczymi słowami, takimi jak na przykład: „spokój”, „słońce”, czy „błękit”.
Nie brakuje na opisywanej płycie utworów dotykających problematyki egzystencjalnej. Piosenka o niewinnie brzmiącym tytule Co to za pani stanowi bardzo celną refleksję nad przemijaniem. Śmierć została tu przedstawiona w postaci spersonifikowanej damy, której każdy z nas prędzej czy później będzie musiał się podporządkować, gdyż tylko ona, często w najmniej spodziewanym momencie może (jak pisała Agnieszka Osiecka) „wyłączyć nam prąd w środku dnia”. Janiszewski w swym tekście kontynuuje tę myśl, zauważając, iż śmierć przeprowadza ludzi „przez te jedne drzwi”. Instrumentalnie, bardzo porusza mnie tu fletowa solówka – jakże wirtuozowska i dramatycznie rozedrgana. Wbrew dekadenckiemu tytułowi, utwór Nic nie cieszy, stanowi namacalną radość, wynikającą z miłosnego uniesienia. Jest to mój absolutny faworyt na opisywanym albumie, gdyż dla mnie w tej piosence jest wszystko. Odznacza się ona bowiem zjawiskowej urody melodyjnością, wpadającym w ucho refrenem i aksamitną subtelnością partii wokalnej. Tekstowo, jakże pięknie brzmi porównanie dwojga kochających się ludzi do dwóch połówek jabłka, mogących nadać światu odrobinę niepowtarzalnego smaku. Muzycznie, stan miłosnego uniesienia wspaniale oddają tu malownicze, klawiszowe melodie, słyszalne jakby z oddali, hen za tajemniczą, dźwiękową mgłą. Dodatkowo, formalną niespodzianką jest w tym utworze wirtuozowskie solo perkusji (szkoda tylko, że wygenerowane automatycznie), dostojnie doprowadzające do urokliwego, kulminacyjnego refrenu. Pragnę na koniec wspomnieć o jeszcze jednym (tym razem ekspresyjnym) wyznaniu miłosnym, słyszalnym w piosence To nie żart, to fakt. Szczyptę muzycznego liryzmu można tu odnaleźć w anielskiej melodii fletu, powtarzającej niczym echo pierwszą frazę każdej zwrotki, a dodatkowo precyzyjnie wygwizdanej przez wokalistę na końcu utworu. Ponadto, niezwykle przestrzennie brzmi rytmiczna recytacja tytułowych słów, celowo zniekształconych, bowiem słyszalnych niczym przez słuchawkę telefoniczną.
Płyta Kwiatostan projektu Yanish to prawdziwy rozkwit urzekających melodii. Ozdabiają je przestrzenne wokalizy na pojedynczych sylabach i samogłoskach, jak również przystępne motywy instrumentalne, zagrane na klawiszach, gitarze oraz flecie przez trzech znakomitych muzyków – kolejno: Piotra Skrzypczyka, Michała Maliszewskiego i Szymona Czarneckiego. Tekstowo, opisywany album dotyka miłosnych uniesień, problematyki egzystencjalnej oraz przekazuje wartości, jak żyć godnie i szczęśliwie. Wszystkie te czynniki umiejętnie spaja głos Krzysztofa Janiszewskiego, przepełniony emocjonalną wrażliwością i całą paletą barw, od świetlistych kolorów liryzmu, aż po mroczne fragmenty, urzekające rockową ekspresją. Jeśli jesteście spragnieni melodyjnych piosenek, okraszonych mądrymi tekstami, kunsztowny Kwiatostan z pewnością przypadnie Wam do gustu, rozświetlając jednostajne, zimowe dni.