Płyty

Doznanie matematycznej symboliki wśród rockowej motoryki

31 października 2025
Dzisiaj mam dla Was rekomendację z kręgu muzycznych nowości. Oto zespół The D.N.A. prezentuje właśnie wydaną, sześcioutworową epkę, zatytułowaną zagadkowo i frapująco e(Pi)ka. Literki w nawiasie odwołują nas do greckiej liczby Pi, ponadto każda piosenka jest zatytułowana na literę „P”. Niezwykle utalentowani muzycy postanowili skryć swą tożsamość pod enigmatycznymi pseudonimami artystycznymi.

Rockowa ekspresja i mnogość awangardowych poszukiwań na epce e(Pi)ka zespołu The D.N.A. świadczą o niesamowitej kreatywności tej nietuzinkowej muzyki. Rytmiczny napęd wespół ze śpiewnymi melodiami pozwalają rozbłysnąć poetyckim tekstom autorstwa Kasi Michalskiej. Recenzowany minialbum rozpoczyna kompozycja People. Od razu rzuca się w uszy znakomita współpraca wszystkich instrumentalistów. Muzyk obdarzony tajemniczym pseudonimem K.T.W.S.G. urzeka magicznymi, nasyconymi niskimi częstotliwościami motywami basu, perfekcyjnie akompaniującymi bluesowym pejzażom gitary autorstwa niejakiego Sierżanta. Miarowy puls perkusji to zasługa Kruczka, natomiast baśniowy nastrój przesiąkniętych egzotyką dźwięków kalimby uczynił Crazy, odpowiadający ponadto za kunsztowną partię wokalną. Linia melodyczna obfituje w śpiewne, sekundowo-tercjowe odległości, ale nie brakuje też większych skoków. Wokalista sprawnie przemyka pomiędzy niskimi a wysokimi rejestrami. Podczas wykonywania mrocznych dźwięków kojarzy mi się z wytworną głębią Nicka Cave’a, natomiast pejzaże w wysokim rejestrze cechuje wykwintna klarowność, osiągająca apogeum w dźwięcznym otwarciu głoski „o” na słowach: „go away”. Symetryczne frazy zwrotek kształtują zawadiackie ukłony wokalne na trzecim dźwięku każdej z nich, a medytacyjność oplata powolne wybrzmiewanie malowniczych, przestrzennych motywów. Mocnym punktem opisywanego wydawnictwa jest kompozycja Place, gdzie łagodna hymniczność klawiszy kontrastuje z rockowym napędem gitarowych współbrzmień. Mamy tu do czynienia z dwiema partiami wokalnymi, które wykonali Kruczek oraz Crazy. Pierwszy z wymienionych wokalistów pozwala sobie niejednokrotnie na katarynkowe, tercjowe skoki, zaśpiewane surowo, z elementami onirycznego namysłu. Crazy natomiast niezwykle precyzyjnie intonuje kaskady sekundowych odległości, w zwieńczeniach fraz przyciemnione udramatyzowanymi, melancholijnymi półtonami. Wisienką na torcie jest tutaj wwiercające się w umysł, chrapliwe solo gitary, pełne dynamicznych, rozedrganych motywów. Stworzył je multiinstrumentalista Krzysztof Banasik, znany m.in. z wybitnych dźwięków, utrwalonych na kanonicznych płytach zespołu Armia, takich jak Legenda, czy Triodante. Owym wielowarstwowym płaszczyznom dzielnie wtórują miarowe przestrzenie basu, wykreowane przez K.T.W.S.G., a zróżnicowane uderzenia perkusji zapewnia obdarzony kosmicznym pseudonimem Astro, najczęściej grający łagodnie, ale w kulminacyjnych momentach częstujący kanonadami gromkich wystrzałów. Kolejny utwór odrobinę wyłamuje się z zasady wszystkich tytułów na literę „P”. Dwie początkowe litery bowiem występują w nawiasie, jednak główny wyraz kontynuuje zasygnalizowany schemat. Mowa o pieśni (No) Peace of Mind, urzekającej całym tyglem stylistycznych odniesień. W rytmicznych ryzach całość trzymają masywne, basowe motywy Astro oraz szemrzące stukoty perkusji Kruczka. K.T.W.S.G. odpowiada za robotyczne dźwięki klawiszy, a przenikliwość kostropatej partii gitary to specjalność Crazy’ego. Wokal Sierżanta odznacza się rasową, wręcz quasimetalową chropowatością, ale i zamgleniem, spowodowanym wybrzmiewaniem go z oddali.

Kompozycja Pandemia zachwyca swobodą frazowania dwóch wokalistów – Crazy’ego i Kruczka. Nośna melodia często na zasadzie znaku zapytania wznosi się ku górze, to znów zawisa na pełnych gracji, dźwiękowych repetycjach. Jazzująca wirtuozeria stanowi atrybut dzwoneczkowych płaszczyzn klawiszy Crazy’ego, natomiast bluesowa posuwistość zawładnęła gitarowymi dźwiękami Sierżanta. Równomierny puls sprzyja rozkwitowi tubalnej partii basu K.T.W.S.G.. To niesamowite, jak muzycy The D.N.A. zręcznie wymieniają się instrumentami na przestrzeni poszczególnych piosenek. Choćby w kolejnym utworze, zatytułowanym Passenger, słychać mocny, przesiąknięty niskim tembrem wokal K.T.W.S.G., którego dźwięczne motywy osiągają punkt kulminacyjny w płomiennym wyznaniu: „she’s my passenger”, przyciemnionym emocjonalną, gardłową chrypką. O bluesowej proweniencji opisywanego dzieła nie dają zapomnieć miarowe uderzenia perkusji Astro, a także melancholia gitarowych pejzaży Sierżanta. Rzeczony instrument ponadto perfekcyjnie dialoguje z wokalem, upiększając wiodącą melodię kostropatymi płaszczyznami. Epilog recenzowanego wydawnictwa nosi tytuł Pretender. To moim zdaniem najbardziej rozbudowane kompozycyjnie dzieło. Ochoczo wsłuchuję się tu we współbrzmienia wokalne Kruczka oraz K.T.W.S.G., pełne sekundowo-tercjowych odległości. Swoistym przełamaniem jest tu choćby dostojny, kwintowy skok, okalający refrenicznie powtarzane słowo tytułowe, a ściślej rzecz ujmując jego drugą i trzecią sylabę. Ponadto na uwagę zasługują trzy fragmenty instrumentalne. W pierwszym dominują przenikliwe, gitarowe przestery autorstwa K.T.W.S.G., drugi urzeka tęsknym liryzmem iście klezmerskich motywów, zagranych na klarnecie przez Crazy’ego, trzeci natomiast obfituje w krystalicznie czyste, gitarowe pejzaże Sierżanta wespół z matowymi płaszczyznami fletu altowego Crazy’ego. Dźwięczny niczym gong bas Astro albo prowadzi autonomiczną, frapującą narrację, albo pieczołowicie zdwaja motywy wiodącej melodii wokalnej. Gdy już wydaje się, że piosenka dobiegła końca, swe uroki rozpościera przed nami barwna koda. Prym wiodą w niej zamglone zgrzyty gitary K.T.W.S.G. oraz quasiśredniowieczne melodie organów Hammonda, uskuteczniane przez multiinstrumentalistę Crazy’ego. Na tle owych instrumentalnych warstw swą obecność zaznacza ascetyczna, odrobinę krzykliwa partia wokalna.

Minialbum e(Pi)ka zespołu The D.N.A. oczarowuje mnie motorycznym, rockowym sznytem, skontrastowanym ze ścisłymi ramami liczbowej symboliki. Symetryczne motywy układają się tu w śpiewne linie melodyczne, wykonane mocnymi głosami, fascynującymi mrokiem chrapliwych, niskich tembrów. Jak już zasygnalizowałam wcześniej, jestem pod wrażeniem szerokiego spektrum umiejętności wszystkich muzyków. Niestraszne im wymienianie się instrumentami na przestrzeni utworów, a grane przez nich melodie niemal natychmiast zapadają w pamięć, roztaczając przystępny arsenał sekundowo-tercjowych pejzaży, nierzadko wzbogaconych rdzennym, bluesowym rozedrganiem z elementami tęsknej zadumy. Bardzo trzymam kciuki za kolejne poczynania owej formacji, wszak za sprawą tak zamaszystych i autentycznych dźwięków, rockowe zacięcie oraz bluesowe ciepło wciąż zyskują nowe muzyczne oblicza.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.