Płyty

Doznanie medytacyjnego uduchowienia wśród Bożego uwielbienia

18 października 2025
Jestem wielce podekscytowana, gdy mogę dzielić się z Wami swoimi wrażeniami na temat debiutantów, którzy dopiero zaczynają podążać indywidualną muzyczną drogą. Tym razem przedstawiam Aleksandrę Jaromin – wokalistkę o ciepłym głosie, której misją jest ewangelizacja poprzez sztukę. Jej utwory stanowią głębokie świadectwo wiary w Boga, zresztą już sam tytuł płyty to gorliwa deklaracja – Wiem, Komu zaufałam. Liryczny i klarowny głos tej utalentowanej wykonawczyni pozwala rozkwitnąć nośnym, śpiewnym liniom melodycznym, a zawarte w tekstach biblijne cytaty podnoszą na duchu, urzekając modlitewną płomiennością.

Na debiutancki album Aleksandry Jaromin składa się łącznie dziewięć utworów. Wokalistce towarzyszą oniryczne, dźwiękowe pejzaże, wykreowane przez znakomitych muzyków. Warto tu przede wszystkim przywołać nazwisko człowieka-orkiestry – Kacpra Popka, współkompozytora większości piosenek, a także multiinstrumentalisty oraz producenta recenzowanego wydawnictwa. Jego etniczne, plemienne przestrzenie każdorazowo przenoszą mnie do odrealnionego, wręcz bajkowego świata. Płytę Wiem, Komu zaufałam rozpoczyna liryczne i dostojne Intro. Tworzą je zarówno pulsacyjne, niskie dźwięki, jak i jaskrawe, wysokie rejestry, układające się w niebiańskie, klawiszowe chóry. Z owego hipnotyzującego konglomeratu barw wyłaniają się nastrojowe motywy fortepianu, trochę przywodzące mi na myśl odgłosy dzwonów kościelnych. Stanowią one liryczną introdukcję względem natchnionej ballady, wymownie zatytułowanej Zawsze. Aleksandra Jaromin prowadzi nastrojową melodię, upstrzoną głównie podniosłymi, sekundowymi odległościami, determinującymi jej śpiewność. Swoistym przełamaniem gdzieniegdzie są uroczyste, kwartowe skoki, choćby na słowie „zachwiały”. Ponadto niektóre wyrazy, takie jak „zgasło”, wokalistka dekoruje malowniczymi melizmatami, czyli rozległymi ozdobnikami. Akompaniament instrumentalny urozmaicają zautomatyzowane, elektroniczne stukoty. Przystępny refren nabudowują symetryczne, dźwiękowe repetycje, okalające słowo tytułowe, po których następuje gorliwe zapewnienie: „będę Cię kochać”, spowite opadającym motywem melodycznym. Zaanonsowany refren otaczają kunsztowne harmonie wokalne, uczynione wyłącznie przez Aleksandrę Jaromin. Drugą zwrotkę wzbogacają dyskretne pejzaże instrumentów smyczkowych. Kolejne refreny otacza transowa ekspresja elektronicznych płaszczyzn, a kulminacyjne powtórzenia rzeczonego fragmentu rozbrzmiewają w wyższej tonacji niż wcześniej. Niezwykle nośna kompozycja Wystarczy mi Twojej łaski fascynuje współistnieniem elektronicznych motywów z drapieżnymi, zagranymi z ogromnym wyczuciem, gitarowymi dźwiękami Tomasza Grajcara. Utworowi przyświeca przesłanie, skierowane bezpośrednio do Boga: „w mojej słabości Twoja moc się doskonali”. Linię melodyczną tym razem kolorują głównie melancholijne tercje, ale nie brakuje też sekund, a także większych odległości, takich jak kwarty, czy nawet kwinty. Te ostatnie upiększają sam początek refrenicznej, tytułowej frazy. Podczas kulminacyjnej, zupełnie nowej myśli muzycznej, do głosu dochodzą niezwykle ważne słowa, które de facto użyczyły tytułu całej płycie: „wiem, do Kogo należę i Komu zaufałam”, oplecione kaskadami dystyngowanych melizmatów, odrobinę kojarzących mi się z muzyką gospel. W samym zwieńczeniu opisywanego dzieła gitarowe motywy porzucają wcześniejsze rytmiczne ramy, perliście akcentując trójdzielne metrum. Przebojowość symetrycznych fraz kontynuuje piosenka Nie zawiedli. Rozmarzone, ledwie słyszalne pejzaże skrzypiec Jacka Dzwonowskiego ochładza gęstwina elektronicznych przestrzeni. Atrybutem pierwszej zwrotki jest medytacyjne, wielowarstwowe parlando, czyli rezygnacja ze śpiewanej melodii na rzecz recytacji. Z owej baśniowej mantry wyłania się ornamentalny refren, spowity aurą tanecznej oprawy instrumentalnej. „Nie zawiedli się ci, którzy zaufali Panu” – ogniście zapewnia wokalistka. Od drugiej zwrotki do akcji wkracza wiodąca linia melodyczna, przesiąknięta katarynkowymi repetycjami pojedynczych dźwięków, ale też wszędobylskimi, sekundowo-tercjowymi skokami. Marzycielskie chóry wokalne nierzadko wykonują zwięzłe, zapadające w pamięć frazy, znów podsycone gospelowym sznytem.

Osobny akapit chciałabym poświęcić najbliższemu mi utworowi na recenzowanej płycie, zatytułowanemu Pozwoliłam. Ascetyczna warstwa aranżacyjna w dużej mierze należy tu do etnicznych uderzeń perkusji, wyznaczających motoryczny, plemienny rytm. Niejednokrotnie przestrzeń rozświetlają klawiszowe dzwoneczki, jak również zgrzytliwe, syntetyczne dźwięki, brzmieniowo przypominające akordeon. Na płaszczyźnie czterech zwrotek rozpościera się oniryczna, niemal bezkresna melodia, ponownie zdominowana przez śpiewne, sekundowo-tercjowe odległości. Niektóre wyrazy, takie jak „serca”, wokalistka rozjaśnia szlachetnymi melizmatami. Wartki potok słów stworzyły przeżycia artystki, ubrane w strojną szatę biblijnych cytatów, zaczerpniętych z proroka Ozeasza oraz Pieśni nad Pieśniami. Motywiczna symetria bierze górę w refrenie, złożonym wyłącznie z dwóch wyrazów: „pozwoliłam Mu”. Uporczywe powtórzenia pojedynczych dźwięków przeradzają się tu najpierw w katarynkowy, tercjowy skok, zwieńczony następnie dyskretnym ozdobnikiem. Spośród mnogości wykonawczych detali wspomnę o szlachetnie rozedrganym, wysokim dźwięku na słowie „bym”, inicjującym drugą zwrotkę. Łapczywie wyłuskuję również frazę: „pochwycił mnie i przeprowadził”, którą wokalistka wykonała staccato, zamaszyście oddzielając od siebie każdy dźwięk. Chwilę później posuwiste, niskie częstotliwości okalają słowo „ducha”. Warto także zwrócić uwagę na finezyjne zabawy melodyczne samogłoską „u”, które Aleksandra Jaromin uskutecznia w lirycznym domknięciu tej podniosłej pieśni, naznaczonej magicznym pierwiastkiem egzotyki.

Myślę, że można bez reszty zatracić się w tanecznym rytmie, otaczającym kompozycję Oddałeś życie. Przesiąknięta lekkością linia melodyczna dopełnia głębię nobliwych fraz: „oddałeś życie swoje za mnie, (…) to, co najcenniejszego miałeś”. Instrumenty znów kreują transowe, odznaczające się tubalnością, elektroniczne stukoty, współdziałające z iście rockową motywiką gitarowych warstw Tomasza Grajcara. Pod powłoką perlistych całych tonów skrywa się ponadto gorliwe wyznanie, bezpośrednio powierzone Bogu: „ożywiająca jest krew z Twojej rany”. Etniczne, fletowe ornamenty inicjują jeden z najmocniejszych utworów na całym albumie – Alfa i Omega. Zasygnalizowane, jakże malownicze dźwięki wykonał znakomity muzyk – Tomasz Drozdek. Współgrają one równolegle z wytwornymi motywami klawiszy. Instrumentalne płaszczyzny już za chwilę zdobią tęskną partię wokalną, intonującą refrenicznie powtarzaną myśl przewodnią: „Alfa i Omega, Jezus”. Rzeczony refren z czasem otulają niebiańskie harmonie wokalne, wzbogacone kaskadami elektronicznych dudnień, zautomatyzowanymi postukiwaniami perkusji oraz baśniowymi dzwoneczkami klawiszy. W pierwszej zwrotce zawieszam ucho na kwartowym skoku, okalającym wyraz „wieczność”, skontrastowanym z kaskadami quasiśredniowiecznych całych tonów, tworzących rys głównej melodii. Druga zwrotka ma w sobie nastrojową medytacyjność, najsilniej słyszalną w dźwiękowych repetycjach podczas natchnionego, modlitewnego wersu: „przekraczasz wszystko, co istnieje”. Kolejny odcinek, pełen anielskich, szeptanych recytacji, urzeka głębią wysokich dźwięków na słowach: „Pan tego, co minęło”. Niespodziewanie tonacja refrenicznej melodii ulega podwyższeniu, a ostatnia zwrotka zaskakuje lawiną udramatyzowanych półtonów, czyli najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami. Wieńczy ją wydłużony do granic wokalnych możliwości wyraz „trwa”, rozjaśniony dodatkowo mglistym pogłosem. Cały utwór intymnie domykają dzwoneczkowe pejzaże klawiszy. Święty jest kolejną, niezwykle podniosłą i rozbudowaną formalnie pieśnią. Wszechobecną subtelność kontynuują natchnione kaskady dzwoneczkowych płaszczyzn klawiszy, z których wyłaniają się hipnotyzujące szepty tytułowego słowa. Po chwili sekundowe odległości oraz repetowane dźwięki rozświetlają wiodącą melodię, fascynującą ponadto wielopłaszczyznowymi, anielskimi chórami wokalnych współbrzmień. Olśniewającą bogatą ornamentyką i zdającą się nie mieć końca linię melodyczną dekorują błyskotliwe przestrzenie instrumentalne, takie jak perliste motywy fortepianu, a także jaskrawe, perkusyjne stukoty, brzmiące niczym tabla – indyjski instrument, odznaczający się niezwykle jasną barwą. Epilog recenzowanego wydawnictwa nosi tytuł Wielbi moja dusza Pana. To utwór nagrany przez wokalistkę najwcześniej, jednak perfekcyjnie domyka całą płytę. Jego monumentalność objawia się w natchnionych motywach klawiszy oraz miarowym, perkusyjnym pulsie. Jak na dłoni słyszę tu stylistyczne cechy wykonawstwa Aleksandry Jaromin, z których wymienię rozłożyste melizmaty, szlachetne harmonie wokalne, powolne rozedrganie długich dźwięków, domykających poszczególne frazy, czy wreszcie bezkres niekończącej się melodii, gdzie katarynkowe repetycje oplatają choćby wymowną frazę: „rozradował się mój duch”. Z kolei tytułowe słowa zaskakują nowymi, melodycznymi rozwiązaniami, wypływającymi często ze spontanicznych, wokalnych improwizacji.

Album Wiem, Komu zaufałam Aleksandry Jaromin zachwyca mnie przede wszystkim wykonawczą dojrzałością. Jaskrawy, lekko nosowy i niezwykle ciepły tembr głosu wokalistki brzmi naturalnie, a poszczególne frazy artystka okrasza zarówno ekspresją emocjonalnego żaru, jak i natchnionym liryzmem. Wypływające często z cytatów biblijnych przemyślenia pełne są głębokiej wiary oraz miłości do Boga, a wszystko to otoczone przystępnymi, śpiewnymi melodiami, podsyconymi elektroniczną oprawą muzyczną. Nie należy też zapominać o wokalnych, quasigospelowych wielogłosach, które pozwalają jeszcze pełniej wybrzmieć owym uduchowionym, medytacyjnym strofom. Mnóstwo kolorów wnieśli wszyscy instrumentaliści, towarzyszący zaanonsowanej wykonawczyni. Rockowa energia to domena gitarowych współbrzmień, symfoniczny sznyt jest zasługą pobrzmiewających incydentalnie instrumentów smyczkowych, natomiast wykwintne, aranżacyjne patenty Kacpra Popka sprawiają, że trudno owe dźwięki usadowić w jednej konkretnej szufladce stylistycznej. Niechaj te melodyjne pieśni mkną coraz szerzej w świat, dając oparcie oraz nadzieję, jak również stając się antidotum na wszelkiej maści egzystencjalne ciemności.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.