Doznanie orkiestrowo-kwartetowego mistrzostwa
Od samego początku byłam pod ogromnym wrażeniem programu Festiwalu Paweł Mykietyn – (konteksty). Jako entuzjastka dźwiękowego uroku instrumentów akustycznych, wybrałam dla siebie koncert orkiestrowy oraz kwartetowy. Każde z tych wydarzeń miało miejsce w warszawskim Nowym Teatrze, czyli w przestrzeni kameralnej, a dla mnie szczególnej, bowiem wiele wspaniałych koncertów z nurtu muzyki współczesnej przeżyłam właśnie tam.
Podczas orkiestrowego koncertu najbardziej urzekły mnie trzy utwory. Dla porządku dodam, iż orkiestrą Sinfonia Varsovia dyrygował niezwykle charyzmatyczny Bassem Akiki. Warto zacząć od dynamicznego utworu patrona imprezy – Pawła Mykietyna, który zainicjował opisywane wydarzenie. Kompozycja 3 for 13, bo o niej mowa, ma w sobie rozmach oraz ogromną ilość krótkich, melodyjnych motywów, albo zaintonowanych przez instrumenty smyczkowe, albo przez dęte drewniane. Paweł Mykietyn niezwykle sprawnie kontynuuje tutaj muzyczną tradycję Pawła Szymańskiego, czyli tzw. surkonwencjonalizm. Wyraz konwencja, skrywający się w tym zawiłym, naukowym terminie nie jest przypadkowy, gdyż w tego typu utworach chodzi po prostu o igranie ze sztampową modelowością, pobudzenie percepcji odbiorców. Tak to właśnie piękne, tęskne, barokowe melodie mieszają się w tym utworze z mocnymi, szorstkimi, długo wybrzmiewającymi dźwiękami rodem z muzyki współczesnej. Narracja sama z siebie jest tutaj zmienna, a jakby tego było mało do głosu dochodzi perkusja, która swymi gwałtownymi, grzmotliwie rozpędzonymi uderzeniami oddziela od siebie melancholijnie zadumane motywy instrumentów smyczkowych i dętych.
Przyszedł czas na klasykę, czyli Małe requiem dla pewnej polki autorstwa Henryka Mikołaja Góreckiego. Być może jesteście zaskoczeni, dlaczego napisałam polkę małą literą. Nie chodzi tutaj bowiem o mieszkankę kraju nad Wisłą, ale o taniec czeskiego pochodzenia. Ten utwór to absolutnie istne requiem, a jego funeralny, nadzwyczajnie żałobny charakter odnajduję przede wszystkim w dźwiękach fortepianu oraz w zdecydowanie, aczkolwiek trwożliwie bijących dzwonach. W niektórych momentach partię fortepianu dyskretnie dublują skrzypce, i tylko w burzliwych odcinkach słyszymy żarliwy, ostry, klawiszowo-smyczkowy dialog. Nie brakuje także błyskotliwych popisów instrumentów dętych – fanfarowej trąbki w wysokim rejestrze oraz delikatnych dźwięków klarnetu. Nagle, w najmniej spodziewanym momencie, fortepian intonuje rubaszny, jednostajny akompaniament, a w partii smyczków i trąbki rozbrzmiewa taniec, czyli polka, tak dobrze znana z tytułu kompozycji. To jednak był tylko krótki epizod, żartobliwe puszczenie oka do słuchacza, gdyż całość zamykają wykonane z ogromną precyzją, jak również znane z początku utworu fortepianowo-smyczkowe motywy, okraszone patetycznie dostojnym biciem dzwonów.
Najbardziej wzruszającym momentem opisywanego koncertu była dla mnie jednak Quasi una sinfonietta Pawła Szymańskiego. Ileż tutaj się dzieje, absolutnie nie da się opisać! W tym arcydziele jest anonsowany przeze mnie wcześniej surkonwencjonalizm, a zatem melodie niemal żywcem wyciągnięte z twórczości Jana Sebastiana Bacha, a jednak brzmiące bardzo oryginalnie, dzięki wtłoczeniu ich w ramy muzyki współczesnej. Już od inicjującego całość przestrzennego ozdobnika fortepianu, słyszymy zwięzłe urywki melodii, krótkie motywy, często ascetyczne, gdyż zbudowane dosłownie z kilku dźwięków. Czasem rozbrzmiewają one w partii smyczków, to znów instrumentów dętych, a gdzieniegdzie wszystko spaja równomiernie odmierzany przez perkusję rytm. W połowie utworu instrumenty smyczkowe grają nieco dłuższe epizody, jednak wraz z nadejściem kulminacji powracają lapidarne motywy, utrzymane w stałych, rytmicznych ryzach dzięki uporczywej, perkusyjnej pulsacji. Mnóstwo kontrastów nastrojów, świadoma zabawa oczekiwaniami publiczności, a jednak Quasi una sinfonietta jest spójna, emocjonalna i piękna, szczególnie, gdy Sinfonia Varsovia tak precyzyjnie cyzeluje każdy najdrobniejszy detal tej niesamowitej kompozycji.
Podczas kameralnej odsłony Festiwalu Paweł Mykietyn – konteksty, swój kunszt wykonawczy zaprezentowały dwa kwartety smyczkowe. Royal String Quartet ukazał nieprawdopodobną jednolitość dźwiękową, grając jak jeden organizm. Była to królewska muzykalność najwyższej próby, jak przystało na kwartet o tak szlachetnej nazwie. Lutosławski Quartet zaprezentował natomiast całą paletę wielowarstwowych, muzycznych kontrastów, kiedy trzeba grając ostro, wręcz zgrzytliwie, to znów łagodnie przepływając pomiędzy dźwiękami. Tym razem zafascynowały mnie dwa utwory, znów z przebogatego dorobku Mykietyna i Szymańskiego. Kolejna odsłona muzyczna patrona festiwalu to Perpetuum stabile na trio smyczkowe, złożone wykonawczo z dwojga skrzypiec oraz wiolonczeli składu Lutosławski Quartet, jak również fortepianu, na którym znakomicie zagrał Maciej Piszek. Cały ten utwór był dla mnie magią długich, smyczkowych współbrzmień, które spajały akordy fortepianu. Początkowo ów instrument grał delikatnie, spokojnie, choć nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jego partia jest bardzo perkusyjna, rytmiczna i zgodnie z tytułem stabilna. Wraz z przebiegiem formy, fortepianowe akordy stały się rozłożone, coraz gęstsze, pełne wirtuozowskiej efektowności. Z jednej strony kompozycję tę cechowała powtarzalność, z drugiej natomiast ogromnym nośnikiem ekspresji były gwałtowne zmiany tempa, mające w sobie jakąś nieuchwytną, ale paradoksalnie piękną nerwowość.
Ostatni wspaniały utwór to Compartment 2, car 7, skomponowane przez Pawła Szymańskiego znów na trio smyczkowe (tym razem wykonane przez troje muzyków Royal String Quartet) wespół z wibrafonem. Na tym anielsko brzmiącym instrumencie perkusyjnym zagrał absolutny mistrz w swym fachu – Miłosz Pękala. Po raz kolejny zachwyciło mnie tutaj mistrzostwo precyzji wykonawczej, uwydatnione dzięki mocnym, smyczkowym akordom, skontrastowanym z niebiańską i eteryczną partią wibrafonu. Miłosz Pękala każdym dźwiękiem pieścił ludzkie uszy, grając płynnie, subtelnie i oszczędnie. Dopiero pod koniec utworu, przedarł się on przez ekspresyjną, smyczkową gęstwinę i wykonał kilka niezwykle śpiewnych i urokliwych melodii, o których brzmieniu trudno opowiadać, to po prostu trzeba usłyszeć w pełnej krasie.
Festiwal Paweł Mykietyn – (konteksty), zarówno w odsłonie orkiestrowej, jak i kameralnej, był dla mnie ogromnym, muzycznym przeżyciem. Mistrzostwo wykonawcze orkiestry Sinfonia Varsovia, Lutosławski Quartet oraz Royal String Quartet, jak również pianisty – Macieja Piszka i wibrafonisty – Miłosza Pękali, tkwiło dla mnie w nadludzkim wymiarze muzykalności. Była to bowiem wirtuozeria kontrastów, wybrzmiewanie długich dźwięków, igranie z oczekiwaniami słuchaczy, a zatem w mojej opinii wykonawcy na jak najwyższym poziomie zrealizowali kompozytorskie postulaty twórców. Paweł Mykietyn, Paweł Szymański oraz Henryk Mikołaj Górecki to absolutni klasycy muzyki XX wieku, jednak gdy usłyszałam ich dzieła obok siebie podczas opisywanego festiwalu, dotarło do mnie, jak wszyscy trzej potrafili, lub potrafią do dziś, czerpać z muzycznej tradycji. Każdy z nich wypracował swój własny, dźwiękowy styl, a jednak wszyscy w swych dziełach na swój sposób oddali hołd wiecznie żywej muzycznej przeszłości.