Koncerty

Doznanie perfekcyjnego dwugłosu w folkowo-rockowej oprawie

31 maja 2025
24 maja warszawski klub Stodoła wypełniły nieziemskie melodie, pieczołowicie wykonane przez zespół The Swell Season. Warto dopowiedzieć, że trzon formacji stanowi dwoje wokalistów – pochodzący z Irlandii król rockowej ekspresji Glen Hansard oraz czeska artystka, prawdziwa bogini anielskiej kantyleny – Markéta Irglová.

Zaanonsowany duet wokalny dotarł do szerokiego grona odbiorców za sprawą Oscarowego filmu Once z 2007 roku. Urzeczona ową piękną muzyką zaczęłam zgłębiać nie tylko dyskografię The Swell Season, lecz także solowe poczynania obojga twórców. Szczególnie zachwyciła mnie płyta Muna Markéty Irglovej, o której jesienią ubiegłego roku obszernie pisałam na łamach niniejszego bloga. Zastanawiałam się, jak ten baśniowy dwugłos zabrzmi na żywo w sterylnych, klubowych warunkach i przyznam, że wykonawcza precyzja przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że wokalistom towarzyszyło skromne instrumentarium. Glen Hansard akompaniował sobie na gitarze, zarówno akustycznej, jak i elektrycznej, incydentalnie uskuteczniał też fortepianowe dźwięki, a w jednej z piosenek zagrał nawet na mandolinie. Markéta Irglová finezyjnie kreowała malownicze, fortepianowe pejzaże. Rockowy napęd generowała perkusja oraz bas i należy w tym miejscu odnotować, że wyjątkowo w roli basisty wystąpił tour manager formacji. Podczas nierzadkiego zagęszczenia akordowych zmian, Glen Hansard wielokrotnie wybawiał muzyka z opresji, hałaśliwie podpowiadając mu harmoniczny przebieg utworów.

Oprócz znanych kompozycji, relacjonowane wydarzenie zasiliły piosenki, które oficjalnie ukażą się dopiero za kilkanaście dni na nowym albumie grupy, zatytułowanym Forward. Premierowa ballada People We Used To Be majestatycznie zainicjowała cały koncert. Już podczas pierwszych, baśniowych fraz Markéty Irglovej, nie mogłam pohamować łez wzruszenia. Ów śpiewny wokal czarował emocjonalną głębią przekazu, udramatyzowanym rozedrganiem oraz świetlistością malowniczego legata. Gdy do artystki dołączył Glen Hansard, w pełni objawił się kunsztowny, idealnie zestrojony dwugłos. Na przestrzeni drugiej zwrotki, dźwięcznie wykonanej przez Glena Hansarda, urzekł mnie żar gardłowej chrypki, jak również mrok niskich rejestrów, uwydatniony w dystyngowanych zwieńczeniach fraz. Kolejny nowy utwór to kompozycja Stuck in Reverse. Wokalista imponująco przeskakiwał pomiędzy rejestrami, prezentując liryczną magię łkających falsetów, ale i natchnioną łagodność niskich częstotliwości. Spośród stosunkowo nowych kompozycji największe wrażenie zrobiła na mnie monumentalna pieśń Markéty Irglovej – Spirit Is Here Too. Jej studyjne oblicze sprzed roku wzmocnił rozmach orkiestry symfonicznej. Z kolei koncertowa odsłona zaanonsowanego dzieła (mimo znacznie skromniejszego anturażu instrumentalnego) ani przez chwilę nie straciła nobliwego charakteru. Efektowny, fortepianowy akompaniament stał się żyznym podłożem do rozkwitu melancholijnej melodii wokalnej, fascynującej szerokim ambitusem (zakresem od najniższego do najwyższego dźwięku). Apogeum perlistych motywów dochodziło do głosu w ornamentalnych, refrenicznych wokalizach na samogłosce „u”.

Trudno wyobrazić sobie koncert The Swell Season bez piosenek ze ścieżki dźwiękowej filmu Once, za które publiczność pokochała Glena Hansarda i Markétę Irglovą. Nie ukrywam, że z bijącym sercem czekałam na wykonanie rozczulającej śpiewnością, przebojowej pieśni Falling Slowly. Było to dla mnie muzyczne uniesienie, które zapamiętam do końca życia. Przede wszystkim niebywałym ciepłem urzekła mnie organiczna spójność metalicznych dźwięków gitary oraz perlistych, fortepianowych płaszczyzn. Tercjowe współbrzmienia wokalne płynęły bez pośpiechu, tworząc niebiańską narrację. Eteryczny głos Markéty Irglovej kontrastował z zawadiackimi glissandami Glena Hansarda w niskim rejestrze, nierzadko domykającymi zwięzłe wersy. W pierwszym refrenie zwróciłam baczną uwagę na teatralne wydłużenie słowa „time”. Gromki chór widowni dzielnie wtórował wokalistom, oni natomiast (poniesieni magiczną aurą tego epokowego arcydzieła) na samym końcu zaśpiewali dodatkowy, oczarowujący tęsknym liryzmem refren. Niezwykle efektownie zabrzmiała też kompozycja Lies, wzbogacona posuwistością rozłożonych akordów, niejednokrotnie kształtujących wiodącą linię melodyczną. Symetryczne, tercjowe motywy cechowała baśniowa intymność, zagęszczona z czasem mglistymi glissandami oraz jaskrawymi współbrzmieniami w wysokim rejestrze. Wykonawcy mantrycznie repetowali tytułowy wyraz, przyciemniony metalicznością szorstkich, gitarowych akordów. Nie lada zaskoczeniem było wykonanie piosenki If You Want Me. Ten rzewny, nasycony nostalgicznym pięknem utwór Markéta Irglova zaśpiewała w duecie ze swoją siostrą Zuzaną, obdarzoną delikatnym, odrobinę matowym głosem. Z czułością wsłuchiwałam się w ów siostrzany synchron wokalny, podbity przestrzennością fortepianowego akompaniamentu. Zadumaną melodię wyróżniały dostojne, kwartowe skoki, przeciwstawione gęstwinie sekundowych odległości, przesiąkniętych bezdennym smutkiem.

Iście bajkowy nastrój był zasługą jeszcze jednej solowej pieśni Markéty Irglovej, zatytułowanej I Leave Everything To Be. Statyczne akordy fortepianu towarzyszyły rozłożystej, quasimusicalowej melodii, pełnej spektakularnych skoków interwałowych, a wszystko to zaśpiewane klarownym, klasycyzującym wokalem, którego specjalność stanowiły długie, rozwibrowane dźwięki, ekspresyjnie intonowane w wysokim rejestrze. Relacjonowane wydarzenie obfitowało również w stricte rockowe popisy wokalne Glena Hansarda, które swym baśniowym głosem dyskretnie rozjaśniała Markéta Irglová. Niezapomnianych wrażeń dostarczyła mi emocjonalna kompozycja Great Weight. Utwór wybrzmiał m.in. w otoczeniu wykreowanego przez artystę akompaniamentu mandoliny. Krystalicznie czyste dźwięki owego instrumentu otulały zjawiskowej urody melodię, olśniewającą symetrycznymi frazami, często domkniętymi kunsztownymi, folkowymi ornamentami. Szlachetność sprawnego warsztatowo wokalu można było także dostrzec w salwach repetowanych dźwięków, podbitych mrokiem niskich rejestrów. Dynamiczną piosenkę This Gift upiększały gwałtowne prześlizgnięcia wokalisty pomiędzy niskimi a wysokimi dźwiękami, z kolei witalność linii melodycznej chwilami znikała w ogniu wszechobecnej chrapliwości, oplecionej rockową galopadą gitarowych akordów. Warto zwrócić uwagę, że wokaliści jawnie zamanifestowali swoje oddanie względem narodowej tożsamości. Glen Hansard przy ascetycznych, fortepianowych dźwiękach zaśpiewał tradycyjną, irlandzką pieśń Carrickfergus, racząc nas ruchliwością perlistych, zwiewnych ozdobników. Markéta Irglová w towarzystwie swojej niezwykle utalentowanej siostry wykonała natomiast w ojczystym języku kompozycję Karela Kryla, zatytułowaną Salome. Melancholia słowiańskiej melodii płynęła wartkim, dwugłosowym strumieniem, wzruszając mnie do łez sielskim ciepłem na wskroś słowiańskiego sznytu. Przystępne wykrzyknienia urokliwie dźwięcznego, tytułowego imienia wybrzmiewały hymnicznie, intrygując śpiewnością oraz prostotą przekazu.

Koncert The Swell Season w warszawskim klubie Stodoła był dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Znakomite nagłośnienie relacjonowanego wydarzenia sprawiło, że mogłam w pełnej krasie rozkoszować się wzorcowo strojącym dwugłosem wokalnym, słyszalnym przy wtórze kameralnego instrumentarium. Glen Hansard zaprezentował pełnię swych wokalnych możliwości, głównie śpiewając mocno, zdecydowanie, gdzieniegdzie zaostrzając poszczególne frazy ognistą, gardłową chrypką. Od czasu do czasu jednak pozwalał sobie na urokliwy powab lirycznie jaskrawych falsetów. Anielski, odrobinę klasycyzujący głos Markéty Irglovej każdorazowo przenosił mnie w inny wymiar, zachwycając wykonawczą precyzją rozległych skoków interwałowych, natchnioną subtelnością i ruchliwością gęstego rozwibrowania. Nie mogę się doczekać nadchodzącej płyty formacji, licząc na chwytające za serce, melodyjne piosenki, nasycone wyrazistym, folkowo-rockowym pierwiastkiem.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.