Muzycy Utwory

Doznanie perfekcyjnych piosenek

11 czerwca 2021
Często w kontekście ważnych wydarzeń z historii muzyki mówi się, że nastał koniec pewnej epoki. Zdecydowanie można wyrzec te słowa również przy okazji niedawnego zakończenia muzycznej działalności zespołu Perfect. Pragnę więc dziś powrócić do chlubnej przeszłości grupy i przedstawić Wam pięć najbardziej perfekcyjnych piosenek z jej dorobku, rzecz jasna w mojej subiektywnej opinii.

Chronologicznie rozpocznę od najbardziej psychodelicznego utworu w karierze Perfectu, pochodzącego z debiutanckiej płyty tej rockowej formacji. Mam na myśli piosenkę Obracam w palcach złoty pieniądz, w której jako wokalista w pełnej krasie zaprezentował się Zbigniew Hołdys. Inspiracją do stworzenia tych jakże wielowymiarowych słów była dla autora tekstu – Bogdana Olewicza psychodeliczna warstwa literacka utworów Jimmy’ego Hendrixa. Surrealistyczne strofy opisywanej piosenki dają szerokie pole do interpretacji, ja jednak pozwolę sobie skoncentrować się na muzyce, bowiem teksty Bogdana Olewicza zostały już przeanalizowane na wszelkie możliwe sposoby, a muzykę sensu stricto traktuje się moim zdaniem dość marginalnie. Miękkie, perkusyjne dźwięki wyznaczają motoryczny rytm, na jego tle słychać gitarową wielowarstwowość. Głos wokalisty jest ekspresyjny, przepełniony dynamicznymi dźwiękami w wysokim rejestrze. Na końcu krótkich epizodów wokalnych (fraz) pojawiają się zwiewne ozdobniki. Zaobserwowałam ich dwa rodzaje. Pierwszy to opadające motywy na końcu niektórych wyrazów, np. w słowie „rzeką”. Drugi natomiast polega na oplataniu poszczególnych sylab płynnymi ornamentami, ma to miejsce choćby w wyrazie „tęczą”. Interludia instrumentalne, czyli przerywniki pomiędzy odcinkami wokalnymi, obfitują z kolei w fascynujące gitarowe dialogi. Linia melodyczna owych motywów jako żywo przypomina mi riff do utworu Layla Erica Claptona, natomiast wykonawczo dostrzegam w tych dźwiękach przejmującą, bluesową melancholię.

Moim absolutnie najukochańszym utworem zespołu Perfect jest Wyspa, drzewo, zamek. Opisywana piosenka pochodzi z płyty zatytułowanej UNU i jako ciekawostkę dopowiem, że był to mój pierwszy, przesłuchany świadomie rockowy album, który od początku do końca mnie zachwycił. Tekstowo, mowa tutaj o człowieku, gorliwie dbającym o należącą do niego wyspę, własnoręcznie posadzone drzewo oraz zbudowany przez siebie zamek. Niestety jednak, złośliwe sploty okoliczności rychło zaczęły niszczyć wymienione dobrodziejstwa, którym się poświęcił. Zdezorientowany stwierdza zatem ze smutkiem: „nie wiem sam, gdzie miejsce dla mnie jest”. Muzycznie, dociera do nas dyskretny, perkusyjny puls. Perkusista gra bardzo charakterystycznie, używając techniki rim shot, czyli wykonując swą partię na rancie werbla. Grzegorz Markowski śpiewa z ogromną żarliwością. Zwrotki składają się z sześciodźwiękowych motywów, których zwieńczenia naprzemiennie są opadające oraz wznoszące. W akompaniamencie instrumentalnym przykuwa uwagę gitarowa wytworność i wielowarstwowość. Refren fascynuje motoryką, wokalista skanduje poszczególne sylaby, a linię melodyczną niejako drugim głosem wzmacnia gitara. Szczyptę mroku zapewniają z kolei ekspresyjne dźwięki basu. W ostatnim słowie każdego refrenu słychać ponadto subtelny, opadający ozdobnik. Pomiędzy drugim refrenem a trzecią zwrotką rozkwita metaliczna i niezwykle finezyjna solówka gitary akustycznej. Cały utwór klamrowo spinają delikatne dźwięki perkusji.

Pozostanę na płycie UNU, by pochylić się nad jej epilogiem, zjawiskową balladą – Objazdowe nieme kino, napisaną ku czci ofiar tragedii w Kopalni „Wujek”. Strach, o którym mowa w tekście można jednak w mojej opinii odczytywać niezwykle uniwersalnie. Od strony muzycznej, śpiewna melodia powtarza się tutaj niczym mantra. Upiększa ją łagodny, gitarowy akompaniament, niejednokrotnie ozdobiony płynnymi przejściami pomiędzy dźwiękami, czyli tzw. glissandami. Wzmacniają go tajemnicze motywy basu. Dodatkowo, melodię wokalną wzbogaca jeszcze jedna (niezwykle oszczędna w środkach) partia gitary. Z czasem słychać również intrygujące, aksamitne szmery perkusji. Te ostatnie, od słów „piekący ból” przemieniają się w miarowe uderzenia. Perkusja w pełnej krasie dociera do nas od wersu: „zamykam strach na niewidzialny klucz”. Wokalista po raz pierwszy wspina się na najwyższy dźwięk linii melodycznej w wyrazie „żaden”, który dodatkowo ozdabia szorstka chrypka. Jako ciekawostkę dopowiem, że kulminacja utworu, utrwalona chociażby w jego koncertowej wersji z płyty Live, wydanej w 1983 roku, obfituje w niezwykle kunsztowne pogwizdywanie głównej melodii w dwugłosie.

Rozdzierający wyrzut oraz krzyk buntu usłyszałam z kolei w piosence (powstałej już na początku lat dziewięćdziesiątych), zatytułowanej jakże znamiennie – Całkiem inny kraj. To smutna opowieść narratora o napotkanym biedaku, który ze wszystkich sił żebrze o cokolwiek do jedzenia, jak również o brutalnie zastrzelonej w biały dzień, niespełna siedemnastoletniej dziewczynie, przed którą było całe życie. To wszystko doprowadza do smutnej konstatacji autora, że kraj, w którym żyje zmienia się diametralnie na jego oczach. Rockowy sznyt zapewnia tu słyszalny już na początku rozedrgany dźwięk gitary. Nie brakuje także wyrazistych uderzeń perkusji, a z czasem dźwięk gitary ulega fascynującemu spłaszczeniu, dzięki użyciu tzw. efektu wah-wah, popularnie określanego mianem kaczki. Motywy w partii wokalnej przedzielają instrumentalne pauzy, w związku z tym przekaz słowny staje się bardziej komunikatywny. Intrygujące walory kolorystyczne to pełne niepokoju uderzenia perkusji pomiędzy zwrotką a refrenem oraz gitarowy zgrzyt, który niejako dopełnił wers: „w niebo leci krzyk”. Przed wieńczącym utwór refrenem występuje gitarowe solo, obfitujące w ostre dźwięki w wysokim rejestrze.

Na koniec klasyka, czyli zjawiskowej urody ballada, opowiadająca o trudach miłosnej relacji. Mam na myśli utwór Niepokonani. Początkowo słychać w nim niezwykle charakterystyczne motywy gitary akustycznej. Wspomniany instrument, a także równomierny puls sekcji rytmicznej towarzyszą śpiewnej melodii wokalnej. Nie mogę również przejść obojętnie obok swego rodzaju muzycznego rozjaśnienia, które pojawia się za sprawą opadającego, gitarowego motywu, po którym następują jakże istotne słowa: „płyniemy przez Wielki Babilon”. Trudno także w kontekście tego utworu nie wspomnieć o filozoficznym przesłaniu, iż trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Metaliczna melodia gitary akustycznej spina całą kompozycję charakterystyczną klamrą.

Pięć perfekcyjnych piosenek, pochodzących z dorobku klasycznej, rockowej formacji. Perfect, jako jeden z najbardziej rozpoznawalnych zespołów na polskiej scenie, unikatowo i niezwykle zgrabnie połączył aranżacyjny kunszt z przystępną melodyjnością. Szkoda, że grupa kończy działalność, na szczęście jednak zawsze można wrócić do wiecznie żywej klasyki, którą po sobie pozostawiła. Tego typu decyzje zawsze będą smucić entuzjastów danego zespołu, jednakże cytując tekst samego Perfectu „wszystko ma swój czas”. Wiadomo też, iż muzycy rozstali się z publicznością w glorii chwały, można zatem powiedzieć, że zeszli ze sceny niepokonani.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.