Doznanie przebojowych piosenek ze szczyptą dekadencji
Wciąż nie mogę się nadziwić, jak wiele znakomitej polskiej muzyki ukazuje się w ostatnich miesiącach. Trzydziestego września miał swoją premierę choćby drugi studyjny album śląskiego zespołu Venta Quemada, na którym chwytające za serce, iście dekadenckie teksty ozdabiają szalenie urodziwe melodie.
Zaanonsowana płyta formacji Venta Quemada zatytułowana jest tak, jak nazwa zespołu. Muszę również w tym miejscu odnotować fakt, że od strony formalnej nie spełnia ona wymogów albumowych sensu stricto. Stanowi ją bowiem tylko sześć piosenek, a całość trwa niewiele ponad pół godziny. Owo drobne zastrzeżenie nie gra jednak roli, gdy skoncentrujemy się na treści. Album Venta Quemada stworzony jest z sześciu pełnokrwistych, zarażających przebojowością kompozycji. W dodatku personalne roszady w zespole wpłynęły na jego unikatowe brzmienie. Wspomniane zmiany dotknęły wiodącego wokalu, za który tym razem odpowiada wykonawczyni obdarzona jaskrawym, aczkolwiek lekko zachrypniętym głosem – Patrycja Mrowiec. Z kolei drugoplanowe melodie zaśpiewał Arkadiusz Bąk, który w poprzednim wcieleniu Venty Quemady był głównym wokalistą. Wspomniałam, że opisywany album to jedynie sześć utworów, natomiast aż trzy z nich zostały singlami promującymi całe wydawnictwo. Niech więc moja recenzja niesztampowo rozpocznie się od omówienia właśnie tych trzech piosenek.
Kompozycja Pogodny żniwiarz była pierwszym ujawnionym utworem z albumu grupy Venta Quemada, a ponadto spektakularnie go inicjuje. Dostojny riff gitary, ozdobiony przestrzennym pogłosem, wykreował tu wielce osłuchany z muzycznymi trendami Szymon Szwajger. Do owych wytwornych dźwięków rychło dołącza sekcja rytmiczna, szczególnie uwagę przykuwa nasycona wysokimi częstotliwościami partia perkusji Marka Kowalskiego. Wielopłaszczyznowość wzmagają dwie melodie – pierwszą (w pełni wokalną) wykreowała Patrycja Mrowiec, druga natomiast należy do klawiszy, jednak łudząco przypomina ludzki głos, a kształtują ją w dużej mierze rozłożone akordy. Niebywale silny pierwiastek goryczy i dekadencji pojawia się w ekspresyjnie wykonanych wersach: „nic nie zostanie po nas, historia skończona”. Zapadającymi w pamięć fragmentami są pełniące funkcję refrenów przerywniki instrumentalne, w ramach których motoryczną jednostajnością fascynuje partia basu Arkadiusza Bąka. Wspomniana gitara basowa wespół z klawiszami w pewnej chwili gra też piękną w swej prostocie melodię, natomiast przenikliwy, wieńczący całość dźwięk wybrzmiewa uroczyście i powoli. Drugi singiel z albumu Venta Quemada nosi tytuł Ćmy. Tutaj również uwagę przykuwa patent z dwiema melodiami – jedną główną (wokalną), a drugą funkcjonującą na zasadzie barwnego, jakże lirycznego kontrapunktu klawiszy, najczęściej opartego na opadających motywach. Szalenie elektryzującym fragmentem jest wykrzyknik, słyszalny zarówno w melodii Patrycji Mrowiec, jak i Arkadiusza Bąka. Ma on miejsce na słowach: „dajmy się jej zaskoczyć”. Wpadający w ucho refren lśni przebojowością, a zakończenie ludzkiej egzystencji zostało tu mistrzowsko porównane do przejażdżki tramwajem, w której tyle samo przystanków (po trzy) jest do piekła i do nieba. Zresztą znamienne, z lekka złowrogie melodyczne zawieszenie pojawia się tutaj właśnie w wyrazie „piekła”. Trudno jest mi opisać słowami ostatni singiel, trwający dziewięć minut i zatytułowany poetycko Wszystkie modlitwy świata. To od pierwszego przesłuchania najbliższy mi utwór na recenzowanej płycie, wstrząsający i wielowymiarowy. Najpierw dociera do nas świetlisty gitarowy riff, a niedługo potem słychać łagodną melodię wokalną. Początkowo brzmi ona subtelnie, ale na przykład zmechanizowany fragment od słów „automatyczny anioł” zachwyca ekspresją, której apogeum następuje w wersie: „możesz nagrać wiadomość”. Wokal Patrycji Mrowiec przepełnia strach i tajemniczość, z kolei drugi głos Arkadiusza Bąka brzmi surowo i krzykliwie. Siedem apokaliptycznych uderzeń perkusji zwiastuje zupełnie nową muzyczną myśl. Ascetycznością fascynuje mroczne solo basu, po którym następują dwie, przenikające się wzajemnie melodie. Pierwsza brzmi eterycznie i dźwięcznie, a odpowiada za nią klawiszowiec Wojciech Włodarczyk. Druga jest natomiast szorstka, szlachetna i rozedrgana, a stworzył ją w ramach swej gitarowej partii wspomniany wcześniej Szymon Szwajger. Po chwili rozbłyskuje nieznana dotychczas linia melodyczna, przesiąknięta chwytającymi za serce, niezwykle efektownymi długimi dźwiękami. Cały ten fragment wieńczą gardłowe okrzyki, słyszalne w wielokrotnie powtarzanym wersie: „na wieki wieków amen”. Później dochodzą do głosu już tylko instrumentalne płaszczyzny i trudno zdecydować, która z nich zasługuje na największe docenienie, bo wszystkie brzmią znakomicie. Kontynuowane są klawiszowo-gitarowe pejzaże, gdzieniegdzie słychać też jaskrawe dzwoneczki, które z czasem ustępują miejsca przenikliwym prześlizgnięciom pomiędzy dźwiękami. Gdzieniegdzie partia gitary raczy nas rozedrganymi akordami, a definitywne zakończenie tego mantrycznego, progresywnego hymnu należy do trzech perkusyjnych uderzeń.
Nie samymi singlami stoi płyta Venta Quemada, ale warto zauważyć, że pozostałe utwory również cechuje przebojowość. Przodownikiem w tej materii jest moim zdaniem kompozycja Roje. Obfituje ona w kunsztowne szmery perkusji, za które odpowiada wspomniany wcześniej Marek Kowalski. W partii wokalnej na pierwszy plan wysuwają się wielokrotnie powtarzane słowa: „nie mogę zasnąć”. Refren wzrusza melodyjnym liryzmem, a szczególną dźwięczność dostrzegłam w precyzyjnym podwojeniu głoski „r” podczas złożenia wyrazów „liter roje”. Już introdukcję utworu Koła wozu skrzypią nocą ozdabia urokliwa melodia gitary. Patrycja Mrowiec oraz Arkadiusz Bąk prowadzą zawzięty dialog wokalny, a apogeum mrocznych dźwięków generuje fraza: „poświęcamy durniom czas”. Efektowne solo gitary brzmi bezwzględnie i szorstko, wzruszając szlachetną wielowarstwowością. Nagromadzenie z lekka niepokojących orientalizmów w postaci półtonów, a więc najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami urzekło mnie w kolejnej piosence, zatytułowanej Nagle robi się nieswojo. Tutaj gitarowy riff wzbogacają rozedrgane, nieco archaiczne płaszczyzny klawiszy. Partia wokalna jest łagodna, lecz jednocześnie żarliwie zachrypnięta, a prominentne słowo „świetniej” w pierwszej zwrotce powtarza się zupełnie niespodziewanie. Tytułowe wyrazy często wzmaga patetyczne echo, natomiast w obecnej na drugim planie melodii Arkadiusza Bąka słychać nadmiernie wyeksponowaną głoskę „ę” w wyrazie „się”.
Drugi album śląskiego zespołu Venta Quemada, zatytułowany dokładnie tak samo, jak nazwa grupy, wyróżnia punk rockowa surowość, melodyjna prostota oraz przebojowa śpiewność. Sześć wpadających w ucho piosenek spajają nie tylko walory aranżacyjne, lecz także dekadencja warstwy literackiej, która bez skrupułów głosi, że koniec świata jest już bliżej niż dalej. Wiele przestrzeni wprowadziła wyrazista zmiana w składzie grupy, a mianowicie wiodący wokal Patrycji Mrowiec. Jej wykonawcza charyzma w postaci gardłowej chrypki i jaskrawej subtelności to absolutnie unikatowy konglomerat barw. Pięknym dopełnieniem wokalnym jest też surowy, trochę nieokrzesany głos Arkadiusza Bąka. Wspomniany muzyk kreuje również przesiąknięte tajemniczością pejzaże na gitarze basowej, wraz z perkusistą – Markiem Kowalskim trzymając te piękne melodie w rytmicznych ryzach. Z kolei klawisze Wojciecha Włodarczyka ozdabiają owe hałaśliwe utwory liryczną śpiewnością, a gitarowe solówki Szymona Szwajgera przepełnia szorstkie rozedrganie oraz magiczna melancholia. Z całej duszy rekomenduję Wam płytę Venta Quemada, ponieważ takiego nagromadzenia nośnej przebojowości dawno nie słyszałam na rodzimej scenie.