Doznanie przeniesienia w czasie
Dziś chciałabym się z Wami podzielić moimi koncertowymi wrażeniami z zeszłego tygodnia. Czułam się tak, jakbym żyła w innej epoce i jakby zespół Dire Straits w szczytowej formie wykonywał swe największe przeboje.
To jednak nie Dire Straits zawładnął 10. lipca krakowską Tauron Areną, choć moje skojarzenie bynajmniej nie jest przypadkowe. Usłyszałam bowiem na żywo Marka Knopflera, czyli najbardziej rozpoznawalnego muzyka tej rockowej grupy i jednocześnie jej byłego lidera. Na wstępie przyznam, że głos wokalisty wciąż brzmi jak dawniej; nisko, lekko chropowato, melancholijnie i odrobinę deklamacyjnie. Mimo upływu lat, zmianie nie uległo także brzmienie jego gitarowych solówek, gładkie i śpiewne, jednak niepozbawione silnie zaakcentowanych, pojedynczych dźwięków, równoważących słodycz tej bezkresnej melodyjności.
Repertuar koncertu był niezwykle szeroki, gdyż dwie godziny całego wydarzenia wypełniły utwory z dyskografii zarówno Dire Straits, jak i z solowej twórczości Marka Knopflera. Mimo oczekiwań publiczności, nie zabrzmiała ani piosenka Brothers in Arms (która dla mnie jest jedną z najpiękniejszych rockowych ballad w dziejach muzyki), ani dynamiczne Sultans of Swing. Brak największych przebojów zrekompensowały mi jednak inne wspaniałe piosenki Dire Straits. Artysta powrócił choćby do kompozycji ze swej chlubnej przeszłości, gdyż wykonał m.in. na wskroś amerykańskie Once Upon a Time in the West, urzekające motoryczną partią perkusji ozdobioną egzotycznymi solówkami sekcji dętej. Ponadto warto przywołać zagrane dostojnie, wręcz hymnicznie On Every Street, a także Your Latest Trick pełne finezyjnych dźwięków saksofonu i trąbki oraz wyróżniające się subtelnym, charakterystycznym rozciąganiem w czasie melodii wyśpiewywanej przez Knopflera. Dodam, że najbliższe mi dwa momenty koncertu to również nieśmiertelne utwory Dire Straits. Pierwszym było liryczne Romeo And Juliet, fascynujące krystalicznie czystymi dźwiękami akustycznej gitary Dobro, która jest znakiem rozpoznawczym bohatera tego wpisu. Przy okazji owego utworu warto nadmienić, że akustyka krakowskiej Tauron Areny najlepiej sprawdzała się właśnie w balladach, gdyż każdy dźwięk słyszalny w tej trudnej do nagłośnienia przestrzeni, docierał do mnie wówczas z nienaganną precyzją. Nieco inaczej było jednak w przypadku mocnych, rockowych utworów, gdzie sekcja rytmiczna momentami zatracała swą czytelność. Drugi, wręcz pomnikowy fragment koncertu to Money for Nothing, uderzające genialnym, klawiszowym popisem Guya Fletchera, grającego z Knopflerem jeszcze w czasach Dire Straits. Ta syntezatorowa ściana dźwięku zabrzmiała niemal identycznie jak w wersji studyjnej. Następnie, z owej mrocznej głębi wyłoniły się przestrzenne chóry uzdolnionych wokalnie muzyków, którzy odśpiewali kultową frazę: „I want my MTV”. Potem już tylko majestatyczna perkusja, rozpoznawalny gitarowy riff i na dobre rozwinął się wielki przebój, niezwykle owacyjnie przyjęty przez publiczność.
Jak już wspomniałam, zabrzmiały także kompozycje pochodzące z przepastnej, solowej dyskografii Knopflera. Warto przywołać otwierające koncert Why Aye Man, w którym artysta zaprezentował żarliwość gitarowych solówek, wspaniale kontrastującą z długimi i ostrymi dźwiękami saksofonu. Pojawiły się również dwie piosenki z albumu Sailing To Philadelphia. Utwór tytułowy z tej płyty, w swej koncertowej odsłonie urzekł mnie balladowym, natchnionym nastrojem, wyczuwalnym silniej niż w wersji studyjnej. Z kolei Speedway at Nazareth to melodyjność pełna surowej, energicznej lekkości i wirtuozerii w najczystszej postaci. Co ciekawe, opisywany koncert był częścią trasy promującej najnowszy album Knopflera, wydany u schyłku ubiegłego roku i zatytułowany Down the Road Wherever. Nie zabrzmiało jednak z niego wiele utworów, a za najpiękniejszy, koncertowy akcent tego albumu uznałam My Bacon Roll, wykonane śpiewnie, z nutką zadumy i melancholii.
Mark Knopfler to wokalista, gitarzysta i kreator charakterystycznego brzmienia. Możliwość usłyszenia go na żywo przeniosła mnie kilkadziesiąt lat wstecz, do zupełnie odległej epoki, w której piosenki Dire Straits niepodzielnie królowały na światowych listach przebojów. To niezwykłe, że czas mija, a owa muzyka się nie zmienia. W dużej mierze jest to zasługa używania przez Knopflera tych samych instrumentów co kiedyś, ale także, a może nawet przede wszystkim, pielęgnowania swego nietuzinkowego, gitarowo-wokalnego stylu, trwale zakorzenionego w historii rocka.