Doznanie samowystarczalności
Zauważyłam, że moje ostatnie wpisy poświęcone były wyłącznie muzyce sprzed kilkudziesięciu lat. Tym razem przybliżę Wam płytę z czasów nie tak odległych, ale też nie najnowszą, gdyż od jej wydania minęło już dziesięć lat. Korzystając więc z tego okrągłego jubileuszu, napiszę o albumie Hat, Rabbit Gaby Kulki. Moim zdaniem, to jeden z najciekawszych polskich albumów XXI wieku.
Płytę Hat, Rabbit przede wszystkim cechuje stylistyczna różnorodność oraz samowystarczalność wokalistki. Gaba Kulka bowiem jest tu sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Nie tylko zaśpiewała wszystkie piosenki, lecz także skomponowała do nich muzykę, napisała teksty i zaakompaniowała sobie na fortepianie. Choć dostrzegam na tym albumie silne inspiracje twórczością Kate Bush, nie ma mowy o wtórności, gdyż całość spaja wyjątkowa pomysłowość Gaby Kulki. Niejednokrotnie bowiem różnicuje ona zarówno brzmienie swojego głosu, jak i partii fortepianowych. Dodam, że wokalistce towarzyszy zespół Raalya, którego enigmatyczna nazwa pochodzi od pierwszych liter nazwisk muzyków; perkusisty – Roberta Rasza, gitarzysty – Piotra Aleksandrowicza oraz basisty – Kornela Jasińskiego. Pewnie wnikliwi czytelnicy zapytają, dlaczego zatem zespół nie nazywa się Raalja? Być może dzięki literze „y” ich nazwa brzmi bardziej eksportowo.
Na Hat, Rabbit znajdują się cztery utwory zaśpiewane wyłącznie w języku polskim. Przywołam najpierw niezwykle nośną kompozycję Niejasności, gdzie Gaba Kulka zachwyca mnie płynnym, trudnym wykonawczo przechodzeniem od dźwięków niskich do wysokich, szczególnie słyszalnym w słowach „rozsypany” oraz „gołębie”. Ponadto, nad wyraz dźwięcznie podkreśliła tu głoskę „ś” w słowach: „niejasności”, „wątpliwości” i „przynależności”, czego efektem jest niebywała śpiewność i lekkość tych słów na tle całego utworu. Fascynuje mnie w tej piosence również rockowe brzmienie gitarowych solówek Piotra Aleksandrowicza oraz pulsacyjność sekcji rytmicznej. W tle pobrzmiewają także hałaśliwe wykrzyknienia wokalisty – Czesława Mozila, którego głos ozdobił również liryczną balladę zatytułowaną Aaa… Owa kompozycja odznacza się bardzo wyrafinowaną melodią oraz malowniczymi solówkami fortepianu, utrzymanymi w wysokim rejestrze, gdzieniegdzie tylko dublującymi partię wokalną. Jedną z najlżejszych piosenek jest z kolei bossa nova o dźwięcznym tytule Bosso, w której próżno szukać brzmienia fortepianu, a głównym akompaniującym instrumentem staje się dynamiczna, akordowa partia gitary. Ciekawy zabieg stanowi też komputerowy efekt nałożony na głos wokalistki, uwydatniający jego matowość i chwiejność. Siłą utworu Kara Niny jest natomiast chropowata, ostra sekcja dęta, a także kulminacyjne, trudne wykonawczo wokalizy Gaby Kulki. Kompozycja Słuchaj to moim zdaniem kwintesencja liryzmu, zachwycająca subtelną, akordową partią fortepianu. Dodatkowo, pierwszą jej część wokalistka śpiewa po polsku, drugą z kolei – w języku angielskim.
Większość albumu stanowią jednak utwory anglojęzyczne, w których szczególnie słyszalne są echa Kate Bush. W nieco innym (lekko jazzującym) klimacie utrzymana jest jedynie wyrafinowana ballada Love Me. Kate Bush w swej dynamicznej odsłonie wyłania się najsilniej z kompozycji: Hat, Meet Rabbit, Challenger oraz Heard the Light. Gaba Kulka eksponuje w nich wysoki rejestr swojego głosu, od czasu do czasu tylko leniwie prześlizgując się pomiędzy dźwiękami. Do muzyki wybitnej, brytyjskiej artystki nawiązuje tu także charakterystyczne brzmienie fortepianu, w którym dominuje artykulacja staccato, polegająca na oddzielaniu od siebie poszczególnych dźwięków. Jeśli zaś chodzi o kolorystykę brzmieniową, niekwestionowanym liderem jest dla mnie kompozycja Propaganda. Dostrzegam w niej wiele muzycznych barw; od łagodnych, krystalicznie czystych klawiszowych solówek, przestrzennych chórów wokalnych, aż do fanfarowych uderzeń perkusji i rockowo brzmiącej partii gitary. Moimi ulubionymi utworami na tym albumie są natomiast dwie ballady. Pierwsza nosi tytuł Emily i przyznam, że wręcz poraża mnie w niej kontrast pomiędzy tęskną, choć niepozbawioną delikatnych ozdobników melodią wokalną a ostrym, wręcz dramatycznym akompaniamentem fortepianu w niskim rejestrze. Drugim moim faworytem jest Lady Celeste z gościnnym udziałem wirtuoza skrzypiec – Konstantego Andrzeja Kulki, będącego zarazem ojcem wokalistki. Ileż tu rytmicznej wielobarwności, jak również znakomitych, skrzypcowo-wokalnych współbrzmień. Dopowiem, że dotychczas nie słyszałam piosenki, w której tak znakomicie uzupełniałyby się te dwa instrumenty. Album wieńczy szorstki utwór Over z celowo przesterowanym wokalem oraz burzliwym (eksponującym niskie dźwięki) akompaniamentem z pierwszoplanową rolą fortepianu oraz gitary elektrycznej. Mimo że początkowo odebrałam tę kompozycję jako brzmieniowe efekciarstwo, obecnie chętnie do niej wracam, doceniając jej producencki kunszt i oryginalność.
Gaba Kulka to niezwykle ciekawa osobowość na rodzimej scenie. Jako artystka jest samowystarczalna, niezależna, gdyż oprócz tego, że śpiewa w sposób charakterystyczny i nietuzinkowy, to również komponuje, pisze teksty i gra na fortepianie. Wciąż z wypiekami na twarzy czekam na jej nowe dokonania i mimo że najbardziej poruszyła mnie na płycie Hat, Rabbit, każdy album Gaby Kulki uważam za interesujący. Choć w jej utworach można odnaleźć inspiracje zarówno twórczością Kate Bush, jak i muzyką jazzową, artystka ta potrafi przefiltrować je przez swoją wrażliwość, nadając tworzonej przez siebie muzyce niepowtarzalną, zupełnie nową jakość.