Płyty

Doznanie szczerości punkowego ducha

17 stycznia 2025
Ostra, ekspresyjna muzyka z bezpośrednim przekazem miała nam sporo do zaoferowania w 2024 roku. Rekomenduję Wam niniejszym rodzimy zespół z 20-letnim stażem o wdzięcznej nazwie Spirit of 84. Rzeczona formacja, pod wodzą charyzmatycznego wokalisty, multiinstrumentalisty i autora tekstów – Krzysztofa Karnkowskiego, wydała u schyłku ubiegłego roku album o wymownym tytule Czyściec narodów.

Hałaśliwa, charakterna płyta zespołu Spirit of 84 od pierwszego przesłuchania urzekła mnie siłą szczerych, buntowniczych tekstów oraz melodyjnymi, wpadającymi w ucho piosenkami. Rozedrgane, gitarowe akordy rozpoczynają kompozycję Walcz o swoje brawa. W zwrotkach Krzysztof Karnkowski pozwala sobie na recytację. Szczególnie groźnie brzmią ostrzegawcze frazy: „kto chce, niech się na spokój nabiera, w tym spokoju już burza się rodzi”. Piosenkowe cząstki wzorcowo przedziela chropowaty, motoryczny riff gitary. Ascetyczną, choć niepozbawioną gęstego przepływu dźwięków melodię przedrefrenu wokalista intonuje na całe gardło. Ogniście zaśpiewany, tytułowy wers, okalający dynamiczny refren, podlega wielokrotnym, mantrycznym repetycjom. Majestatyczne, nieco zgrzytliwe akordy gitary spinają piosenkę liryczną klamrą. Autorem muzyki oraz katarynkowej, dźwięcznej partii klawiszy w utworze Biję się jest wykonawca obdarzony zabawnym pseudonimem Kaczewersacze. Przerywniki instrumentalne nabudowują świszczące prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami, imitujące odgłosy alarmu. Z hałaśliwymi zwrotkami kontrastuje śpiewny refren, gdzie wokalista uskutecznia dostojne, kwartowe skoki na końcu fraz, m.in. w wyrazach: „z myślami”. Naturalność wokalnego wywodu przez chwilę zaburza transakcentacja, obecna na słowie „zaciskam”. Formalną niespodziankę stanowią nośne, stadionowe okrzyki. Podczas lirycznej odsłony jednego z refrenów, wokaliście (z  lekkim opóźnieniem rytmizującemu melodyjne frazy) towarzyszy wyłącznie podstawa basowa. Mocnym punktem albumu Czyściec narodów jest jeden z moich ulubionych utworów, zatytułowany Każdy inny czas. Ponownie jego siłę stanowi kontrast między szorstkimi, krzykliwymi zwrotkami a przesiąkniętym melodyjnością refrenem. Twardo stąpający po ziemi autor tekstu nie pozostawia nam żadnych złudzeń: „nasz czas nie jest wyjątkowy, jest jak każdy inny czas”. Refren, będący naturalną kontynuacją prostego, gitarowego riffu, odznacza się wokalnym rozdwojeniem. Wówczas Krzysztof Karnkowski przez chwilę śpiewa sam ze sobą w dyskretnym, aczkolwiek podniosłym dwugłosie. Tytuł kolejnego utworu mówi wszystko – Piosenka na XX-lecie Spirit of 84. Tekst dobitnie głosi, że kołowrotek codziennych problemów dorosłego życia nie pozwala zespołowi realizować się z takim zapałem jak kiedyś. Realistyczne wersy są bezlitosne: „nie mamy dla was czasu, nie macie na nas czasu”. Sielski liryzm dostrzegam tu w początkowych motywach gitary, jak również słyszalnej znacznie później melancholijnej solówce owego instrumentu. Zanim jeszcze nadejdzie recytowany słowotok pierwszej zwrotki, naszym uszom ukazuje się zgrzytliwy riff gitary oraz dostojne, perkusyjne terkoty. Oba powyższe komponenty przewijają się potem przez całą piosenkę. Ostatni refren rozbrzmiewa wśród instrumentalnego zgiełku, podbitego kulminacyjnie przyspieszonym tempem. Swą dostojną, tajemniczą aurą nie przestają frapować mnie Rany śmiertelne. Już na ich początku słychać gotyckie, klawiszowe pejzaże, które łudząco przypominają brzmienie waltorni. Rzeczony instrument dęty od razu przywodzi mi na myśl niezwykle dla mnie ważną twórczość zespołu Armia, do którego wieloletniej fascynacji przyznawał się niejednokrotnie Krzysztof Karnkowski. Oprócz tych oryginalnych, quasiwaltorniowych współbrzmień, wytworny majestat ma w sobie wiodąca linia melodyczna, przepełniona niewielkimi odległościami pomiędzy dźwiękami. Masywny ciężar wyróżnia niskie, ekspresyjne motywy basu, a błyskotliwość gier słownych nie ma sobie równych: „roboty było w bród, oblepiła nas brudem”. Motoryczne wersy mknącego szaleńczo refrenu wokalista upiększył drapieżną, gardłową chrypką. Harmoniczny koloryt wzbogacają wszędobylskie motywy klawiszowej waltorni. Drugą zwrotkę wyróżnia wokalne rozdwojenie, a solista z wyczuwalną nutką zblazowania momentami sam ze sobą śpiewa w dwugłosie.

Przyszedł czas na kompozycję tytułową – Czyściec narodów. Początkowo objawia się nostalgiczna melodia gitary, ozdobiona orientalnym sznytem. W trakcie jej trwania wokalista wypowiedział słowa: „raz raz”, jakby nie był pewien, czy wszystko dokładnie słychać. Chwilę później gitarowe krajobrazy ulegają zagęszczeniu, a tempo gwałtownie przyspiesza. Zadziorny krzyk w partii wokalnej pozwala ruszyć z kopyta hałaśliwej linii melodycznej. Wtórują jej choćby burzliwe warkoty gitary. Przebojowy, śpiewny charakter refrenu rozczula witalnością oraz surowością błyskotliwych wokaliz na samogłosce „o”. Po dwóch zwrotkach i refrenach powraca znajoma, tęskna melodia gitary, wzmocniona marszowym pulsem perkusji. Rockowy napęd kreuje kolejną zwrotkę, pełną gorączkowych pytań: „czy nie ma dla nas nadziei”, a także: „czy tylko w złym miejscu szukamy”. Uroczyste zwieńczenie należy do klawiszy, hejnałowo imitujących sekcję dętą. W utworze Bez kagańca swoje kompozytorsko-instrumentalne umiejętności zaprezentował Bartek Kielar. Jego subtelne, malownicze dźwięki basu zainicjowały całą piosenkę, wprowadzając odrealniony, anielski klimat, zagęszczany jednak nieustannie galopadą perkusyjnych stukotów. Dość szybko ustępuje on miejsca motorycznej energii, uzyskanej dzięki chrapliwemu wykonaniu ascetycznej melodii, zaostrzonej kaskadami gitarowych warkotów, ale też figlarnych ornamentów. Posępną atmosferę Piosenki bez nazwisk w tytule zawdzięczamy niskim dźwiękom basu, odpowiedzialnym za mroczny riff. Tekst mówi o metrykalnie starych muzykach rockowych, których (zdaniem autora) formuła się wyczerpała i nie pasują swoim wykonawstwem do współczesnych trendów. Melodię refrenu, przyciemnioną bezdennym smutkiem, często spowijają kwintowe skoki, na przykład okalające dwie ostatnie sylaby wyrazu „przegrywacie”. Orientalne, gitarowe solo fascynuje przenikliwością oraz zręcznym wymykaniem się z ram wyjściowej tonacji. Innym od wszystkich dziełem jest niewątpliwie Klątwa spirali. Partia wokalna została tu powierzona wykonawczyni o pseudonimie Baileyrolls. Jej jaskrawy, nieco folkowy tembr głosu wspaniale odnajduje się w melodii, upstrzonej motoryką dźwiękowych repetycji. Przełamują je niewielkie, ale niepozbawione śpiewności tercjowe skoki oraz rycerskie, całotonowe odległości. Piosenkę definitywnie wieńczy szorstki, gitarowy akord. Zmowa milczenia w warstwie słownej przedstawia zeznania świadków z otoczenia człowieka, który popełnił jakąś zbrodnię. Nie mamy jednoznacznych danych na temat szczegółów przestępstwa, wiadomo natomiast z relacji (tylko pozornie) zdezorientowanych tragedią osób, że wcześniej wykazywał on wszelkie oznaki człowieczeństwa. Wokalista raczy nas emocjonalnym, melorecytowanym monologiem, wspartym rockowymi pejzażami gitary. Gdzieniegdzie ujawniają się też liryczne, przenikliwe zgrzyty klawiszy.

Nośny, przesiąknięty ironią manifest stanowi utwór Gdzieżbym śmiał w to wątpić. Kostropate dźwięki gitary upiększa przestrzenny, malowniczy pogłos. Dostojność zwrotek determinują tercjowo-kwartowe skoki. Krzykliwy przedrefren, naśladujący wdzięczne do sparodiowania orędzie polityczne, kształtują prawidła, ubrane w szatę melorecytacji, natomiast refren oplatają tytułowe wyrazy, skwitowane czasem zwięzłym, szyderczym śmiechem. Bardzo często urzeka swą głębią to, co nieodgadnione, niejednoznaczne, dlatego trudno mi przejść obojętnie obok kompozycji Arkadia. Wbrew tytułowi nie mamy tu do czynienia z idyllicznym, sielankowym krajobrazem. Podmiot liryczny spaceruje samotnie po zasnutym zmrokiem parku i nawiązuje nić porozumienia z tajemniczymi ludźmi. Być może to barwne wytwory jego imaginacji, albo po prostu dawno niewidziane duchy przeszłości, zachęcające go do chwili wspólnej rozmowy. Grunt, że słowna narracja poprowadzona została niezwykle wartko i frapująco. Masywne, repetowane motywy kreuje bas, z kolei melancholijne, gitarowe przerywniki, godnie zastępujące refreny, rozbrzmiewają w zupełnie innej tonacji niż osnowa basu. Ten muzyczny dysonans z pewnością jest zabiegiem celowym, a zadumany nastrój rzeczonych fragmentów reprezentują pełne niepokoju, opadające tercje oraz półtony. Zwieńczenie recenzowanej płyty nosi tytuł Starcom. Roi się tu od finezyjnych, gitarowych solówek, przeciwstawionych ascetycznym motywom basu. Tekst mówi o warszawskim neonie, na którym widnieje pogardliwy napis „starcom”. Narrator kategorycznie stwierdza, że dla niego to jeszcze nie jest czas na rozwikłanie tej zagadkowej dedykacji. Poczeka więc 30 lat i dopiero wtedy zakrzyknie prosto w twarz odpowiedzialnym za niego ludziom: „co dla mnie macie”. Surowość chropowatych, przenikliwie łkających dźwięków gitary definitywnie domyka całą kompozycję.

Album Czyściec narodów zespołu Spirit of 84 składa się z przystępnych piosenek, nasyconych rockową ekspresją. Gitarowe riffy oraz solówki cechuje motoryczny napęd, natomiast bas i perkusja raczą nas równomiernym pulsem. Podniosły, niemal rycerski nastrój zawdzięczamy niejednokrotnie zamglonym płaszczyznom klawiszy. Partie wokalne Krzysztofa Karnkowskiego, ozdobione często recytowanymi fragmentami, brzmią autentycznie, bez zbędnych udziwnień, a poszczególne frazy przyciemnia gardłowa chrypka. Kunsztowne teksty zapadają w pamięć za sprawą nietuzinkowych gier słownych, buntowniczo zagrzewając do walki z zastaną rzeczywistością. Jeśli lubicie melodyjną, masywną, chropowatą muzykę ze szczerym przekazem, nie wahajcie się dać szansy owym dźwiękom, w których młody, punkowy duch olśniewa mnóstwem sił witalnych.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.