Doznanie ważkich prawideł, zaklętych w klasyce polskiego rocka
Zgodnie z coroczną tradycją pozwalam sobie na analityczny tekst, poświęcony jednemu z najbliższych mi twórców – Tomkowi Lipińskiemu. Tym razem przedmiotem moich rozważań będzie wydany w 1988 roku album zespołu Tilt, zatytułowany tak samo, jak nazwa grupy.
Debiutanckie wydawnictwo Tiltu zachwyca mnie przystępnością melodyjnych piosenek, kunsztem wykonawczych detali oraz celnością słownych szlagwortów, które nieustannie dają nadzieję na lepsze jutro i sprzeciwiają się biernej postawie wobec niszczenia tego, co dobre i piękne. Niektóre piosenki z miejsca trafiły do kanonu rodzimego rocka, lecz dla mnie zdecydowana większość owych kompozycji zasługuje na miano nietuzinkowych klasyków. Zaznaczę jeszcze, że w swojej recenzji koncentruję się na winylowym wydaniu albumu, a więc jedynie dziewięciu piosenkach. Całość rozpoczyna utwór, którego wielowymiarowy tytuł skłania do refleksji – Jest tylko to. Inicjują go symetryczne, nieco figlarne motywy gitary elektrycznej, tworzące po chwili malownicze harmonie wraz z saksofonem. Do tego konglomeratu barw rychło dołączają drapieżne współbrzmienia sekcji rytmicznej. Ubolewam nad tym, że na recenzowanej płycie pojawia się wyłącznie automat perkusyjny. Jedynie uszami wyobraźni słyszę, ileż dźwiękowych walorów mogłoby jeszcze ozdobić owe piosenki, gdyby zabrzmiały w nich autentyczne bębny. Zanim jeszcze nadejdzie partia wokalna, akompaniament instrumentalny wzbogacają iście perkusyjne, jaskrawe dźwięki klawiszy. Ascetyczna melodia zwrotek urzeka wykonawczą naturalnością i dynamicznym skandowaniem przez wokalistę krótkich fraz. Refren spowijają melancholijne, statyczne motywy klawiszy, na których tle Tomek Lipiński z zadumą śpiewa istotne przesłanie: „nie ma nic więcej, jest tylko to”. Gdy melodia majestatycznie opada na ostatnich, przywołanych powyżej słowach, zawsze zastanawiam się gorączkowo, jak rozumieć tytułowe „to”. Być może symbolizuje ono pustkę, którą każdy próbuje wypełniać przez całe życie. Można też interpretować je jako najczystsze źródło podstawowych ludzkich wartości. Wszak właśnie najpewniej o nich Tomek Lipiński podobnie, choć odrobinę konkretniej, śpiewał w jednym ze swoich wielkich dzieł: „to co czujesz, to co wiesz”. Lawinę domysłów raptownie przerywa przenikliwe, gęste, saksofonowe solo, pełne szorstkich dźwięków w wysokim rejestrze. Chwilę później wokalista powtarza frazę: „tu i tam jest tylko to”, dialogując ze zwięzłymi, chrapliwymi motywami basu. Utwór klamrowo wieńczą repetycje wiodącego riffu; szczególnie fascynuje mnie fragment, gdy towarzyszą mu przestrzenne, perkusyjne terkoty. Przyszedł czas na jeden z moich ulubionych utworów – Jeżeli myślisz, że jestem Twoim wrogiem. Jego rozpoczęcie to również swego rodzaju melodia przewodnia, tym razem jednak brzmiąca dostojnie, rycersko, jak z muzyki dawnej – średniowiecza, czy renesansu. Magiczną barwą, imitującą flet, wykonał ją na klawiszach absolutny mistrz w swym fachu, do dziś z otwartym umysłem imający się mnóstwa dźwiękowych stylistyk – Wojciech Konikiewicz. Drugim instrumentem, intonującym opisywaną linię melodyczną, jest (silnie osadzony w tradycji jazzowej) saksofon, na którym zagrał Tomasz Pierzchalski. Baśniowemu, niepozbawionemu podniosłości riffowi towarzyszą ostre, perkusyjne uderzenia. Następnie perkusja raczy nas nieoczywistym rytmem, z którego wypływają katarynkowe motywy saksofonu. Tuż po nich prym wiedzie melodia wokalna, a jej melancholijny nastrój pozwala rozkwitnąć uniwersalnym złotym myślom, takim jak: „to co wczoraj było postępowe, dzisiaj jest wsteczne”. Później wokalista wyraźnie zwraca się do każdego z osobna, a jego ciepły, aczkolwiek stanowczy głos stereofonicznie mknie po kanałach: „mówię do Ciebie, i do Ciebie, i do Ciebie”. Artysta ostrzega zaraz potem: „nie idź dalej, wróć do siebie”. Ujmuje mnie także z lekka nosowe wykonanie wyrazu „mitologie”. Warto też wsłuchać się, jak pomiędzy wokalnymi odcinkami pierwszoplanową rolę odgrywają klawisze oraz gitara. Te pierwsze często (na przykład podczas wybrzmiewania tytułowych słów) wykonują klastery, czyli współbrzmienia, złożone z dźwięków, usytuowanych w bliskim sąsiedztwie. Ostatnie powtórzenia nośnego riffu przyciemniają mroczne, siarczyste dźwięki basu. Zresztą poszarpane motywy wspomnianego instrumentu nabudowują również kolejny utwór – Zawsze, wszędzie, teraz. Śpiewnością olśniewa saksofon, grający głównie sekundy i tercje, a więc niewielkie odległości pomiędzy dźwiękami. Motoryczna melodia wokalna zwrotek tworzy intrygującą rozmowę z saksofonowymi pejzażami. Powtarzany wers w górę i w dół ubarwia Kayah, wykonująca przestrzenne, gospelowe chórki. Tomek Lipiński bawi się rytmem, wytwornie przedłużając niektóre samogłoski, na przykład „e” w wyrazie „zbiera”. Od słów: „prawda się nie rodzi” wokaliście przez moment towarzyszy jedynie sekcja rytmiczna, ale już za chwilę akompaniament ulega zagęszczeniu, bowiem aż do końca utworu słychać wirtuozowskie, hałaśliwe, na wskroś rockowe solo gitary. Kompozycja Tańczę na niebie w warstwie instrumentalnej ma w sobie szczyptę funku i soulu. Na tle klawiszowo-basowych dźwięków wokalista repetuje tytułowe zdanie, wsparte gdzieniegdzie orientalnymi chórkami, za które ponownie odpowiada Kayah. W zwrotkach jednak wokal płynie leniwie, a łagodnie zaśpiewana fraza: „jestem dzieckiem w przestrzeni” niezwykle oddziałuje na moją wyobraźnię. Gwałtownie pędzące po niskich i wysokich rejestrach motywy klawiszy oraz gitary elektrycznej dodają piosence jazzowego sznytu. Końcowym powtórzeniom tytułowego zwrotu wtóruje surowy, chrapliwy saksofon.
Niniejszy akapit chciałabym poświęcić mojej ukochanej piosence Tiltu, na opisywanym albumie skrywającej się pod numerem piątym. Nosi wymowny tytuł Gdyby wszystkie słowa i spośród opisywanych utworów jest jednym z dwóch książkowych przykładów nastrojowej, rockowej ballady. Celny, poetycki, poruszający do głębi tekst Tomka Lipińskiego to zaledwie osiem wersów, lecz jego filozoficzny charakter niemal natychmiast zapada w pamięć. Szczególnie rozczula mnie puenta, gdy podmiot liryczny z namysłem wypowiada „palące pragnienie”, żeby: „wyśpiewać ciszę, wysłowić milczenie”. Zresztą już sam początek utworu ma w sobie coś z rozważań prominentnych myślicieli: „gdyby wszystkie słowa objąć jednym słowem”. Oniryczne frazy zostały ubrane w szykowną, dźwiękową szatę. Początkowo subtelnie, aczkolwiek dźwięcznie, dialogują ze sobą gitara elektryczna oraz bas. Kiedy perkusja raczy nas wyrazistym pulsem, do głosu dochodzą fortepianowe pejzaże Wojciecha Konikiewicza. Przepełnia je natchniony, melodyczny liryzm, harmoniczna wykwintność i kolorystyczna perlistość, uwydatniona dzięki krystalicznie czystym motywom w wysokim rejestrze. Zasygnalizowaną, klawiszową melodię dyskretnie dubluje gitara elektryczna. Tuż przed drugą zwrotką słychać natomiast finezyjne, żarliwe solo saksofonu. W swej ostatniej odsłonie, klawiszowe płaszczyzny rozbrzmiewają już bez gitarowego towarzystwa, a wokalista jeszcze tylko na odchodnym intonuje tytułowe wyrazy. To piosenka, która nie tyle działa na mnie muzycznymi fajerwerkami, ile uniwersalnym tekstem w połączeniu z delikatnością aksamitnego wokalu i ciepłem selektywnie płynących instrumentów.
Nadchodzi najbardziej rozpoznawalny utwór, wręcz wizytówka zespołu Tilt, kwintesencja jego ekspresji, czyli kompozycja Mówię Ci, że. Nad pozostałymi instrumentami góruje tutaj saksofon, grający zwięzłe, uroczyste, niezwykle śpiewne motywy. Melodię wokalną wyróżniają podniosłe salwy repetowanych dźwięków. Refren oraz niektóre fragmenty zwrotek swym nieco swingującym, odrobinę matowym wokalem wzbogaca Kayah. Buntowniczy, przesiąknięty rozgoryczeniem tekst, przypominający o istnieniu podstawowych wartości, takich jak wolność, czy pokój, domyka niewesoła, przeciwstawiająca się biernemu patrzeniu na ludzką krzywdę puenta: „jedyne wyjście to obudzić się”. Tomkowi Lipińskiemu od zawsze grało w duszy reggae rodem z Jamajki. Rzeczonych wpływów dostarcza nam piosenka Fale łaski techno rege. Jej wyróżnikiem jest pogodna linia melodyczna, która sprzyja życiodajnym frazom tekstu, takim jak: „z nieba w dół do samej ziemi płynie nieprzerwany strumień światła”. Wokalista śpiewa tu nobliwym, może nawet trochę stylizowanym na kapłański, lekko klasycyzującym głosem. Podczas jednosylabowych, zamaszyście skandowanych słów: „noc i dzień”, przebija się jednak wokalna ostrość. Duchowy pierwiastek sączy się z patetycznych wersów: „błogosławieństwo dla wszystkich, dla każdego”. Reggae’owy styl eksponują miarowe uderzenia perkusji, spowite zamglonym pogłosem akordy gitary, a także dzwoneczkowe klawisze. Nie brakuje też żeńskiego chórku, jeszcze bardziej rozjaśniającego główną, naszpikowaną witalnością melodię. Jeśli chodzi o przebój, obdarzony długim, skomplikowanym, ale rzecz jasna pobudzającym wyobraźnię tytułem Rzeka miłości, morze radości, ocean szczęścia, dostrzegam w nim rytmiczną oraz melodyczną inspirację utworem Smooth Operator z repertuaru znakomitej wokalistki Sade. Opisywana piosenka Tiltu posiada nieuchwytną lekkość, wspartą bluesowym zacięciem tęsknych dźwięków gitary elektrycznej. Malownicze motywy saksofonu, swym rozkołysanym tembrem inicjujące utwór, korespondują z łagodną melodią wokalną. Najbardziej fascynuje mnie refren, gdy tytułowe, szerokie wody emocjonalnych uniesień oplatają głębokie, rozłożyste, raptownie zgłaśniane akordy klawiszy. Z kolei błagalna prośba: „zostań ze mną”, zawsze rozbrzmiewa w mych uszach jeszcze długo po zakończeniu całej kompozycji. Ostatni refren wyraziście zastępuje przenikliwe, pełne ekspresyjnych i rozklekotanych dźwięków solo gitary elektrycznej. Wyłącznie instrumentalny epilog recenzowanej płyty jest zatytułowany zwięźle, wręcz enigmatycznie – Po. Stanowi on rodzaj dyskretnych napisów końcowych, w moich myślach gasną światła, a kurtyna powoli opada. Liryczny nastrój tworzą jaskrawe perkusyjne stukoty wespół z symetrycznymi, delikatnymi motywami gitary. Z czasem do owego krajobrazu dołączają szorstkie, saksofonowe dźwięki, prowadzące zamgloną melodię, później zrównoważoną marzycielskimi, choć też z lekka przenikliwymi pejzażami fletu, które wyczarował sam Tomek Lipiński. Ciekawe, jak ów eklektyczny szereg natchnionych, instrumentalnych barw złączyłby się z melodią wokalną, mam wszakże świadomość, iż domknięcie winylowej wersji płyty tą bajeczną pieśnią bez słów, było celowym i przemyślanym zabiegiem twórczym.
Album Tilt zespołu o tej samej nazwie to w mojej opinii mistrzostwo melodyjnej przystępności. Rockowe instrumentarium urozmaica saksofon, incydentalnie słychać też liryczne, klawiszowe przestrzenie. Kunsztowne chórki, inspirowane muzyką gospel, wykreowała Kayah. Wokal Tomka Lipińskiego odznacza się charakterystyczną barwą, intonacyjną precyzją oraz żarliwością przekazu. Napisane przez niego teksty zawierają często gęstwinę lapidarnych złotych myśli, które w połączeniu ze śpiewną oprawą muzyczną pozostają w głowie, nie dając o sobie zapomnieć. Zachęcam wszystkich do odkrycia na nowo tych wykwintnych, różnorodnych stylistycznie dźwięków, które dla mnie są jednymi z najpiękniejszych, jakie ujrzały światło dzienne w latach 80. ubiegłego stulecia.