Płyty

Doznanie wielobarwnych odcieni alienacji

1 kwietnia 2022
Od kilku miesięcy z zapałem śledzę twórczość duetu sskjegg, w którego skład wchodzą Sabina Broda i Korneliusz Flisiak. Ona to wokalistka o zjawiskowym, eterycznym głosie, on natomiast jest artystycznym kreatorem elektronicznych płaszczyzn. 25. marca ukazała się debiutancka płyta opisywanego duetu, zatytułowana samotności.

Recenzowany album stanowi zbiór niezwykle emocjonalnych historii, których wspólnym mianownikiem jest alienacja jednostki. Wszystko to podane w konwencji ambitnego popu, fascynującego przystępnością. Płytę samotności rozpoczyna definitywny rozrachunek z przeszłością, zatytułowany zapomnij. Początkowo docierają tu do nas odgłosy dialogu matki z dzieckiem. Następnie do głosu dochodzi ascetyczna partia wokalna. Zwróciłam w niej uwagę na zaśpiewaną wręcz machinalnie i subtelnie prośbę: „weź już wyjdź”. Nie brakuje też rozmarzenia, chęci osiągnięcia błogostanu w wersie: „upijam się chłodnym winem”, zaintonowanym niemal matowym szeptem. Sabina Broda w pewnej chwili finezyjnie podkreśla głoskę „r” w słowie „kradnie”. Ową walkę ze wspomnieniami, próbę zamknięcia miłosnego rozdziału spajają kameralne akordy klawiszy Korneliusza Flisiaka. W kompozycji tytułowej słychać z kolei dwie klawiszowe płaszczyzny. Pierwsza brzmi szorstko, druga jest natomiast płynnie zamglona, a swoją barwą imituje flet. Sekcja rytmiczna raczy nas zamaszystym, z lekka jazzującym pulsem. Wokalna dźwięczność daje o sobie znać na przykład w słowie „muzyka”, a refren przepełnia żarliwość i niebywała ekspresja. Trudno przejść obojętnie obok nienagannej dykcji wokalistki, gdyż przejrzystością uderzają choćby głoski „ś” oraz „ć” w wyrazie „chwilowość”. Literacko, można tu również dostrzec efektowne, kosmiczne odniesienia, takie jak: „samotność gwiazd uczy nas pokory”, a dynamiczna kulminacja obfituje w gęste akordy, zmieniające się w błyskawicznym tempie. Jedną z ujawnionych wcześniej piosenek była ujmująca kompozycja kołysz. Mroczne, elektroniczne współbrzmienia kontrastują w niej z gładkim, delikatnym wokalem, a apogeum subtelności słychać w błagalnej prośbie: „ochroń nas”. Ponadto wokalistka kunsztownie podwaja głoskę „l” w słowie „szlak”. Tradycją po wybrzmieniu tytułowego słowa jest natomiast fragment pełen robotycznie zautomatyzowanych sylab, układających się w nieistniejące słowa i budujących aurę brzmieniową utworu. Transowy, elektroniczny akompaniament cechuje przebojową piosenkę NARA. Swoją drogą, zwrócę tu uwagę na niespotykaną formę grafiki, bowiem zespół skłania się ku zapisowi zarówno swej nazwy, jak i pozostałych tytułów małymi literami, a tutaj w tym jednym przypadku wszystkie litery są wielkie. Najpierw w partii wokalnej ponownie króluje delikatność, by jednak w refrenie na dobre dać upust drzemiącym głęboko, gwałtownym emocjom. Pomaga w tym chociażby wypowiedzenie tytułowego słowa „nara” zajadle, trochę nawet przez zaciśnięte zęby. Śpiewność i motoryka cechuje z kolei wyrazy: „twoją tajną bronią”. Warstwa aranżacyjna zwrotki od słów: „i mija czas” przepełniona jest odgłosami pstrykania palcami. Moim absolutnym faworytem na albumie samotności jest piosenka o enigmatycznym tytule hulaj. Melodia urzeka śpiewnością, a w niektórych momentach słychać bezdenny smutek. Najsilniej odczuwam go przed pierwszym refrenem na słowach: „słyszysz raz”. Swingujący kunszt dostrzegłam natomiast we frazie: „jak to jest”, a dykcyjne mistrzostwo ujmuje w arcytrudnym złożeniu wyrazów: „jest tak miło”. W całym utworze akompaniament instrumentalny brzmi ascetycznie, dopiero od słowa tytułowego zagęszczając się i urzekając ostrością wielobarwnych motywów.

Tyle muzycznych detali, a za nami dopiero połowa płyty. Pod numerem szóstym znajduje się pozornie prosty, nośny walczyk, zatytułowany refugium. Zapytacie, dlaczego pozornie, wszakże melodia wpada w ucho, a równomierny rytm walca subtelnie namawia do tańca. Otóż dawno nie słyszałam w polskiej piosence tak skomplikowanych odległości pomiędzy dźwiękami w ramach partii wokalnej. Owe przełomowe skoki, kolejno o tzw. oktawę, a później decymę małą, świadczą o niewiarygodnej precyzji wykonawczej Sabiny Brody. Owa spektakularna efektowność ma miejsce na dwóch pierwszych sylabach wyrazu „zamykam”. Ponadto w akompaniamencie na słowie „złem” pojawia się szorstki, z lekka niepokojący akord. Dosłownie przez kilka sekund w kulminacji słychać też zwiewną wokalizę. Wytworna zmysłowość towarzyszy balladzie dotknij. Zwrotki cechuje swego rodzaju teatralność, natomiast refren nasycony jest wibrującymi dźwiękami elektroniki oraz mantrycznie powtarzanymi wokalizami. Stosunkowo najrzadziej powracam do kompozycji nie mogę zasnąć, ale zwrócę w niej uwagę na aranżacyjną magię kontrastu pomiędzy równomiernie symetryczną melodią wokalną a nerwowo poszarpanymi dźwiękami klawiszy, które swą barwą przywodzą na myśl akordeon. Kolejna piosenka zaskakuje już intrygującym tytułem, który brzmi (nie)ważne. Roi się tu od szlachetnie jaskrawych dźwięków w wysokim rejestrze oraz rytmicznie wyskandowanych, pojedynczych sylab. Kojarzy mi się to silnie z inspiracją muzyką spod znaku rapu, czy hiphopu. Taka rytmiczność w nomenklaturze anglojęzycznej zwie się „feeling” lub „flow”, a najwyraźniej słyszalna jest ona w wersie: „do-kąd ra-zem ruszamy”. Moim zdaniem szkoda tylko, że w kulminacji dominuje wokalne efekciarstwo, czyli tzw. autotune, bowiem trochę zabija on naturalność warsztatowo wyszkolonego wokalu Sabiny Brody. Epilog albumu to klamrowe zamknięcie pewnego etapu, utwór zatytułowany odżyję. Rozmarzona melancholia zdobi melodię refrenu, natomiast zwrotki to burzliwa ekspresja. Pełne dramaturgii dźwięki elektroniki hałaśliwie dają o sobie znać od słów: „i wyobrażam”.

Debiutancki album duetu sskjegg, zatytułowany samotności, przepełniają wyrafinowane oblicza ludzkiej alienacji. Nie brakuje tu przebojowej, na wskroś popowej melodyjności, transowych, elektronicznych współbrzmień, wykreowanych przez Korneliusza Flisiaka oraz wyrafinowanych partii wokalnych Sabiny Brody. Wokalistka bardzo świadomie operuje głosem, dzięki czemu wciąż zatrzymuję się na konkretnych słowach, wersach, chłonąc zawarte w nich detale wykonawcze, do czego Was również, drodzy czytelnicy, szczerze zachęcam.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.