Utwory

Doznanie najpiękniejszego utworu świata

1 lipca 2022
Przyznam, że rozpiera mnie ogromna radość, kiedy w naszym kraju wykonywane są utwory Simeona ten Holta – holenderskiego kompozytora współczesnej muzyki klasycznej, któremu poświęciłam swoją pracę magisterską. Tym razem opowiem o koncercie, który odbył się 19. czerwca w ramach festiwalu Sinfonia Varsovia Swojemu Miastu. Jak sama nazwa wskazuje, wydarzenie uświetnili muzycy wchodzący w skład orkiestry Sinfonia Varsovia. Podczas opisywanego koncertu zabrzmiał tylko jeden utwór – flagowa kompozycja Simeona ten Holta, zatytułowana Canto Ostinato.

Na łamach niniejszego bloga miałam okazję już kilkakrotnie recenzować wykonania utworów Simeona ten Holta, niewtajemniczonym jednak przypomnę, że swoje szczytowe dzieła stworzył on w drugiej połowie ubiegłego stulecia. Stylistyczny nurt, z którym ów kompozytor jest najsilniej kojarzony to minimalizm. Muzyka minimalistyczna opiera się na bezkresowości, wielokrotnym powtarzaniu krótkich motywów, ale tym, co szczególnie rzuca się w uszy w kompozycjach anonsowanego twórcy jest melodyjność. Zresztą utwór Canto Ostinato już na poziomie tytułu odwołuje nas do pieśni, do śpiewności, którą w terminologii muzycznej określa się mianem kantyleny.

Na wstępie zaznaczę, że uważam Canto Ostinato za najcudowniejszy utwór świata, bowiem piękno tych dźwięków wzbudza we mnie emocje nie do opisania. Z reguły obcowałam z fortepianowymi wykonaniami tej kompozycji, były to wersje na jeden, dwa lub cztery fortepiany. Słyszałam też wykonania z dodatkiem organów, albo przeznaczone na instrumenty perkusyjne, takie jak marimba i wibrafon. Wersja, którą zaproponowali muzycy orkiestry Sinfonia Varsovia, zachwyciła mnie już na płaszczyźnie nowatorskiej obsady. Zabrzmiało wszakże sześć instrumentów: fortepian, harfa, syntezator, klarnet basowy, marimba oraz wibrafon. Od początku moją uwagę zwróciła swego rodzaju dowolność przeżywania tej muzyki, w ramach której publiczność mogła słuchać koncertu albo w tradycyjnej pozycji siedzącej, albo wypoczywając na leżakach. Poza tym sam początek wykonywanego dzieła wynurzył się zupełnie niespodziewanie, nie zważając na wszechobecny gwar publiczności. Ponad ludzkimi głosami usłyszałam dyskretne dźwięki fortepianu, w ramach których znakomita pianistka – Martyna Zakrzewska rozpoczęła rytmiczne wykonywanie dwóch głównych akordów kompozycji. Pierwszy akord jakże melancholijny, czyli mollowy, drugi pogodny, świetlisty, w muzycznej terminologii określany mianem durowego. Gwar widowni zaczął powoli ustawać, a mnie pozwoliło to stopniowo wnikać w minimalistyczną narrację tego arcydzieła. Do motorycznych motywów fortepianu powoli zaczęły dochodzić kolejne instrumenty, tworząc niepowtarzalny brzmieniowy pejzaż. Dzwoneczkowa jaskrawość objawiła się za sprawą niebiańskich dźwięków wibrafonu Karola Krasińskiego oraz marimby, na której zagrała Magdalena Kordylasińska-Pękala. Oba perkusyjne instrumenty zazwyczaj grały subtelnie, ale czasem pozwoliły sobie na odrobinę ekstrawagancji w postaci przenikliwych dźwięków w wysokim rejestrze. Organiczną spójność z fortepianowymi motywami udało się moim zdaniem osiągnąć harfistce – Zuzannie Elster. Śpiewny koloryt owego obezwładniającego aksamitnym ciepłem instrumentu absolutnie poruszył mnie w tym wykonaniu do głębi. Nie samą delikatnością stało jednak to barwne wcielenie Canto Ostinato. Odrobinę pikanterii wprowadziły wszakże dźwięki syntezatora, które wykreował Adam Kośmieja oraz klarnetu basowego Karola Sikory. Oba instrumenty często tworzyły swego rodzaju podporę basową, generującą nasycone, niskie, przepełnione tajemniczym mrokiem dźwięki. Ponadto klarnet basowy momentami odpowiadał za szczyptę rubaszności w tym nobliwym, obezwładniającym natchnioną śpiewnością utworze. Od czasu do czasu jego rolą były zgrzytliwe warkoty, które na chwilę odwracały uwagę od minimalistycznej statyczności, dając rozkwitnąć awangardowej ostrości. Z ogromnym oddaniem wsłuchiwałam się w poszczególne partie instrumentalne, doceniając jednocześnie brzmieniowy monolit oraz imponujący synchron muzyków.

Opisywany utwór posiada różny czas trwania, bowiem istnieje wykonawcza swoboda w zakresie powtarzania poszczególnych sekcji, czyli krótkich odcinków wchodzących w skład całego utworu. Recenzowane wykonanie miało trwać półtorej godziny, ale muzyków na tyle poniósł rwący nurt minimalizmu, że grali oni nieprzerwanie przez dwie godziny. Cała kompozycja składa się z 106. sekcji i fragmentem, który stanowi swego rodzaju wizytówkę utworu jest melodia zawarta w sekcji 74. W niniejszej wersji zjawiskowy, urzekający śpiewną przystępnością fragment wybrzmiał dziewięciokrotnie, zaintonowany niezwykle dźwięcznie przez harfę i wibrafon. Kiedy z kolei ów melodyjny absolut pojawił się powtórnie w sekcji 95., na tyle dałam się ponieść jego magii, że nie policzyłam, ile razy został on powtórzony. Wielobarwne repetycje tej melodii pozwoliły mi jeszcze bardziej wsłuchać się w śpiewność owych motywów, czasem okraszoną tajemniczością niższego rejestru, to znów rozkwitającą za sprawą wysokich, jakże perlistych dźwięków. Pragnę jeszcze zwrócić uwagę na różnorodność recenzowanego wykonania w zakresie dynamiki, czyli siły natężenia dźwięku. Odegrała ona ogromną rolę w ramach emocjonalnych napięć obecnych w utworze, aż miałam wrażenie, że zaproponowane tutaj dynamiczne różnice są zbyt silne i wręcz oddalają całą kompozycję od minimalistycznej estetyki, której znakiem rozpoznawczym jest motoryczna nieskończoność, pozbawiona mocnych środków ekspresji.

Utwór Canto Ostinato Simeona ten Holta w niezwykle kunsztownym wykonaniu muzyków orkiestry Sinfonia Varsovia to przede wszystkim piękno brzmieniowej jednolitości, ale i popis instrumentalnej wielobarwności. Śpiewność zaistniała tu dzięki motywom fortepianu, harfy, wibrafonu i marimby, a mroczna ostrość to zasługa partii syntezatora oraz klarnetu basowego. Mam wielką nadzieję, że utwory Simeona ten Holta będą jeszcze wykonywane w naszym kraju, bo oprócz genialnego Canto Ostinato warto również pomyśleć o próbie spopularyzowania innych dzieł tego twórcy, takich jak: Lemniscaat, Incantatie IV, czy Horizon. Minimalizm pełen obezwładniającej melodyjności, tak można scharakteryzować Canto Ostinato – prawdziwe arcydzieło, które w mojej opinii jest najpiękniejszym utworem na świecie, dlatego jeśli jeszcze nie zetknęliście się w swoim życiu z tą kompozycją i niestraszna Wam zbyt rozbudowana czasowo forma, polecam Wam nadrobić tę muzyczną zaległość. Z pewnością nie pożałujecie obcowania z owym dźwiękowym absolutem!

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.