Doznanie anielskiego blasku
Anieli to szalenie intrygujący duet na polskiej scenie i myślę, że dalsze przekonywanie Was o powyższej tezie okaże się zbędne, jeśli napiszę, że w jego skład wchodzą Joanna Prykowska, którą możecie kojarzyć z popularnego w latach dziewięćdziesiątych zespołu Firebirds oraz Paweł Krawczyk – gitarzysta formacji Hey. Debiutancki album owych dwóch nietuzinkowych osobowości ujrzał światło dzienne kilka tygodni temu, ale dopiero teraz znalazłam czas, by w pełni się w niego wsłuchać i opisać Wam swoje wrażenia.
Płytę Blask projektu Anieli kształtuje dziesięć piosenek, urzekających melodyjnością, natomiast w warstwie tekstowej poruszających problematykę miłosnych relacji, często przesiąkniętych alienacją. Za sprawą aranżacyjnych patentów, a konkretnie wpadających w ucho melodii klawiszy, możemy przenieść się w świat synth popowych brzmień lat osiemdziesiątych. Aksamitny głos Joanny Prykowskiej cechuje natchniona subtelność oraz mrok niskich rejestrów, nie brakuje w nim jednak momentami jaskrawości wysokich dźwięków.
Całość rozpoczyna przebojowa kompozycja Nie ruszaj się, obfitująca w leniwe płaszczyzny klawiszy oraz żwawy puls perkusji. W wokalu Joanny Prykowskiej słychać gardłową chrypkę i płynne prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami, czyli tak zwane glissanda. Zanim w pełni rozkwitnie refren, nadchodzi część, która go niejako zapowiada, a kluczowym słowem, powtarzającym się w opisywanym fragmencie, jest wyraz „razem”. Niezwykle nośny refren urzeka śpiewnością, a prym wiedzie tu tytułowa fraza: „nie ruszaj się”. Wraz z dalszym przebiegiem utworu szczególnie wzrusza mnie melancholia wersów: „na serca dno”, a następnie: „tyle czekałam”. Jednym z najmocniejszych punktów albumu Blask jest piosenka Niemiłość, stanowiąca smutną opowieść o miłosnym uczuciu pełnym samotności, pomimo wszechobecnego złota i wylewającego się zewsząd przepychu. Początkowy motyw klawiszy swą dzwoneczkową piskliwością przypomina ksylofon, a metaliczne dźwięki gitary akustycznej Pawła Krawczyka fascynują ogromną precyzją wykonawczą. Najbliższym mi fragmentem opisywanej kompozycji jest spektakularne rozjaśnienie linii melodycznej od słów: „do niej ślij, proszę”. W utworze Mów do mnie mów przenikliwa ostrość klawiszowego riffu kontrastuje z eterycznymi wokalizami Joanny Prykowskiej, a w refrenie (zwłaszcza podczas wykonywania tytułowych słów) króluje zmysłowość. Pierwszą ujawnioną piosenką z albumu Blask, która wzorcowo podsycała apetyt na jego ciąg dalszy, była Jaśniejąca, czyli piękna opowieść o przyjaźni z gościnnym udziałem Katarzyny Nosowskiej. Przyznam, że z ogromną rozkoszą estetyczną wsłuchuję się w charakterne, ciemne i zmysłowe alty obu wokalistek, które razem brzmią spójnie niczym jeden organizm. Wprawdzie należy tu dopowiedzieć, że głos Nosowskiej wysuwa się czasem na pierwszy plan z powodu emocjonalnie rozedrganych zakończeń niektórych fraz. Śpiewny refren stanowi melodyczne echo początkowego, jakże przebojowego riffu gitary, z kolei całość barwną klamrą spina szum wiatru oraz odgłosy mew.
Zaraźliwie pogodnym charakterem melodii ujmuje mnie kompozycja Poświt. W partii wokalnej wielokrotnie rozbłyskują tu wysokie rejestry, a żywiołowy rytm perkusji zachęca do tańca. Czynią to również wykrzyczane frazy: „świat szaleje”, a także „kilka niepamięci chwil”. Nastrojowa ballada, zatytułowana Pełnia, to przede wszystkim mrok klawiszy i basu. Dodatkowo wytwornym znakiem rozpoznawczym są tu finezyjne terkoty perkusji. Linię melodyczną wokalu w zwrotkach ozdabia przestrzenny pogłos, natomiast aranżacyjnym rozjaśnieniem są rozłożone akordy klawiszy. Płynnie leniwy refren brzmi radośnie, a ciekawym detalem wykonawczym jest wydłużenie głoski „i” w początkowo trudnych do słuchowego zidentyfikowania wyrazach: „mnie nęć”.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o dwóch utworach, które domykają płytę projektu Anieli. Pierwszym z nich jest mój faworyt od pierwszego przesłuchania, czyli kompozycja tytułowa. Lśni ona dla mnie nomen omen najjaśniejszym blaskiem. Pod względem nastroju przywodzi mi na myśl zjawiskową balladę, stanowiącą koronny fragment ścieżki dźwiękowej filmu Miasteczko Twin Peaks, którą stworzył niezastąpiony Angelo Badalamenti. Owa muzyczna analogia została moim zdaniem uchwycona w ostrych dźwiękach gitary oraz aksamitnej linii melodycznej. Chłodnym pulsem raczy nas tutaj automat perkusyjny, a zakończenia fraz zwrotek upiększają dyskretne ozdobniki wokalne. Zanim nadejdzie refren słychać rozczulającą wokalizę w wysokim rejestrze. Zaanonsowany refren także olśniewa ornamentami Joanny Prykowskiej, ale tym razem mają one miejsce na początku zwięzłych epizodów wokalnych. Wieńczący piosenkę sugestywny opis tytułowego blasku w postaci słów: „ciągle ten sam”, domyka utwór, pozostając w pamięci za sprawą mocnego pogłosu nałożonego na wokal. Prawie osiem minut zajmuje epilog płyty, zatytułowany podobnie do swego poprzednika – Brzask. Jest on niemalże w całości instrumentalny, tylko przez chwilę słychać wokalizę Joanny Prykowskiej, ale na moje ucho stanowi ją wysamplowany początek natchnionej, eterycznej melodii zawartej w Blasku. Głównie występują tu klawiszowe warstwy, brzmiące z lekka niepokojąco i tajemniczo. Owe zautomatyzowane dźwięki wprowadzają mnie w stan medytacji, jednak nie brakuje tu silnych muzycznych kontrastów. Czasem brzmią one bowiem łagodnie i melodyjnie, to znów na pierwszym planie słychać kostropate motywy w niskim rejestrze. Zakończenie utworu zwiastują powoli wygasające płaszczyzny klawiszy, które nagle rozpływają się w niebycie.
Album Blask duetu Anieli to płyta melodyjna, mroczna, przebojowa i niezwykle życiowa pod względem literackim. Blaski i cienie stosunków międzyludzkich rozkwitają na tle aranżacyjnych patentów Pawła Krawczyka, odnoszących nas do chlubnej muzycznej przeszłości spod znaku synth popu lat osiemdziesiątych. Nie do przecenienia jest także wokal Joanny Prykowskiej, kiedy trzeba mroczny, ale czasem jaskrawy i eteryczny. Jego siłą napędową jest jednak przede wszystkim emocjonalny żar, dzięki któremu wciąż chce się wracać do tych pięknych w swej prostocie, lśniących niepowtarzalnym blaskiem piosenek.