Doznanie kameralnej śpiewności, osadzonej w tradycji krakowskiej
Po raz kolejny polecam Wam dzisiaj zeszłoroczne wydawnictwo. Jego premiera miała miejsce w grudniu 2023 roku. Mam na myśli debiutancką płytę krakowskiej wokalistki oraz autorki tekstów – Agnieszki Łozińskiej. Pozytywna energia i niegasnący optymizm biją już z samego tytułu albumu – Dobry wiatr. Garść moich subiektywnych refleksji na jego temat przeczytacie poniżej.
Jeśli miałabym wtłoczyć recenzowaną płytę do konkretnej szufladki stylistycznej, umieściłabym ją w nurcie piosenki literackiej, której Kraków niewątpliwie jest kolebką od zarania dziejów. Usilnie podkreślam więc krakowskość owego albumu, słyszalną nie tylko w sferze tekstowej i muzycznej, lecz także wykonawczej. Agnieszka Łozińska obdarzona jest jasnym, wysokim i lekko klasycyzującym głosem, który nasuwa mi skojarzenia z innymi krakowskimi wokalistkami, wywodzącymi się z tradycji Piwnicy pod Baranami – Beatą Rybotycką, czy nieżyjącą już niestety Anną Szałapak. Głębokie, egzystencjalne teksty utalentowanej wykonawczyni oprawiła w muzyczne szaty znakomita kompozytorka – Natasza Smirnowa, która na całym wydawnictwie odpowiedzialna jest też za szlachetne dźwięki fortepianu. Dobry wiatr rozpoczyna liryczna, kołysząca w rytmie walca piosenka, zatytułowana Nieoceniająca. To zgrabna inwokacja autorki do muzyki, przypieczętowana kwiecistą, wzruszającą do łez puentą: „muzyka wspólnym nam językiem i nieoceniającym bogiem”. Wspomniałam o wszechobecnym walczyku, ale rytm w pewnej chwili płata nam nie lada figla, odwołując odbiorców do ekspresyjnego, latynoskiego żaru. Przeważa jednak subtelność, uwydatniona dzięki zadumanemu, bajkowemu głosowi wokalistki, a jazzująca harmonia i nagromadzenie najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami, czyli półtonów w ramach linii melodycznej, przywodzi mi na myśl wytworną śpiewność Jerzego Wasowskiego. Napisałam o krakowskich asocjacjach, nie mogę więc pominąć milczeniem Piosenki krakowskiej, kompozycyjnie czerpiącej pełnymi garściami z przebogatego dorobku Grzegorza Turnaua. Fortepianowy akompaniament początkowo brzmi ascetycznie, zachwycając symetrią zwięzłych, czterodźwiękowych motywów, z czasem jednak zagęszcza się i malowniczo podąża za partią wokalną, niezwykle wykwintną, pełną skomplikowanych wykonawczo odległości pomiędzy dźwiękami. Planety dwie od pierwszego przesłuchania stały się jedną z najbliższych mi piosenek na recenzowanym albumie. Przede wszystkim rozczula mnie życiowość tekstu, w którym mowa o miłości, lecz wcale nie takiej cukierkowej i konwencjonalnej, ale pełnej zawirowań, różnic charakterologicznych, w gruncie rzeczy jednak szczęśliwej. „I chociaż są ogniem i wodą, i chociaż to planety dwie, osobno chłodem, razem pogodą, bez siebie nocą, wspólnie są dniem” – radośnie oraz przekonująco śpiewa Agnieszka Łozińska, a wykonywana przez nią melodia olśniewa lekkością, podkreśloną zwiewnymi, rozłożonymi akordami, a także figlarnymi przeskokami pomiędzy rejestrami fortepianu. Wokalistka często trochę nadmiernie spłaszcza tu niektóre samogłoski, na przykład „y”, odrobinę za bardzo intonując je na uśmiechu. Opisywana piosenka to w mojej opinii murowana kandydatka na nośny przebój z niebanalnym tekstem i wpadającą w ucho, tęskną melodią. Moją ulubioną balladą jest z kolei czułe błaganie – Ukryj mnie, gdzie na uwagę zasługuje stricte kompozycyjny detal w postaci finezyjnego przejścia z tonacji a-moll do c-moll. Poza tym głos wokalistki czaruje nastrojową łagodnością. Ów natchniony utwór jest dla mnie jednym z niezbitych dowodów na to, że barwne, melancholijne linie melodyczne jeszcze czasami rodzą się w głowach twórców i nie zostały przykryte piętrzącą się wokół, komercyjną papką. Intrygującą niespodzianką jest piosenka Czy to ja, w której słyszymy zupełnie inną wokalistkę – Maję Gizicką. Posiada ona jazzujący, delikatny, miejscami matowy głos. Utwór mówi o dobrych i złych stronach życia oraz poszukiwaniu swojej własnej tożsamości. Nośnik ekspresji stanowią przede wszystkim ornamenty, oplatające tytułowy szlagwort. Kołysanka Mai jawi mi się jako skłaniająca do refleksji ballada. Rytmicznie ponownie mamy tu do czynienia z nostalgicznym walczykiem, a fortepianowe, otulające miękkością motywy zapewniają podatny grunt do rozkwitu wiodącej melodii. Pełno w niej dyskretnych ozdobników i ujmującej czułości, która niewątpliwie koresponduje z tekstem. Wiadomo, że interpretacje uniwersalnych, poetyckich strof mogą być różne, czasami nawet skrajne, ale ochoczo podzielę się w tym przypadku swoimi wnioskami, licząc na to, że nie rozminą się one całkowicie z zamysłem autorki. Dostrzegam tu perspektywę matki, zwracającej się z miłością oraz troską do swojej córki m.in. tymi słowy: „żebyś była dzielna, przyrzeczeniom wierna”. Córka, do której matka kieruje podstawowe, egzystencjalne wartości, niejako dojrzewa na naszych oczach podczas trwania piosenki, gdyż poznajemy ją w kołysce, a poprzez mknące z impetem życie, wkracza ona w dorosły świat. Ostatnia fraza z kolei zaskakuje zmianą narracji, ponieważ a cappella zostaje wykonany wers: „stoisz nad kołyską, chronisz dobry sen”. Pozwala mi on domniemywać, iż następne pokolenie właśnie zatoczyło koło i córka, o której mowa przez większość utworu, sama stała się matką. Jeśli chodzi o detale stricte muzyczne, urzekający ciepłym liryzmem zwrot melodyczny ma miejsce począwszy od emocjonalnie zaśpiewanego wersu: „za moment dorośniesz”. Inspiracje muzyką ludową od pierwszego dźwięku słychać we wspaniałym utworze, zatytułowanym Jak z obrazka. Wokalistka rozpoczyna go a cappella, dźwięcznie otwierając samogłoski, prezentując ornamentalne oblicze melodii i naśladując sposób śpiewania białym głosem. Taneczny charakter niejednokrotnie przyciemnionej półtonami linii melodycznej współgra ze smutkiem, odzwierciedlonym w tekście, gdzie została przedstawiona w trzeciej osobie historia dziewczyny, prezentującej swojemu otoczeniu wyidealizowany, nieprawdziwy świat, pełen miłości oraz szczęścia. Niestety, skrywana głęboko, pod maską zakłamania rzeczywistość to wygasająca namiętność, samotność i ból. Partia fortepianu również skrzętnie korzysta z folkowego sznytu, zawzięcie dublując melodię wokalną. Spośród dynamicznych kompozycji najbliżej mi do piosenki Kobieta, lekkiej, odrobinę uwodzicielskiej i wyrafinowanej melodycznie. Jazzujące zwrotki kontrastują tu ze śpiewnym refrenem, ozdobionym pięknym przesłaniem, skierowanym bezpośrednio do mężczyzn: „kreuje wasz świat, to najdroższe ze słów – kobieta”. Zwiewności całemu utworowi dodaje eteryczny i jaskrawy głos wokalistki oraz ekspresyjny puls fortepianu. Jazzowy klimat jest też atrybutem piosenki Nim utoniesz, której przyświeca odkrywcza złota myśl: „wielkie rzeczy słyną z małych zdarzeń”, zaśpiewana przez Agnieszkę Łozińską subtelnie, tajemniczo, z przewagą niskich dźwięków. Epilog płyty stanowi napawająca nadzieją ballada – Właśnie ty. Autorka zwraca się w niej do każdego z nas, podnosząc na duchu szeregiem optymistycznych zdań, takich jak: „pokonasz swój najgorszy lęk, bo masz wiele sił”. Melodia olśniewa sielankowością, a fortepianowy akompaniament skrzy się od dzwoneczkowych wysokich rejestrów. Tylko przez chwilę klawiszowe akordy zdobi motoryczne, ostre staccato, za moment jednak równoważy je delikatność. Takie optymistyczne domknięcie tej 13-piosenkowej całości uważam za nadzwyczajnie przemyślane, gdyż niezmącona niczym moc owych ciepłych, rozpraszających wszelkie lęki słów jest niezwykle uskrzydlająca.
Debiutancki album Agnieszki Łozińskiej, zatytułowany Dobry wiatr, stał się dla mnie w ostatnich miesiącach ożywczym powiewem radości, nadziei, jak również sentymentalnej zadumy. Wokalistka śpiewa delikatnie, bajkowo, a jej głos odznacza się jasną barwą i odrobinę quasiklasyczną emisją, brzmiąc nieco archaicznie, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Poprzez intonowanie niektórych samogłosek na uśmiechu, czasem ulegają one spłaszczeniu. Z kolei silny wpływ na dźwięczność i szerokie otwarcie poszczególnych głosek wywarła inspiracja muzyką ludową. Potoczyste teksty uzdolnionej autorki kształtują barwne złote myśli, a ich tematyka koncentruje się wokół blasków i cieni ludzkiej egzystencji. Kompozytorka oraz pianistka w jednej osobie – Natasza Smirnowa w swoich emocjonalnych melodiach zachwyca czytelnym balansem pomiędzy jazzem a romantyczną słowiańskością. Fortepianowy akompaniament natomiast to cała gama dźwiękowych nastrojów. Czasem ich wyznacznikiem jest pulsacyjna drapieżność, innym razem zaś impresjonistyczna malowniczość, uwydatniona dzięki wysokim rejestrom instrumentu. Wszystkie utwory spaja ponadto krakowskość, którą trudno jednoznacznie zdefiniować, tym bardziej zachęcam więc wszystkich do nausznego przekonania się o jej ogromnej sile rażenia.