Doznanie urokliwych, księżycowych melodii
Polećmy dziś wspólnie na Księżyc, skąd piosenkowe raporty ma dla nas kielecki zespół o enigmatycznej nazwie AyAhuasca. Tytuł drugiej płyty grupy, wydanej w 2024 roku, to bowiem Raporty z Księżyca. Składa się na nią 11 melodyjnych piosenek, rozczulających kosmiczną zwiewnością, choć niepozbawioną szorstkiej, rockowej ekspresji.
Kielecka formacja AyAhuasca od pierwszego przesłuchania urzekła mnie wykonawczą naturalnością oraz szczerością przekazu. Z kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że za partie wokalne odpowiada tu obdarzony dźwięcznym, klarownym tembrem Kuba Długosz, gitarowe współbrzmienia są dziełem Kamila Mietelskiego, natomiast rytmiczne serce zespołu stanowią perkusista Jakub Skuza i basista Paweł Surowiec. Album Raporty z Księżyca rozpoczyna utwór-przywitanie, zatytułowany po prostu Cześć. Zgrzytliwość rozedrganych, gitarowych motywów kontrastuje z motoryką perkusyjnego rytmu, a głos wokalisty czasem brzmi mocno i zdecydowanie, to znów mgliście, jakby kosmicznie odzywał się przez megafon. Tytułowe słowo okala przystępny refren, z kolei w zwrotkach znalazło się miejsce na kojące porady, by przestać się bać i zacząć oddychać. Domknięcie piosenki stanowią uroczyste, celowo poszarpane kaskady gitarowych dźwięków. Ulotność kompozycji Motyle obrazują wysokie rejestry gitary, baśniowo uskuteczniające rozłożone akordy. Ich ruchliwość nie daje o sobie zapomnieć na przestrzeni całego utworu. Pompatyczny początek należy do gorzkich wyrzutów: „żyjemy w czasach, gdzie nic nie jest pewne” oraz: „kapitalizm miał być zbawieniem”. Później jednak atrybutem wokalu staje się łagodność, a Kuba Długosz subtelnie intonuje frazy: „jestem motylem, mam tylko dwa dni, mam tylko chwilę”. Moją uwagę przykuwa też instrumentalny przerywnik, który nabudowują celowo spłaszczone, gitarowe warstwy, dopełnione jazzującymi motywami basu. Piosenkę, rozświetloną poetyckim tytułem Mówię do ciebie wierszem, kreuje szczerość miłosnych uniesień. Krainę wiecznego szczęścia odzwierciedlają glissanda (płynne prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami) w partii wokalnej. Surowość melorecytacji Kuby Długosza wzbogaca ascetyczność gitarowych współbrzmień. Bajkowy nastrój wprowadza odrobinę zamglone, katarynkowe solo marzycielskich dzwoneczków. Rockowa energia hałaśliwych, rozedrganych przestrzeni gitary jest wyróżnikiem piosenki Reżim. Chwilami rozjaśnia je pogodny, rozłożony akord. Rytmiczne poszarpanie dominuje w zwrotkach, natomiast refren to przenikliwe wokalizy, wyrażające więcej niż jakikolwiek potok słów. Witamina M częstuje nas chrapliwą zawiesiną gitarowych przesterów, podbitych wyrazistym pulsem sekcji rytmicznej. Emocjonalny wokal podkreśla gorycz poetyckich strof, mówiących o miłosnej agonii. Szczególnie bolesnym strzałem prosto w serce jest dojmująca konstatacja: „miłość to tylko iluzja”.
Mianem ballady z prawdziwego zdarzenia można określić kolejny utwór, którego tytuł stanowi silny imperatyw – Oddychaj. Łagodność równomiernego rytmu wyznaczają tu metaliczne dźwięki gitary, podbite niespieszną pulsacją perkusji. Początkowo wokalista spokojnie snuje swą melodyjną opowieść, a gitarowe interludia pełnią zaszczytną funkcję nośnego refrenu. Z czasem Kuba Długosz na kanwie znajomych akordów wykonuje szaleńcze wokalizy, teatralnie eksponujące wysokie rejestry. Przeradzają się one w hipnotyzująco repetowane szepty tytułowego wyrazu. Kompozycja Lecę pędzę ma w sobie melodyczną lekkość, a podmiot liryczny ze smutkiem dostrzega bolesne sidła życiowego kieratu, z którego nie potrafi się wydostać. Dostojne, w gruncie rzeczy witalne współbrzmienia gitary rozjaśniają posępny sznyt ascetycznej partii wokalnej. Z czasem nośne słowa tytułowe pełnią rolę wielokrotnie powtarzanych wykrzykników, przedzielanych pomysłowymi wokalizami. Chwilę później przestrzeń należy do malowniczych, gitarowych warstw, improwizujących na bazie głównej melodii. Udany flirt z przystępną muzyką reggae słychać w dynamicznej piosence Mijam się. Tekst przedstawia intrygujące dywagacje jak zachować twarz i nie mijać się z prawdą. Akompaniament gdzieniegdzie ubarwiają dźwięczne flażolety gitary, uzyskane za pomocą specyficznego tłumienia strun. Rzeczony instrument wykonuje również chrapliwe i gęste akordy, perfekcyjnie okalające surową linię melodyczną. Mantryczny rytm staje się rychło podłożem do rozkwitu wirtuozowskich, gitarowych improwizacji. Wszechobecna groza spowija utwór Wieczorami. Niejednokrotnie trudno wyłowić wszystkie słowa z szeptanego gąszczu fraz, a począwszy od drugiej zwrotki niektóre z nich powtarza natchniony, kobiecy głos. Harmoniczny korpus wyznaczają motoryczne akordy gitary. Refren otacza pełen nadziei wers: „wiem, że spotkam tam Ciebie”. W ostatnim refrenie stery przejmuje zasygnalizowany wcześniej żeński wokal, ekspresyjnie, wręcz na folkową modłę intonujący znajome frazy. Idylliczne wizje amerykańskiego luksusu oraz nieposkromionej wolności opisuje piosenka Hollywood, odznaczająca się rozszalałą prędkością dynamicznego, wokalnego strumienia słów. Refreniczne powtórzenia wyrazu „Hollywood” oplata dzikość, ale też iście bluesowa zaduma. Daje tu o sobie znać wirtuozeria gitarowych solówek, nierzadko dopełnionych kaskadami perkusyjnych terkotów. Epilog recenzowanej płyty, zatytułowany Gdy Ciebie już nie będzie, swym niekwestionowanym, gitarowym kunsztem ozdobił znakomity muzyk – Jacek „Perkoz” Perkowski. Jego szlachetnie rozwibrowane, niepozbawione efektowności, melodyjne motywy w wysokim rejestrze jeszcze silniej podkreślają ognistą afirmację miłości, o której mowa w tekście. Zakochany narrator próbuje uchwycić ulotność targającego nim uczucia, mającego bajeczny pierwiastek niedopowiedzenia oraz tajemniczości, a nawet obawy, że nieopatrznie może nastąpić jego kres. Zwróciłam tu baczną uwagę na dźwięczność niskich, żwawych płaszczyzn basu, jak również charakterną, szczerą do bólu krzykliwość wokalu.
Album Raporty z Księżyca zespołu AyAhuasca to surowość rockowej energii, melodyjna przystępność oraz gęstwina gitarowych warstw. Urokliwa zwiewność tych księżycowych kompozycji z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom zwięzłych, piosenkowych form, którzy gustują też w baśniowych, odrobinę psychodelicznych improwizacjach, kontrastujących z rockowym żarem – autentycznym, ekspresyjnym i nie dającym o sobie zapomnieć.