Utwory

Doznanie żaru emocjonalnych uniesień

17 maja 2024
Mój dzisiejszy wpis poświęcam jednej z najważniejszych dla mnie wokalistek, którą absolutnie mogę nazwać królową polskiej piosenki. Bez Alicji Majewskiej, a także wspaniałego kompozytora – Włodzimierza Korcza, nie byłoby mnie muzycznie tu, gdzie jestem, zatem z góry przepraszam za pełne patosu epitety. Innymi słowy nie umiem jednak opisać dźwięków, które uformowały moją wrażliwość.

Jako miłośniczka wyzwań i selekcji, ochoczo powróciłam do całej dyskografii Alicji Majewskiej, aby wybrać pięć moich najukochańszych piosenek z jej dorobku. Od razu jednak zastrzegam, że pominęłam w swych rozważaniach kompozycję Odkryjemy miłość nieznaną, którą uważam za jeden z najwspanialszych rodzimych utworów w dziejach muzyki. Tak się składa, że pisałam już o nim kilkakrotnie, nawet dokonałam jego gruntownej analizy na potrzeby pracy licencjackiej, koncentrującej się wokół charakterystycznych aspektów stylu kompozytorskiego Włodzimierza Korcza. Teraz więc skupię się na dotychczas jeszcze nieprzeanalizowanych przeze mnie piosenkach.

Chronologicznie rozpocznę tę podróż od utworu, który tak, jak wspomniane przed momentem Odkryjemy miłość nieznaną, jest owocem tandemu twórczego – Włodzimierz Korcz i Wojciech Młynarski. Wybrałam dosyć nieoczywiste dzieło; zasiliło ono nastrojową płytę, nagraną pod koniec ubiegłego stulecia, zatytułowaną Świat w kolorze nadziei. To przepełniony ekspresją utwór Niemożliwe, pełen ostrych, rozedrganych dźwięków gitary elektrycznej Zbigniewa Stelmasiaka, skontrastowanych z perlistymi motywami akustycznego wcielenia owego instrumentu. Podniosłość wzmaga hałaśliwy, statyczny puls perkusji, a nobliwą balladowość zawdzięczamy dwóm klawiszowym warstwom, wykreowanym przez Włodzimierza Korcza, kompozytora wszystkich pięciu utworów na mojej liście. Pierwsza z tych płaszczyzn jest stricte fortepianowa i urzeka malowniczością, druga natomiast swoim brzmieniem imituje smyczki; cechuje ją jaskrawa przenikliwość wysokich rejestrów, jak również melancholia. Gdzieniegdzie objawia się też jeszcze jedna, klawiszowa melodia, której krystaliczne, rozłożyste akordy perfekcyjnie naśladują dźwięki harfy. Głos Alicji Majewskiej przepełnia żar rozwibrowanych z gracją fraz, a także wykonawcza precyzja, szczególnie słyszalna w skomplikowanym, ukazującym całe spektrum wokalnych możliwości artystki, skoku o septymę małą, okalającym tytułowy wyraz na przestrzeni repetowanego refrenu. Szlachetnością hipnotyzuje też efektowne wydłużanie pierwszej sylaby owego słowa, ale de facto można je potraktować również niczym osobny, generujący zaprzeczenie wyraz „nie”. Wojciech Młynarski, jako mądry obserwator rzeczywistości, gorliwie w niniejszym tekście podkreśla: „niemożliwe, żeby mogła istnieć miłość bez nadziei”. Rozprawia się ponadto z idealistycznym traktowaniem naczelnej ludzkiej cnoty: „niemożliwe, by w miłości były same dni szczęśliwe”. Kiedy już na dobre trwamy w owych żelaznych przekonaniach, autor zaskakuje nas budującą puentą, dyskretnie oraz wytwornie wyrecytowaną przez Alicję Majewską: „niemożliwe, a możliwe jest”.

Zanim doczekaliśmy się tryptyku płytowego z premierowymi piosenkami w dorobku wokalistki, 12 lat temu (2012 rok) światło dzienne ujrzał złożony pod względem formalnym, uroczysty, gęsto, wręcz symfonicznie zaaranżowany album, zatytułowany Pieśni sakralne. Kształtują go utwory o tematyce religijnej, skomponowane przez Włodzimierza Korcza do tekstów znakomitych autorów, a w niektórych przypadkach twórca wykorzystał oryginalne fragmenty Biblii. Ze wspomnianego wydawnictwa wybrałam podnoszące na duchu dzieło – Każdy z nas się narodził, które stanowi umuzycznienie przepięknego wiersza zmarłego dwa miesiące temu poety – Ernesta Brylla. Przed każdą zwrotką występują urokliwe przerywniki instrumentalne, kołyszące nas w rytmie walca. Przodują w nich dźwięki dzwoneczków, fortepianu oraz instrumentów smyczkowych. Zwrotki jednoznacznie kojarzą mi się z podniosłą muzyką religijną. Pomiędzy długimi, masywnymi dźwiękami słychać niewielkie, ale jakże śpiewne odległości sekund i tercji. Melodię wokalną dublują dostojne, chóralne współbrzmienia, a apogeum efektowności oraz ekspresji dostrzegam w wersie: „i wziął to miasto pod swoją obronę”. Refren ujmuje melodyjnością tęsknych, symetrycznych motywów, natomiast linię melodyczną wzbogacają m.in. chropowate płaszczyzny saksofonu, zagęszczone motoryką uporczywie powtarzanych pejzaży smyczków. Tekst owego fragmentu przepełniają mądre prawidła: „każdy z nas się narodził, każdy z nas jest gwiazdą”, a także: „gdy Bóg przychodzi, to w nim żyje każdy”. Uczuciową partię Alicji Majewskiej charakteryzują zwiewne ornamenty i długie dźwięki, z których najbardziej przejmująco wybrzmiewa ten ostatni, oplatający słowo „ciemność”.

Z albumu o jakże uniwersalnym tytule Wszystko może się stać, pozwolę sobie omówić aż dwie piosenki. Najpierw rozpoczynający rzeczoną płytę utwór tytułowy, którego muzyczną oś stanowi cytat z IX Symfonii Ludwiga van Beethovena. Pierwsze dźwięki słynnej Ody do radości gromko intonuje kwartet smyczkowy, grający wielowarstwowo i zamaszyście, niczym orkiestra symfoniczna. Salonowa wytworność zasygnalizowanych motywów sprzyja poetyckim frazom tekstu, w których również pojawiają się odniesienia do kultowego dzieła Beethovena. Odpowiada za nie wspaniała krakowska poetka – Monika Partyk, głosząca tu życiodajne prawidła, m.in.: „póki świat wokół słońca się kręci, póki my z nim czule objęci”. Te niebanalne założenia przeplatają się z tytułowym szlagwortem, obwieszczającym zwięźle oraz dosadnie, iż wszystko jest w rękach losu. Zresztą przywołany fragment Ody do radości to niejedyna dźwiękowa iskierka ze spuścizny wiedeńskiego mistrza muzyki klasycznej. Tuż przed wybrzmieniem drugiej zwrotki dociera do nas bowiem ostra, czterodźwiękowa melodia gitary, wzorcowo oddająca patetyczny Motyw losu, tym razem zaczerpnięty z V Symfonii Beethovena. Wspomniałam o aranżacyjnym przepychu i ochoczo dodam, że najsilniej można go usłyszeć w błyskotliwych, smyczkowych przebiegach, oplatających choćby fragment od słów: „póki rybka nie spełnia trzech życzeń”. Królem efektownych melodii jest tu także anonsowany już wcześniej gitarzysta – Zbigniew Stelmasiak. Począwszy od wersu: „patrz jak słońce z dna się wspina na czubki drzew”, fascynuje mnie zupełnie nowa myśl muzyczna, zwieńczona ornamentalną, ekspresyjną odezwą: „Ludwiku van”. Samo zakończenie piosenki skrzy się od sugestywnych powtórzeń tytułowego zawołania, w ostatniej odsłonie otoczonego wznoszącym, przesiąkniętym dramatyzmem mrocznych półtonów (najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami) motywem. Cały utwór zaraża radością życia, nadzieją i energią, promiennie odzwierciedlonych w głośnych, rozwibrowanych dźwiękach, zaintonowanych przez wokalistkę emocjonalnie, odrobinę na uśmiechu. To bodaj wciąż najbliższa mi piosenka Alicji Majewskiej, powstała w obecnym stuleciu.

Mało kto pamięta, że wzruszająca do łez ballada Mimo to, którą bohaterka mojego wpisu nagrała na płytę Wszystko może się stać, skomponowana przez Włodzimierza Korcza do przepięknego tekstu Wojciecha Kejnego, swoje pierwsze wcielenie zyskała w wykonaniu Katarzyny Skrzyneckiej na solowym, wyprodukowanym przez Piotra Rubika albumie z 1998 roku, zatytułowanym Pół księżyca. Śpiewająca aktorka zabrzmiała tu matowo i teatralnie, a muzycznie wtórują jej m.in. metaliczne akordy gitary oraz patetyczne, chóralne wokalizy. Dla mnie Alicja Majewska swoją interpretacją tchnęła w ten utwór zupełnie nowe życie, gdyż balladowa inkarnacja Mimo to prezentuje się tak, jakby powstała z myślą o jej przesiąkniętym głębią niskich rejestrów wokalu. Kameralny anturaż dźwiękowy wypełnia jedynie fortepian oraz czarująca intymność kwartetu smyczkowego. Pragnę też jako ciekawostkę zauważyć, że piosenka utrzymana jest w rzadko spotykanej, niezwykle wysublimowanej tonacji gis-moll. Smyczkowo-fortepianowe motywy akompaniują zarówno melodii wokalnej, jak i wysuwają się na pierwszy plan w nostalgicznych przerywnikach instrumentalnych pomiędzy każdą zwrotką. Najbardziej efektownie i dynamicznie kwartet smyczkowy wykonuje swoją partię od słów: „z ekstazy krzyku, krótki lot”. Wtedy też Alicja Majewska śpiewa najmocniej, pierwsze dwie sylaby wspomnianego słowa „ekstazy”, oplatając na wskroś sentymentalnym skokiem o sekstę małą. Domknięcie całości jest jednak subtelne, a ja każdorazowo wsłuchuję się w powolne rozwibrowanie ostatniego, przestrzennego dźwięku skrzypiec. Smutek oprawy muzycznej rzecz jasna integralnie współgra z rozdzierającym tekstem Wojciecha Kejnego, w którym mowa o wygasaniu miłosnej namiętności, przy równoczesnym błaganiu jednej ze stron o wspólny byt dwojga ludzi, odzwierciedlonym w szczerości prosząco recytowanego wersu: „bądź ze mną”. Tuż po nim następują rozpaczliwe zapewnienia, m.in.: „by odejść brak mi siły” oraz: „bez Ciebie życia nie ma”. Puentę stanowi pielęgnowanie choć szczypty świetlistych, kruchych i ulotnych chwil, budujących opisywaną relację, skwitowane słowami: „i małe bywa piękne”.

Piąty utwór na mojej liście, opatrzony wykwintnym tytułem Pieśń błędnych rycerzy, przenosi nas do ojczyzny Cervantesowskiego Don Kichota. Hiszpański sznyt jest bowiem zasługą wirtuozowskich, gitarowych popisów Zbigniewa Stelmasiaka, ornamentalnych i ekspresyjnych, przywołujących temperament muzyki flamenco. Ów egzotyczny nastrój kontynuują podniosłe terkoty werbla oraz szlachetnie płynący bas, którego elegancja od zawsze przywodzi mi na myśl początkowe dźwięki słynnej arii Habanera z opery Carmen. Warstwa słowna Tomasza Misiaka pochwala donkiszoterię, życiową postawę, zachęcającą do marzycielstwa, walki o nierealne cele i fruwania w obłokach. „Nie bójmy się błędu, nie bójmy się obłędu, nie traćmy rozpędu, chcąc głową przebić mur” – szereg idealistycznych próśb kształtuje przystępny, olśniewający niebiańską linią melodyczną refren. Wszak kiedy Don Kichot zorientował się, że wyśniona Dulcynea z Toboso stanowiła jedynie wytwór jego wyobraźni, nie porzucił swych naiwnych fantazji, na przekór monotonii realizmu goniąc za marzeniami. Wszechobecną hiszpańskość zdają się kontrować dwa na wskroś słowiańskie elementy, sentymentalny głos Alicji Majewskiej oraz gęste płaszczyzny fortepianu wespół z kwartetem smyczkowym. Najbardziej wzrusza mnie fragment, gdy wokalistka raczy nas klarownym, wysokim dźwiękiem na pierwszej sylabie wyrazu „serca”, następnie kunsztownie wydłużając słowo „głód” przy akompaniamencie spiętrzonych, ruchliwych motywów smyczków, opartych na repetowanych dźwiękach. Lirycznemu zwieńczeniu sprzyja zadumana, opadająca melodia gitary akustycznej, która wyrazistym echem powtarza ostatnie dźwięki melodii wokalnej, subtelnie i śpiewnie przypieczętowując opisywaną kompozycję.

Alicja Majewska to wokalistka obdarzona jedynym w swoim rodzaju, głębokim, uduchowionym, przesiąkniętym witalnością niegasnącego blasku głosem. Zapierającą dech w piersiach muzykę do wykonywanych przez nią piosenek komponuje wybitny twórca – Włodzimierz Korcz do tekstów wielu wspaniałych autorów, takich jak Wojciech Młynarski, Monika Partyk, czy Artur Andrus. Opisane w moim tekście utwory po dziś dzień powodują łzy wzruszenia u słuchaczy oraz burzę oklasków, zwieńczonych owacjami na stojąco, podczas koncertów owego wykonawczego duetu, występującego najczęściej z towarzyszeniem mistrzowskiego Warsaw String Quartet. Jako że znam na pamięć całą dyskografię Alicji Majewskiej, celowo w ramach swej subiektywnej listy uwzględniłam kilka odrobinę mniej popularnych utworów, niż te kanoniczne, jak Jeszcze się tam żagiel bieli, Być kobietą, czy To nie sztuka wybudować nowy dom. Pragnę bowiem zachęcić Was z całego serca do zagłębienia się w to przebogate, piosenkowe uniwersum, gdzie warstwa muzyczna, tekstowa i wykonawcza stanowią nierozerwalną, przeszywającą do szpiku kości, każdorazowo unoszącą mnie w przestworza całość.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.