Płyty

Doznanie aranżacyjnej błyskotliwości

15 września 2023
Pozostając w kręgu pięknych rodzimych albumów sprzed lat, dziś napiszę nieco więcej o płycie, która w przyszłym roku będzie obchodzić swoje 50-lecie. Mam na myśli Odcień ciszy Tadeusza Woźniaka – album niestety przyćmiony przez wcześniejsze wydawnictwo, zawierające największy przebój anonsowanego wokalisty – Zegarmistrz światła. Fakt, może na płycie, którą dziś Wam przedstawię, nie ma chwytliwych, nuconych przez pokolenia słuchaczy hitów, ale nie sposób przejść obojętnie obok dźwiękowych eksperymentów, składających się na tę ośmiopiosenkową całość.

Trudno jednoznacznie zaszufladkować Odcień ciszy, gdyż pobrzmiewają na nim echa jazzu, muzyki awangardowej, piosenki literackiej, a nawet rocka progresywnego. Recenzowaną płytę otwiera kompozycja Pewnego dnia o świcie, obdarzona surrealistycznym tekstem. Skoro wywołałam temat warstwy słownej, wspomnę, że odpowiada za nią na całym albumie znakomity poeta – Bogdan Chorążuk. Początek anonsowanego utworu nabudowują metaliczne motywy gitary klasycznej, urzekające tęskną łagodnością. Ową rozmarzoną aurę przerywa nagły klaster (współbrzmienie złożone z dźwięków w bliskim sąsiedztwie) instrumentów dętych. Tuż po nim Tadeusz Woźniak snuje serię nieprawdopodobnych, wręcz sennych wizji, takich jak: „spadły samochody z nieba” i „miasto było złudzeniem, w oknach żywych witryn ciała świeciły lunatyczne dziewczyn”. Wokalista urzeka kunsztem swej nienagannej dykcji, posługując się w opisywanej piosence dwoma środkami ekspresji. Pierwszym z nich jest parlando, a więc wyłączna recytacja bez cienia fragmentów wokalnych, drugi to z kolei melodyjne śpiewanie fraz, niepozbawione emocjonalnego rozedrgania i żarliwości. Za podniosły nastrój odpowiadają też jaskrawe chórki, wykreowane przez zespół Alibabki. Zasygnalizowane współbrzmienia funkcjonują na zasadzie repetowania niektórych wersów wiodącej melodii Tadeusza Woźniaka, jak również malowania przestrzeni krystalicznie czystymi wokalizami. Jazzowość akompaniamentu instrumentalnego zawdzięczamy swingującej gęstwinie perkusyjnych uderzeń znakomitego muzyka – Aleksandra Bema, dostojnym dźwiękom sekcji dętej oraz szorstkim płaszczyznom klawiszy. Uroczystą atmosferę kontynuuje ballada, zatytułowana Dosłowność, pełna metalicznych współbrzmień gitary, w której partię niejednokrotnie wtapia się fortepian. Jego wysoki dźwięk podzwania często świetliście niczym gong. Perkusja imponuje kaskadami wirtuozowskich uderzeń, natomiast melodię wokalną kształtują uporczywie powtarzane dźwięki, skontrastowane z iście orientalną melancholią. Tutaj też znalazło się miejsce na fragment okraszony teatralnym parlandem, barwnie rozkwitający od słów: „przechodziły tędy tabory”. Pierwiastek wytwornej delikatności zapewniają natomiast smyczki w wysokim rejestrze. Najbardziej nośną kompozycję, zatytułowaną Motyw obsesyjny, cechuje powabna subtelność, uwydatniona dzięki gitarowym warstwom oraz dzwoneczkowym melodiom klawiszy. Bezpretensjonalną partię wokalną Tadeusza Woźniaka opromieniają szlachetne ornamenty, przywodzące mi na myśl twórczość Czesława Niemena. Z tekstu sączy się szereg egzystencjalnych prawd, aktualnych po dziś dzień i znajdujących swe ujście w refrenie. Stanowi go tytułowy obsesyjny motyw, a dokładniej urokliwa wokaliza na sylabie „naj”, efektownie wzmocniona drugim głosem gitary elektrycznej, za której dźwięki na całej płycie odpowiada wspaniały muzyk, obdarzony charakterystycznym brzmieniem, znany choćby ze współpracy z Czesławem Niemenem – Tomasz Jaśkiewicz. Moim zdaniem taka przebojowa, uporczywie powtarzana, zwiewna melodia to trafny zabieg kompozytorski, dający słuchaczom wytchnienie, gdyż ów mentalny oddech być może sprawi, że płynące z warstwy słownej życiowe prawidła głębiej zakotwiczą się w ludzkich umysłach. Utwór Dziwni ludzie wzorcowo piętnuje nieczułość, obojętność i życie od niechcenia. Ma on ponadto ciekawą konstrukcję formalną. W zwrotkach ponosi nas taneczna zmysłowość tanga, podbita dźwiękami gitary klasycznej oraz łkającymi motywami smyczków. Chwilę później jednak jazzująca pulsacja perkusji prowadzi nas ku zupełnie innym rytmicznym rejonom, dużo bardziej gęstym i ekspresyjnym. Ascetyczna melodia wokalna zbudowana jest tu głównie z brzmiących orientalnie i dosyć niepokojąco półtonów, czyli najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami, które wokalista cyzeluje z chirurgiczną precyzją.

Dywagacje na temat zmieniającej się stale rzeczywistości obrazuje piosenka Świat jak zwariowany. Mknący w szybkim tempie tekst współgra tu z muzycznym kołowrotkiem, gdzie na pierwszy plan wysuwają się gitarowe melodie, a także psychodeliczne szmery perkusji, podbite szorstkimi pejzażami basu. Zwieńczenie utworu zaskakuje śpiewnością, a natchniony, wyłącznie gitarowy fragment od razu budzi skojarzenia z uczuciową, liryczną i kunsztowną muzyką epoki baroku. Dodatkowo ostatni akord brzmi pogodnie, dając nadzieję, że może kiedyś zatrzymamy się w tym szaleńczym pędzie za technologicznymi nowinkami. Wielokrotnie piszę w niniejszej recenzji o współbrzmieniach gitary klasycznej i w tym miejscu należy się dopowiedzenie, że częściowo owe natchnione dźwięki wyszły spod palców samego kompozytora oraz wokalisty w jednej osobie, czyli Tadeusza Woźniaka. Tęskny nastrój towarzyszy również kolejnej piosence – I nim się ockniesz. To zgrabna miniaturka, spowita złowrogimi, majestatycznymi akordami gitary. Oszczędna w środkach melodia wokalna napawa mnie smutkiem, ze zdwojoną siłą docierającym do nas na samym końcu, gdy słychać bolesne słowa: „twój czas już upłynął”. Podążając za kolejnością, pod numerem siódmym skrywa się absolutnie najbliższa mi kompozycja na recenzowanym albumie – tytułowy Odcień ciszy, będący tzw. suitą, czyli dziełem wielowątkowym, złożonym ze skontrastowanych odcinków. To trwający prawie 15 minut utwór, jednak nie dłuży się ani przez chwilę, przeciwnie – wciąż zaskakuje mnie ogromem wykonawczych detali. Sam początek jest podniosły, ekspresyjny i szorstki, gdyż w dużej mierze odpowiadają za niego przenikliwe dźwięki gitary elektrycznej, wzmocnione stukotami oraz szmerami perkusji. Po chwili do głosu dochodzi ostra, klawiszowa warstwa, organicznie sklejająca się z przywołanym w poprzednim zdaniu gitarowym motywem przewodnim. Wtem rockowa ekspresja zanika, ustępując miejsca lirycznym dźwiękom gitary klasycznej. Relikt hałaśliwości słyszalny jest jedynie w ognistej partii perkusji. Owa instrumentalna mnogość kolorów staje się z czasem bogatym podłożem do rozkwitu onirycznej melodii wokalnej, przepływającej wartko, aczkolwiek z nutką zadumy. Kiedy wiodąca linia melodyczna gęstnieje, towarzyszą jej celowo poszarpane dźwięki klawiszy. Gratką dla miłośników iście refrenicznej powtarzalności jest zupełnie niespodziewany powrót motywu przewodniego gitary elektrycznej. Kolejną wokalną część zapowiadają m.in. natarczywe stukoty perkusji wespół ze śpiewnymi pejzażami gitary klasycznej. Dostojne epizody parlando wielokrotnie przerywa najbardziej nośny fragment całej suity, śpiewnie okalający wers: „tu czasu nie było” i gdzieniegdzie skontrastowany ze spazmatycznymi, perkusyjnymi uderzeniami. Ta wiele razy repetowana fraza nierzadko słyszalna jest w zmienionym kształcie melodycznym, często też pod względem wokalnym brzmi mocniej, balansując na pograniczu krzyku. Nośnikiem ekspresji są także instrumentalne odcinki, które najpierw ubarwia podniosła sekcja dęta, a następnie chwytające za serce, przesiąknięte klarownym liryzmem wysokiego rejestru smyczki. Gdy dynamiczne zagęszczenie daje o sobie znać również w partii wokalnej, instrumenty nie chcą pozostać w cieniu i zaczynają zaskakiwać bogatą ornamentyką, dotyczy to sekcji smyczkowej, dętej oraz wszechobecnej gitary klasycznej. Od 9’03’’ analizowanego nagrania objawia się nowa myśl muzyczna, zaintonowana łagodnie przez Alibabki. Niezwykle utalentowane wokalistki fascynują gwałtownym, synchronicznym rozedrganiem swych głosów. Rychło na naszych uszach zaczyna rozgrywać się emocjonalny, zamaszysty, śpiewany dialog pomiędzy Tadeuszem Woźniakiem a Alibabkami. Po kolejnym instrumentalnym przerywniku wokalista dobitnie powtarza wers: „i oto się kamień otwiera”, a główną melodię swymi jaskrawymi, wysokimi głosami kontynuują Alibabki, niemal do końca utworu współbrzmiące z szorstkimi dźwiękami gitary elektrycznej. Rzeczony instrument piramidami wirtuozowskich motywów definitywnie przypieczętowuje tę bezprecedensową kompozycję, która moim zdaniem wyprzedziła swoje czasy i powinna widnieć w panteonie najznakomitszych rockowo-jazzowych, rodzimych suit. Pompatyczne dzieło tytułowe nie stanowi jednak epilogu albumu, ponieważ zupełnie niekonwencjonalnie jest nim kolejna zwięzła ballada – Tren o róży. Śpiewna melodia porusza do głębi dostojną melancholią, podkreśloną dystyngowanymi ukłonami na pojedynczych samogłoskach. Odrobinę światła wprowadzają tu krystalicznie czyste motywy gitary klasycznej, momentami akordowe, to znów melodyjnie uzupełniające partię wokalną oraz wysuwające się na front w przerywnikach instrumentalnych. Sporadycznie wzmacniają je miarowe dźwięki sekcji rytmicznej, jakby chciały dyskretnie zaznaczyć swą obecność wyłącznie podczas wybrzmiewania kluczowych momentów.

Album Odcień ciszy Tadeusza Woźniaka przepełnia aranżacyjna błyskotliwość. Elementy rodem z muzyki poważnej to domena śpiewnych melodii gitary klasycznej, pierwiastek jazzowy jest zasługą klawiszy oraz sekcji rytmicznej, rockową chropowatość wprowadza gitara elektryczna, a chóralne przestrzenie w kilku piosenkach swymi aksamitnymi głosami wytworzyły Alibabki. Spoiwem owych odległych od siebie, dźwiękowych żywiołów jest wszechstronny wokal Tadeusza Woźniaka, mocny, rozedrgany, odznaczający się wyrazistą, z lekka nosową barwą, ale przede wszystkim głęboki, dostojny i szalenie emocjonalny. Podniosła teatralność i nienaganna dykcja wokalisty sprawiają ponadto, że refleksyjne teksty Bogdana Chorążuka jeszcze silniej docierają do odbiorców. Lata mijają, a filozoficzne konstatacje, często przesiąknięte smutkiem oraz strachem przed technologicznym zniewoleniem, odziane w szatę nietuzinkowych eksperymentów muzycznych, ani trochę nie straciły na aktualności.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.