Płyty

Doznanie iście bajkowej śpiewności

2 czerwca 2023
Ostatnio powstaje mnóstwo wartościowej polskiej muzyki. Niechaj jednym z dowodów na potwierdzenie mojej tezy będzie najnowszy album duetu BAiKA, zatytułowany Zdecydowana mniejszość. Ujrzał on światło dzienne pod koniec kwietnia tego roku.

Cóż to za muzyczna bajka ów duet BAiKA i dlaczego jego nazwa zapisywana jest w tak niekonwencjonalny sposób? Mianowicie tworzą go Piotr Banach – gitarzysta, jeden z założycieli grupy HeyKatarzyna Figaj – niezwykle utalentowana wokalistka o wdzięcznym pseudonimie Kafi. Pierwsze litery nazwiska Banach oraz ksywki Kafi, połączone spójnikiem „i” stanowią sekret całej nazwy. Najnowsza płyta zaanonsowanego duetu – Zdecydowana mniejszość składa się z trzynastu śpiewnych, oddziałujących na zmysły piosenek, pełnych zadziornych solówek gitary, syntezatorowych warstw oraz przebojowych melodii wokalnych, ozdobionych niejednokrotnie charakterystyczną, szorstką chrypką. Przeprowadzę Was teraz przez, moim zdaniem, najciekawsze momenty tego albumu.

Całość rozpoczyna kompozycja Mimiś, w której gościnnie swego głosu użyczył wokalista o egzotycznym pseudonimie Jacko Brango. Piosenka zaczyna się dosyć niepozornie od łagodnego powtarzania przez Kafi słowa „okulary”. Chwilę później jednak wokalna ekspresja, uwydatniona za sprawą krzykliwych dźwięków, rozbłyskuje na dobre. Oprócz zarekomendowanej wcześniej chrypki, nie brakuje też w głosie Kafi melodyjnych, urzekających subtelnością wysokich dźwięków. Akompaniament instrumentalny kształtują z kolei ostre warkoty gitary, słyszalne nawet wtedy, gdy wokal brzmi lirycznie. Moją uwagę przykuwa tu choćby melizmat (wyrafinowany, rozległy ozdobnik) na słowie „hej” oraz nieco orientalne w swym wyrazie wokalizy. Zasygnalizowany kilka zdań temu Jacko Brango ujmuje prostotą swego głosu oraz uroczym tembrem. Utwór przypieczętowuje wokaliza, przepełniona motywami w wysokim rejestrze, nietypowymi dla matowego altu Kafi i świadcząca o szerokim wachlarzu jej możliwości głosowych. Charakterystyczny dla piosenki Kradziej jest dostojny, klawiszowy wstęp, który swym brzmieniem imituje trąbkę. Ostre płaszczyzny gitary jednak nie pozwalają zapomnieć, że mamy do czynienia z muzyką o rockowej proweniencji. Pierwiastek rozmarzenia zapewniają subtelne wokalizy, a rozłożyste melizmaty kształtują melodię choćby na ostatniej sylabie słowa „niezniszczalna”. Kafi sama ze sobą śpiewa w dwugłosie, dzięki czemu wokalne warstwy gęsto docierają do uszu odbiorców. Refren to miejsce na uspokojenie, uwolnienie emocji, a szczególną błyskotliwością chwyta za serce napawająca smutkiem fraza: „czuję jak dusza powoli mi się rozkrusza”. Za niekwestionowany przebój uważam utwór Byłoby, odznaczający się melancholijnym mrokiem partii wokalnej. Pomiędzy iście teatralnymi, zwięzłymi epizodami wokalistki, powarkują szorstkie akordy gitary Piotra Banacha, silnie ewokujące (za sprawą swego charakterystycznego brzmienia) czasy początków formacji Hey. Z kolei perkusja ekspresyjnie wyznacza stały puls. Główna melodia często brzmi dostojnie, bowiem dominują w niej uroczyste skoki o kwintę. Trudno też obojętnie przejść obok uniwersalnego przekazu, iż miło byłoby, gdyby ludzie mieli w sobie więcej dobra. Nagle słychać iście kosmiczne odgłosy, a teatralne pytajniki ozdabiają recytowane wyrazy: „miło by było”. Na tym tajemniczym dźwiękowym podłożu rozkwita urokliwe w swej ascetyczności solo klawiszy. W dalszej kolejności na kanwie refrenowych akordów wokalistka prowadzi zupełnie nową melodię, złożoną z efektownych ornamentów, a zaraz potem kompozycja urywa się.

Dylemat, czy w relacjach międzyludzkich lepiej kierować się nadmierną wylewnością, czy (jak głosi tekst utworu) gibkością intelektu, porusza kompozycja Towarzyskość, obdarzona wpadającą w ucho melodią. Tutaj szczególnie słychać mrok niskich rejestrów, uwydatniony na przykład w początkowym wersie: „mogłabym przejść do sedna”. Z kolei wytworność długich dźwięków cechuje refren od słów: „więc milczę”. Niespodziewanie nadchodzi zupełnie nowy fragment, w którym Kafi teatralnie melorecytuje, imponując nienaganną dykcją oraz wykonawczą precyzją. Nieco złowrogie skojarzenia budzi już sam tytuł kolejnej piosenki – Wilki. Od razu dopowiem, że to jeden z najbliższych mi utworów na całym albumie. Nośnikiem mroku i niepokoju jest tutaj nie tylko rozedrgany alt wokalistki, lecz także sam kształt linii melodycznej.  W dużej mierze składa się ona z półtonów, czyli najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami. Szlachetnie skomponowana partia wokalna czasem prowadzona jest melancholijnie, by z kolei za chwilę zaskoczyć zwrotem akcji ku pogodnemu nastrojowi. Co ciekawe jednak, owo rozjaśnienie wcale nie występuje na radosnych słowach, ale wręcz przeciwnie, gdyż między innymi w wyrazach: „czai się”. Puenta utworu uniwersalnie dodaje odwagi w chwilach zwątpienia: „to nie jest czas na wielkie oczy”. Opisywany wers obfituje w potęgę wysokiego rejestru, dzięki czemu głos wokalistki brzmi jeszcze pełniej i dźwięczniej niż dotychczas. Nastrój grozy kontynuuje kolejna kompozycja, zatytułowana Strach. Daje tu o sobie znać szlachetna melorecytacja Kafi, wręcz teatralność. Zachwyca mnie przede wszystkim wytworny ukłon, a dokładniej wydłużenie głoski „a” w wyrazie tytułowym. Chłodna aura brzmieniowa to z kolei zasługa zmysłowych warkotów klawiszy. Intrygującym detalem wykonawczym jest opadający skok o sekstę w ramach melodii wokalnej, niejednokrotnie spowijający słowo „czego”. Zwieńczenie utworu obfituje w trzaski rodem z płyty winylowej, upiększające wykonywane przez Kafi warstwy. Utwór Wyjątkowy wyjątek urzeka ozdobnikami na słowie „ja”, symetrycznie inicjującymi wszystkie wersy zwrotek. W opisywanej piosence słowa płyną wartkim strumieniem za sprawą skomplikowanych wykonawczo melorecytacji. Czasami wokalistce towarzyszą też malownicze motywy fortepianu w wysokim rejestrze. Natchniona ballada Chwasty porusza do głębi wszechobecną rzewnością. Wyróżnik ekspresyjnego refrenu stanowią niełatwe wykonawczo skoki o oktawę w ramach melodii wokalnej. Wisienką na torcie jest zwieńczenie utworu – łagodna, z lekka orientalna solówka klawiszy. Epilog albumu Zdecydowana mniejszość to zamglona ballada Szczęście nieszczęście. Warstwę aranżacyjną nabudowują tu klawiszowe płaszczyzny. Pierwsza z nich – eterycznie dzwoneczkowa i jaskrawa przewija się przez cały utwór, z kolei druga, imitująca dostojną trąbkę, występuje rzadziej, jednak efektownie zaostrza nastrój całości. Gdzieniegdzie słychać też perkusyjne szmery, ale tym, co szczególnie zapiera dech w piersiach jest urodziwa partia wokalna, subtelnie tkana przez Kafi. W zwrotkach snuje się ona płynnie, wręcz marzycielsko, a w refrenie aż trudno objąć rozumem wielość detali wykonawczych. Wytworne glissando, czyli prześlizgnięcie pomiędzy dźwiękami, obłędnie spowija powtórzenia wyrazu „szło”, natomiast imponujący, tytaniczny skok w ramach linii melodycznej o tzw. decymę obejmuje ostatnią sylabę wyrazu „było” i słowo „mi”. Rzeczony fragment niepozbawiony jest gwałtowności, gdyż wokalistka dynamicznie przeskakuje tu od niskiego do wysokiego rejestru. Swingująca muzykalność wyróżnia ponadto kunsztownie zrytmizowane złożenia niektórych słów, na przykład: „zaraz w dali”, jak również słyszalne chwilę później i zrymowane z poprzednim: „się spotkali”. Świetlistość melodii tego utworu jest moim zdaniem wzorcowym domknięciem albumu, mimo że słowny przekaz do radosnych nie należy, bo mówi o ulotności oraz nieuchwytności szczęścia.

Płyta Zdecydowana mniejszość duetu BAiKA to garść wpadających w ucho, szlachetnie skomponowanych piosenek, ozdobionych rockowymi motywami gitary Piotra Banacha, a także stricte popowymi płaszczyznami klawiszy. Urodziwe melodie doczekały się ponadto nietuzinkowych wykonań wokalnych. Jedyny w swoim rodzaju głos charakternej Kafi pozbawiony jest jakichkolwiek ulepszaczy, służących do jego korekcji, dlatego lśni niepowtarzalnym blaskiem. Wokalistka zachwyca dźwięcznością, szeroką skalą głosu, rozłożystymi ozdobnikami i ognistą, szorstką jak papier ścierny chrypką. Choć duet BAiKA świadomie wybrał wędrówkę po muzycznej niszy, chciałabym, by jak najwięcej osób zetknęło się z tymi magnetyzującymi, trudnymi do stylistycznego zaszufladkowania, ale przede wszystkim niezwykle przebojowymi dźwiękami.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.