Płyty

Doznanie kameralnego liryzmu

14 lipca 2023
Przed dwoma laty pisałam o nowym zjawisku na polskiej scenie, czyli duecie blurred pink. Od kilku tygodni można już rozkoszować się pełnometrażowym, debiutanckim albumem Barbary Urbańczyk i Michała Kapicy, zatytułowanym Boję się miłości. Myślę, że owe liryczne dźwięki nie tylko ukołyszą Wasze skołatane nerwy, lecz także (za sprawą filozoficznych tekstów) skłonią do niecodziennych przemyśleń.

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że za partie wokalne w duecie blurred pink odpowiada Barbara Urbańczyk, Michał Kapica natomiast gra na fortepianie, jednak nierzadko wspiera swą muzyczną partnerkę, dyskretnie dośpiewując chórki. Utwory duetu brzmią bardzo przestrzennie z powodu nakładających się na siebie wokalnych warstw. Ciekawi mnie zatem, jak zostają one odzwierciedlone na koncertach, czy młodzi twórcy stawiają na minimalistyczną naturalność, czy jednak podpierają się nagranymi wcześniej w studiu ścieżkami. Album Boję się miłości stanowi czternaście kompozycji, choć tak naprawdę piosenek sensu stricto jest dwanaście, a koncepcyjną klamrą spinają je Intro oraz Outro. Rzeczone otwarcie i zamknięcie płyty to recytacje Barbary Urbańczyk na tle fortepianowych, wręcz quasifilmowych pejzaży Michała Kapicy. Intro posiada bardziej skondensowaną formę i poetycko, z nutką goryczy głosi prawdy o egzystencjalnych lękach. Padają mądre pytania, takie jak: „czy serca chociaż kawałek ostał się w tej sprzeczności”? Wokalistka niezwykle dźwięcznie i charakterystycznie, z lekkim szelestem artykułuje głoski „ś” i „ć”. Subtelna śpiewność owego zwięzłego, skłaniającego do refleksji wstępu ma swoją kontynuację w anglojęzycznej balladzie – Little Destiny. Z powtarzanego, akordowego motywu klawiszy wyłania się eteryczna partia wokalna. Barbara Urbańczyk śpiewa jasną, lekko nosową barwą, trochę przywodzącą mi na myśl szwedzką wokalistkę Robyn. Udramatyzowane cierpienie rozdziera serce np. w słowach: „however broke”. Owe przesiąknięte ostrością fragmenty równoważą łagodne fortepianowe akordy. Formalną niespodzianką jest gwałtowna zmiana rytmu w refrenie. Magicznie sklejone ze sobą słowa: „I know” fascynują niewiarygodną dźwięcznością, natomiast tytułowy wyraz „destiny” ozdabia przestrzenny pogłos. W kulminacji wokalistka lekko spłaszcza poszczególne samogłoski, z kolei pianista utrzymuje całość w wyrazistych, rytmicznych ryzach. Wielokrotne powtarzanie na końcu tytułowych słów sprawia, iż zapadają one głęboko w pamięć. Right To Feel bez wahania można scharakteryzować jako zwiewny utwór, kołyszący miarowo w rytmie walca. Najpierw docierają do nas statyczne, fortepianowe akordy, przepełnione urokliwą prostotą. Wokalistka z kolei śpiewa niezwykle szlachetnie, od czasu do czasu upiększając melodię wysublimowanymi ozdobnikami. W refrenie słychać drugą, wokalną warstwę autorstwa Barbary Urbańczyk. Wzbogacają ją dźwięki fortepianu, przenikliwe niczym dzwony kościelne. Ponadto efektowną wirtuozerię wzmagają przestrzenne, klawiszowe akordy. Tę piosenkę także wieńczy kilkakrotne powtarzanie tytułowych słów. Pierwszy w kolejności, polskojęzyczny utwór blurred pink to dźwiękowy pytajnik – Czy tu jest nasz dom? Zawiera się w nim strach, niepewność oraz wygasanie bliskiej relacji. Kolejne pytanie, będące jednocześnie pełnym samotności niedopowiedzeniem, przewijającym się przez cały utwór, brzmi: „czy jeszcze szansę mam”? Początkowo fortepian nastrojowo antycypuje wokalną melodię zwrotek, a zaraz potem słychać zmysłowo wymruczaną przez Barbarę Urbańczyk wokalizę. W zwrotkach wykonawczyni śpiewa lekko przez nos, metalicznie eksponując głoskę „d” w słowie „dopadnie”. Michał Kapica za sprawą łagodnych, fortepianowych dźwięków często dyskretnie dubluje linię melodyczną wokalu. Jeśli chodzi o intrygujące detale, warto wspomnieć, iż wokalistka barwnie zaciska głoskę „s” w słowach „sam” oraz „czas”. W tym kontekście spotkałam się z opiniami, iż ma ona problemy z dykcją. Myślę jednak, że skoro zaśpiewała tak tylko w dwóch słowach, to świadomie wyeksponowała ową spółgłoskę. Kulminacja obfituje w interesującą zmianę rytmu, dzięki której przez chwilę nasze uszy cieszy taneczność walczyka. Podsumowując omawianie tej podszytej lękiem ballady, dopowiem jeszcze jako ciekawostkę, że mam do niej szczególny sentyment, gdyż była to pierwsza piosenka, jaką kiedykolwiek zaprezentowałam w audycji radiowej wraz z jej autorską zapowiedzią.

Utwór zatytułowany Zrozum cechuje stadionowa przebojowość oraz multum fortepianowych współbrzmień w wysokim rejestrze. Jakby w kontraście, zwieńczenie piosenki urzeka subtelnością, szczególnie uwydatnioną w końcowym wersie: „zbliżam się, by zrobić krok”. Tytułowy utwór stanowi liryczny przepływ wartkiego strumienia myśli. Inicjują go malownicze, wręcz impresjonistyczne motywy fortepianu oraz zmysłowa wokaliza Barbary Urbańczyk. Głos wokalistki upiększa tu intymna matowość i legato, czyli łączenie ze sobą dźwięków. Refren odznacza się zmianą faktury fortepianowej, bowiem gęstwinę motywów zastępują motoryczne akordy. Szczególnie za serce chwyta rozedrgana, ale liryczna w swym wyrazie konkluzja: „boję się przyznać do miłości”. Najjaśniej świecącym brylantem na recenzowanej płycie jest dla mnie protest song, ubrany w enigmatyczny tytuł O jutro. Tekst podejmuje problematykę wszechobecnego strachu, którego skutkiem są bezsenne noce, wypełnione pustką. Wciąż bowiem jesteśmy sterowani z góry przez niewidzialne ręce, decydujące o naszym losie. „Czy umiecie spojrzeć” – rozpaczliwie pyta wokalistka, a następnie próbuje nazwać zachowania oraz emocje, kierujące ludźmi, pragnącymi za wszelką cenę zmieniać świat na lepsze. Ilustruje je kolejno czasownikami: „czujemy, walczymy, płaczemy, nie śpimy”. Melodyjny refren dziarsko zagrzewa do intensywnego działania, natomiast ze zwrotek sączy się rzewność. Chociaż w drugiej zwrotce trochę przeszkadzają mi transakcentacje w czasownikach „pogodzić się” oraz „szukamy”, nie mogę przejść obojętnie obok nośnej śpiewności owej kompozycji, silnie uwydatnionej  dzięki wysokiemu głosowi wokalistki. Różnorodnością zachwyca też faktura fortepianowego akompaniamentu, pełnego zarówno malowniczych, jak i wirtuozowskich (rodem z muzyki klasycznej) akordów. Gdzieniegdzie słychać też przestrzenną melodię, dublującą wokalne pejzaże, a także odrywane, basowe dźwięki, stanowiące substytut perkusji oraz brzmiące nieco swingująco. Na uwagę zasługuje ponadto imponujący szerokością ambitus, a więc zakres od najniższego do najwyższego dźwięku w ramach melodii wokalnej. Jedną z najsmutniejszych piosenek są Ściany, gdzie warstwa literacka sugestywnie opłakuje międzyludzkie mury, przez które trudno się przedrzeć podczas tworzenia relacji. Rozedrgany refren fascynuje melodyjnością. Jego ozdobą jest choćby wielowymiarowe, retoryczne pytanie: „jak siebie dostrzec mamy”? Na samym końcu wokalistka zgrabnie balansuje na granicy szeptu oraz łagodnego błagania o zburzenie tytułowych ścian. Nagle faktura ulega zagęszczeniu, a wyrafinowana wokaliza zdaje się dopowiadać przez chwilę więcej, niż jakiekolwiek słowa.

Recenzowaną płytę ubarwia jeszcze jeden piosenkowy krzyk buntu, mianowicie utwór zatytułowany Co. Obezwładniająca motoryką melodia, pełna teatralnie wyskandowanych dźwięków, dostarczyła bogatego podłoża tekstowi, pełnemu rozgoryczenia odnośnie do wszechobecnego przebodźcowania. „My mamy wszystkiego za dużo” – delikatnie, aczkolwiek stanowczo zapewnia wokalistka. Odrobinę razi mnie tutaj zastępowanie głoskami „om” wyrazów, które zgodnie z pisownią są zakończone na „ą”. Mimo że tego typu lapsusy można dość często spotkać w mowie potocznej, ubolewam nad tym, iż przedostają się one również do sztuki śpiewanej oraz mówionej, które powinny stać na straży poprawności językowej. Nie zmienia to jednak faktu, że recenzowana kompozycja jest jedną z najciekawszych na całej płycie. Wątek samoakceptacji porusza piosenka List miłosny do siebie. W statycznym akompaniamencie fortepianu dominują powtarzane dźwięki. Śpiewny refren upiększają niskie, klawiszowe płaszczyzny, a wokal Barbary Urbańczyk niejednokrotnie przepływa w kunsztownym dwugłosie. Klamrowym spięciem albumu jest Outro, nieco dłuższe niż początkowe Intro, ale również upstrzone skargami i zażaleniami na współczesną, zalewającą nas zbyt wieloma bodźcami rzeczywistość. Fortepian szlachetnie podąża za recytowanym monologiem wokalistki, ujmując wielowymiarową gęstwiną barwnych motywów. Całość wieńczy otwarte pytanie: „gdzie właściwie leży granica między światem a moją głową”? Mimo że zostało ono zadane z jednostkowej perspektywy, każdy z nas może spróbować znaleźć na nie odpowiedź.

Album Boje się miłości duetu blurred pink to filozoficzna podróż, pełna kameralnych, lirycznych, wpadających w ucho dźwięków. Wokal Barbary Urbańczyk brzmi jasno i wysoko, a niektóre głoski, takie jak „l” i „ń wykonawczyni kunsztownie udźwięcznia. Czasami też do głosu dochodzi ekspresja, urzeczywistniona dzięki ostrej, gardłowej chrypce i wyrafinowanym wokalizom. Fortepianowy akompaniament Michała Kapicy kształtują zarówno wirtuozowskie, jak i statyczne akordy, ponadto pianista niejednokrotnie buduje motywy w oparciu o wiodące melodie wokalne. Czekam na dalsze poczynania blurred pink, wciąż pozostając pod wrażeniem rozpoznawalnego stylu obojga utalentowanych twórców, który (mimo młodego wieku) kreują konsekwentnie, z zapałem, a przede wszystkim niezwykle świadomie.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.