Muzycy Utwory

Doznanie kunsztu wokalnej jaskrawości

17 maja 2023
W oczekiwaniu na jutrzejszy krakowski koncert zjawiskowego Petera Gabriela, wróciłam z zapałem do całej dyskografii brytyjskiego Archanioła Dźwięków. Za tydzień z pewnością podzielę się wrażeniami z tego spektakularnego wydarzenia, a tymczasem dziś postanowiłam opisać pięć najbliższych mi piosenek w dyskografii owego wokalisty. Które z zaprezentowanych poniżej utworów uda mi się usłyszeć w Krakowie? Okaże się już niedługo…

Moją  podróż przez najukochańsze kompozycje Petera Gabriela rozpocznę chronologicznie od utworu No Self Control z trzeciego albumu w jego dorobku, często tytułowanego Melt. Przed kilkoma laty recenzowałam tę płytę na łamach niniejszego bloga, jednak wówczas podeszłam do tematu zbyt powierzchownie. Nieco bardziej szczegółowo opiszę więc zaanonsowaną piosenkę raz jeszcze. W tekście podmiot liryczny swym rozhisteryzowanym głosem obwieszcza, że nie może nad sobą zapanować. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest szereg irracjonalnych zachowań, niejako usprawiedliwianych mantrycznie powtarzaną frazą: „i don’t know how to stop”, czyli w tłumaczeniu na polski: „nie wiem, jak to zatrzymać”. Skoro wywołałam ów repetowany szlagwort, wspomnę, że niejednokrotnie został on wykonany w wyższym rejestrze niż wyjściowa melodia, a więc oktawę wyżej. Taki intrygujący zabieg barwowy wespół z motorycznie powtarzanymi dźwiękami w ramach linii melodycznej, dodają przywoływanej frazie wyjątkowego kolorytu. Należy ponadto odnotować, że oprawa aranżacyjna opisywanej piosenki, a ściślej rzecz ujmując dzwoneczkowe instrumenty perkusyjne oraz chóralne współbrzmienia, obfitujące w mnóstwo powtarzanych dźwięków, zainspirowały utwory, pochodzące z klasycznej muzyki współczesnej. Wyczuwalny jest tu mianowicie wpływ nurtu minimalistycznego spod znaku amerykańskiego twórcy – Steve’a Reicha. Konkretnie słychać subtelne echa jego flagowego dzieła – Music For 18 Musicians. Wokalna opowieść Petera Gabriela szczególnie mrocznych odcieni nabiera w refrenie, gdy tytułowe słowa najpierw spowija niepokojący półton (najmniejsza odległość pomiędzy dźwiękami), a następnie tajemniczy, diaboliczny i brzmieniowo szorstki tryton, przed wiekami określany budzącym grozę mianem: „diabolus in musica”. Gdzieniegdzie występują też eteryczne, wokalne chórki, czasem dyskretnie powtarzające tytułowe wyrazy. Odpowiada za nie ikoniczna wokalistka, posiadaczka niebiańskiego głosu – Kate Bush. Ze swojej strony mogę obiecać, że powyższe nazwisko jeszcze pojawi się w jednym z kolejnych akapitów niniejszego tekstu. To nie koniec muzycznych wirtuozów, którzy swymi genialnymi dźwiękami zasilili kompozycję No Self Control. Jedną z gitarowych partii (być może tę obfitującą w statyczne, zmysłowe powarkiwania) wykreował tu legendarny muzyk formacji King CrimsonRobert Fripp. Z kolei wielowarstwowe dźwięki bębnów, upiększone gęstym pogłosem, od razu rozpoznawalne bez najmniejszych wątpliwości, to zasługa gromowładnego tytana perkusji – Phila Collinsa. Minimalistyczny napęd oraz mroczna aura brzmieniowa czynią tę kompozycję absolutnie wyjątkową w katalogu Petera Gabriela.

Z czwartego albumu, znanego też pod tytułem Security, wybrałam przestrzenną, pozbawioną komercyjnego potencjału i trwającą prawie siedem minut piosenkę San Jacinto. W jej tekście krzyżują się dwie kultury – amerykańska oraz indiańska. Sam tytuł to nazwa szczytu w Kalifornii, natomiast indiański pierwiastek zawdzięczamy opowieści, jaką  niegdyś Gabriel usłyszał podczas jednej z tras koncertowych od pewnego portiera, będącego Indianinem właśnie. Opisał on wokaliście, jak w jednym z indiańskich plemion w USA przebiega inicjacja, podczas której młody człowiek staje się pełnoprawnym wojownikiem. Otóż znachor musi go wprowadzić na szczyt góry, gdzie młodzieniec zostaje ukąszony przez węża. Jeśli bez niczyjej pomocy uda mu się pokonać siłę wężowego jadu, schodzi z góry namaszczony na prawdziwego wojownika. Narracja tekstu jest tu pierwszoosobowa, a podmiot liryczny wciela się w postać młodego Indianina, któremu towarzyszy cały kalejdoskop emocji z przewagą strachu. Przez większość piosenki wokaliście akompaniują (znów trochę na wzór Reichowskiego minimalizmu) dzwoneczkowe, przesiąknięte powtarzalnością motywy. Generuje je jeden z pierwszych cyfrowych samplerów o wdzięcznej nazwie fairlight. Z czasem dochodzi do głosu masywny puls perkusji, a w pewnej chwili melodię wokalną okraszają iście plemienne chóry. Linia melodyczna Petera Gabriela płynie onirycznym, malowniczym strumieniem. Jaskrawy wokal najbarwniej brzmi w wyrazie „blow”, upiększonym subtelnym falsetem oraz płynnym glissandem, czyli prześlizgnięciem pomiędzy dźwiękami. Szczególnie śpiewny moment to refren, w którym króluje uporczywie powtarzana fraza: „i hold the line”. Można ją na język polski przetłumaczyć jako: „trzymam się obranego kursu”. W opisywanym fragmencie wielokrotnie objawia się też nazwa tytułowego górskiego szczytu, każdorazowo zaśpiewana podniośle, wręcz patetycznie. W zwieńczeniu utworu dają o sobie znać egzotyczne, syntetyczne płaszczyzny, wprowadzające nową myśl muzyczną. Słychać ją od słów: „we will walk” i wówczas głos wokalisty ujmuje rozmarzonym zamgleniem.

Przyznam, że początkowo odrobinę się wahałam, czy na mojej liście umieszczać piosenkę-wizytówkę Petera Gabriela – Don’t Give Up, gdyż owa kompozycja została omówiona przez krytyków muzycznych wzdłuż, wszerz i w poprzek. Podążyłam jednak za głosem serca, bo to absolutnie mój najukochańszy utwór w dorobku anonsowanego artysty. Jest to tak naprawdę duet Gabriela ze zjawiskową Kate Bush (obiecałam, że jej nazwisko jeszcze się w tym tekście pojawi i właśnie teraz słowa dotrzymuję). W pierwotnym zamyśle obecność Kate Bush wcale nie była oczywistym wyborem wokalisty, ponieważ najpierw partnerowanie w owym emocjonalnym duecie zaproponował on innej wykonawczyni – Dolly Parton. Kiedy ta odmówiła, pomyślał o Kate Bush i obecnie trudno wyobrazić sobie tę piosenkę bez jej aksamitnego głosu. Tekst przedstawia historię człowieka, dotkniętego kryzysem ekonomicznym, który przegrał swe życie. Wówczas otuchy dodaje mu anielski, kobiecy głos, łagodnie błagając go, by się nie poddawał. Mroczny chłód zawdzięczamy tu klawiszowym płaszczyznom, często rozjaśnionym jedną z syntetycznych warstw, aksamitnie imitujących flet. Melodia zaśpiewanych przez Petera Gabriela zwrotek ocieka melancholią i dramatyzmem, gdyż została skomponowana w mollowej, tzn. smutnej tonacji. Jakby w kontraście, refren jest pogodny, czyli durowy, a najsilniej zapadający w pamięć moment stanowi tutaj śpiewny, trzydźwiękowy motyw, oplatający tytułowe wyrazy, eterycznie wykonany przez Kate Bush. W kolejnym refrenie po raz pierwszy rozkwita natomiast płynnie namalowana przez wokalistkę fraza, będąca zarazem uniwersalną puentą całego utworu: „cause somewhere there’s a place where we belong”. Później jej pierwsze słowa zostały zmienione na: „cause I believe”. Można ową złotą myśl przetłumaczyć jako: „ponieważ wierzę, że gdzieś znajduje się miejsce, do którego należymy”. Od niemal wyszeptanych przez Kate Bush słów: „rest your head” słychać zupełnie nową melodię. Chwilę później objawia się też kunszt falsetu Petera Gabriela, urzeczywistnionego w wyrazie „eyes”. Samo zakończenie piosenki to już niemal wyłącznie mrok dźwięków syntetycznego basu oraz klawiszowych warstw wespół z wielogłosowym chórem, delikatnie powtarzającym słowa: „don’t give up”.

Pozostanę teraz przez chwilę na najbardziej przebojowej, obezwładniającej melodyjnością płycie So, bowiem oprócz wspomnianej przed momentem kompozycji, pochodzi z niej jeszcze jedna, szczególnie mi bliska piosenka, a mianowicie In Your Eyes. Ów przesiąknięty witalnością, żwawy utwór o miłości, od zawsze zachwyca mnie prostotą, a powtarzające się bez liku tytułowe wyrazy dają odbiorcom szerokie pole do wyobrażania sobie, cóż takiego podmiot liryczny dostrzega w oczach ukochanej osoby. Porusza mnie tu do głębi wokalna naturalność, ponieważ Peter Gabriel śpiewa niezwykle lekko, autentycznie, po prostu subtelnie. Towarzyszy mu ascetycznie zaaranżowany akompaniament instrumentalny, w którym na pierwszy plan wysuwa się wyrazisty puls perkusji oraz świetliste dźwięki klawiszy. Atrybutem melodii wokalnej jest jej pogodny charakter, niepozbawiony jednak szczypty dostojności. Słychać ją choćby na słowie „inside”, które uroczyście oplata opadająca kwinta. Ponadto linia melodyczna pełna jest motorycznie powtarzanych dźwięków. W refrenie nośnik ekspresji stanowi dialog pomiędzy wokalistą a chórkiem, rozgrywający się zgodnie z prastarą zasadą, znaną z muzyki gospel – call & response, czyli zawołanie-odpowiedź. Chórek wykonuje tytułowe wyrazy, a wokalista uzupełnia je żywiołowymi pejzażami melodycznymi. W kulminacji pojawia się etniczny pierwiastek za sprawą egzotycznej, ornamentalnej melodii, a na samym końcu nieznany wcześniej głos mrocznym basem intonuje przewijające się przez całą piosenkę wyrazy: „in your eyes”. Podczas koncertów Petera Gabriela akurat w tym momencie oddaje on wokalne stery basiście, który wówczas hałaśliwie śpiewa ów tytułowy szlagwort ku ogromnej uciesze publiczności.

Moją listę niechaj zwieńczy jedyny reprezentant XXI-wiecznej twórczości anonsowanego artysty, czyli kompozycyjnie rozbudowany utwór z albumu Up, zatytułowany Signal To Noise. W tekście najprawdopodobniej mowa o stosunku sygnału użytecznych informacji do szumu tła. Brzmi skomplikowanie, ale opisuje to, z czym spotykamy się na co dzień w dobie Internetu, a zatem dysproporcję pomiędzy użytecznymi wiadomościami a irytującym zalewem fałszywych wieści. Muzycznie dociera do nas mnóstwo różnych płaszczyzn, tworzących unikatowy konglomerat barw. Jest i symfoniczny rozmach, i ostre dźwięki elektroniki, ale przede wszystkim uwagę przykuwa głos Petera Gabriela. Początkowo niezobowiązująco, z lekka sennie prowadzi on subtelną, pogodną melodię, przyciemnioną melancholijnym akordem jedynie na słowach: „fall” oraz „wall”. Z tej rozmarzonej aury zupełnie niespodziewanie wyłania się wykonawcza ekwilibrystyka w postaci dzikiej, egzotycznej, ornamentalnej, ale w szczególności ekspresyjnej wokalizy. Wykreował ją niestety już nieżyjący pakistański śpiewak – Nusrat Fateh Ali Khan. Owym drapieżnym okrzykom towarzyszą choćby gęste płaszczyzny smyczków. Nagle powraca subtelność, podbarwiona długimi współbrzmieniami instrumentów smyczkowych. Rytm z czasem przejmują elektroniczne pejzaże, na których tle powraca gardłowa, wrzaskliwa i etniczna wokaliza zaanonsowanego przed momentem Pakistańczyka, jeszcze bardziej efektowna, bowiem złożona z gęstszego przepływu dźwięków. Po kolejnym łagodnym fragmencie nadchodzi zupełnie nowa, jednak niepozbawiona krzykliwości część, w której choćby kluczowa fraza: „wipe out the noise” została wykonana przez Gabriela żarliwie, a ponadto w wyższym rejestrze niż wcześniej. Przesiąknięty grozą koloryt brzmieniowy wyznaczają tu marszowe uderzenia perkusji, przepełnione przestrzennym pogłosem. Wraz ze słyszalnymi w oddali frazami wokalnymi i wielowarstwową motywiką smyczków, pozostają one z nami aż do całkowitego domknięcia utworu.

Peter Gabriel to moim zdaniem wokalista absolutnie wyjątkowy, głównie z powodu niezwykle charakterystycznej, rozpoznawalnej od pierwszych dźwięków barwy głosu. Potrafi oczarować zarówno delikatnymi, jak i krzykliwymi melodiami. Wyznacznikami stylistycznymi jego anielskiej, wokalnej jaskrawości są też krystalicznie czyste falsety, egzotyczne ornamenty oraz wytworne glissanda, kunsztownie zdobiące śpiewane przez niego dźwięki. Ogromna charyzma tkwi również w emocjonalnej żarliwości wokalisty, dzięki której interpretowane przez niego (w pełni autorskie) teksty świecą unikatowym blaskiem. Wspomnę przy okazji, że gorączkowo wyczekuję nowej płyty anonsowanego artysty, która ma się ukazać jeszcze w tym roku. Światło dzienne ujrzało już pięć singli i obecnie najczęściej powracam do przepełnionej tęsknym liryzmem oraz melodyjnością kompozycji Panopticom. Tymczasem moje myśli mimowolnie wędrują ku jutrzejszemu (mam nadzieję magicznemu) krakowskiemu koncertowi Petera Gabriela, o którym więcej (jak już wspomniałam na początku wpisu) przeczytacie w przyszłotygodniowej recenzji.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.