Płyty

Doznanie psychodelicznych złotych myśli

13 stycznia 2023
Jednym z najciekawszych wydawnictw minionego roku, które swoją premierę miało u jego schyłku (dokładnie na początku grudnia) jest płyta zespołu 52UM, zatytułowana Goodbye Amsterdam. Niewtajemniczonym należy się errata odnośnie do wymowy nazwy zespołu, która poprawnie brzmi Szum.

Formację 52UM założyli – wokalista Konrad Januszek oraz nieżyjący od ponad czterech lat legendarny muzyk, jeden z najważniejszych dla mnie twórców – Robert Brylewski. Album Goodbye Amsterdam oprócz barwnej zawartości stanowi szczególne wydawnictwo również dlatego, że to pierwsza płyta zespołu od śmierci Brylewskiego z autorskim materiałem. Zresztą jest w owych dźwiękach obecny duch tego legendarnego muzyka, a do jednej z piosenek nawet jeszcze zdążył napisać on tekst. Nie uprzedzajmy jednak faktów, wszak recenzowana płyta to dziesięć utworów, których moim zdaniem należy słuchać w takiej kolejności, jaką sugeruje nam zespół.

Niegdyś Zbigniew Wodecki namawiał ludzi, by darzyli estymą klasykę i każdy dzień zaczynali od muzyki Bacha. Klasyczne rozpoczęcie (jednakże w sferze poetyckiej) posiada również album Goodbye Amsterdam. Nietuzinkową oprawę muzyczną otrzymał tu bowiem wiersz wybitnego rodzimego poety – Edwarda Stachury, zatytułowany Piosenka, której nie da się przestać śpiewać. Na albumie (od obecnego w refrenie szlagwortu) utwór otrzymał tytuł Dzieci swych dzieci. Na tle energicznego pulsu sekcji rytmicznej wokalista żwawo odlicza do ośmiu, a czystą jak kryształ melodię na elektrycznej mandolinie kreuje król magicznych solówek – Wojciech Konikiewicz. Rychło do głosu dochodzą mroczne motywy marimby, za które odpowiada niezwykle utalentowany muzyk – Paweł Stawarz. Ascetyczna partia wokalna Konrada Januszka kojarzy mi się nieco z melodiami Marka Grechuty. Pod względem tekstu słychać tu krótkie hasła, takie jak: „cieniem jesteśmy”, „cieniem będziemy”. Owe egzystencjalne prawdy dążą do tytułowej konstatacji w refrenie: „będziemy dziećmi swych dzieci”. Wokalista śpiewa prostym, zadumanym głosem, który przykuwa uwagę swym liryzmem. Konrad Januszek niczym rasowy bard głosi zawarte w utworze poetyckie prawidła. W kompozycji Tango porzucamy tęskną melancholię na rzecz zawadiackiej rytmiczności, choć partia wokalna nadal brzmi subtelnie. Jakże barwnemu, dźwięcznemu rozszczepieniu ulega tutaj choćby wyraz „astrofizyka”. Z kolei refren to słowna afirmacja życia, którą muzycznie ozdabia motoryka powtarzanych dźwięków. Mój najukochańszy utwór na recenzowanej płycie miałam przyjemność poznać już kilka miesięcy temu, gdy Wojciech Konikiewicz w jednej z audycji radiowych przedpremierowo zapowiedział album formacji 52UM. Od razu zwróciłam uwagę na w pełni instrumentalny, nośny refren wibrafonu oraz mądrość złotych myśli, wypływającą z warstwy literackiej. To zaanonsowana przeze mnie wcześniej piosenka z tekstem Roberta Brylewskiego, zatytułowana Nie ma żadnej drogi. Delikatne frazy wokalne niejednokrotnie puentują krótkie, chóralne okrzyki. W kontekście tragicznej śmierci autora szczególnie chwyta za serce wers: „jestem tutaj jeszcze chwilę lub dwie”. Od strony muzycznej odrobinę pikanterii zapewniają przenikliwe, ostre zgrzyty gitary. Właśnie należący do powyższego instrumentu dźwięk, podbity kaskadą dostojnych uderzeń perkusji i ozdobiony dodatkowo przestrzennym pogłosem, przypieczętowuje ów skłaniający do refleksji utwór. Po tej moim zdaniem najkunsztowniejszej melodii przyszedł czas na kolejny żwawy akcent, czyli piosenkę Pozytywna dezintegracja. Pomimo wspomnianej żywiołowości nieodłącznym elementem całej kompozycji jest wibrafonowo-wokalna łagodność. Znak rozpoznawczy gitary to z kolei wytwornie rozłożone akordy (taka technika z języka włoskiego zwie się arpeggio), czasem ów instrument wykonuje też szorstkie, iście orientalne przerywniki. Z wszechobecnego letargu raptownie wyrywa nas pełne pogłosu słowo „chwila”, brzmiące bardzo psychodelicznie i tajemniczo. W ostatnim refrenie klawisze fascynują rozedrganiem, imitując organy Hammonda, natomiast kulminacyjna solówka to już fortepianowe dźwięki w pełnej krasie. O ich motorykę, ekspresję i szlachetność dba przywoływany kilkakrotnie jazzowy muzyk – Wojciech Konikiewicz. Piosenka Pomocy zachwyca na wskroś minimalistycznymi motywami marimby Pawła Stawarza. Na tle szorstkich pejzaży instrumentalnych lśni błaganie wokalne, pojawiające się w tytułowym słowie. Nieodłącznym atrybutem owego okrzyku jest zamglony pogłos. W opisywanej piosence roi się też od nietuzinkowych efektów brzmieniowych, gdyż słychać tu ostre, przenikliwe dźwięki takich instrumentów jak na przykład harmonijka ustna.

Rockowa energia stanowi wyznacznik kompozycji Wczoraj, której oryginalny koloryt nabudowują zgrzytliwe glissanda, czyli płynne prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami, w partii gitary. Oszczędnym pulsem raczy nas sekcja rytmiczna, a tęskny liryzm to cecha onirycznie płynnych, klawiszowych współbrzmień. Wokal ujmuje drapieżnością, która momentami przeradza się nawet w bezsilną wściekłość, a wyskandowane słowo „przegra” budzi moje jednoznaczne skojarzenia z piosenką Arktyka najbliższego mi polskiego zespołu, czyli Republiki. Znów daje też o sobie znać dźwiękowa wyobraźnia jazzowych solówek Wojciecha Konikiewicza. Utwór Taka noc zaczyna się tajemniczo, gdyż wartko przepływają tu nasycone dźwięki w niskim rejestrze. Wokalista jest ponownie w swojej strefie komfortu, śpiewając krótkie frazy matowym, stonowanym głosem. Instrumentalna część obfituje natomiast w piskliwe płaszczyzny fletu oraz natchnione motywy fortepianu. Opisane pejzaże stanowią moim zdaniem gładkie przejście do kolejnej kompozycji. To najdłuższy utwór na albumie, mantrycznie psychodeliczna piosenka Sweet Culture. Roi się w niej od instrumentalnych kontrastów. Z jednej strony jasnością fascynuje piskliwie orientalny flet oraz niebiańsko aksamitny wibrafon, z drugiej natomiast pojawia się bas, pełen niskich, ostrych dźwięków. Niebywale urokliwie brzmi tutaj kanciasta angielszczyzna, zarówno na słowach tytułowych, jak i występującym zaraz po nich wyrazie „underground”. W drugiej zwrotce wiodącej melodii wokalnej towarzyszy jeszcze jedna partia, barwnym echem powtarzająca niektóre wyrazy. Pierwiastek psychodelii zawdzięczamy z kolei motywom gitary, wspartym masywnymi akordami fortepianu. Klawiszowy romantyzm jest również wizytówką piosenki Amsterdam. Mamy tutaj ponownie do czynienia z kontrastem, ponieważ zwrotki brzmią lirycznie, a hałaśliwy refren zdobią chóralne okrzyki, wyśpiewujące gromko nazwę tytułowego miasta. Klawisze z wielkim wyczuciem towarzyszą melodii wokalnej, a w solówce imponują wirtuozerią. Epilogiem albumu są Kochane ręce, czyli (zupełnie tak, jak w pierwszym utworze) tekst Stachury, oryginalnie zatytułowany Musisz mi pomóc, odziany w intrygującą szatę muzyczną. Za katarynkowe, z lekka klezmerskie dźwięki odpowiada tu Wojciech Konikiewicz, tym razem grający na melodice. Warstwę tekstową zdobi błagalna żarliwość, szczególnie uwydatniona w wersach: „musisz mi pomóc” oraz „musisz kochać mnie więcej”. Symetryczne motywy fortepianu domykają całą piosenkę.

Album Goodbye Amsterdam zespołu 52UM to multum złotych myśli w psychodelicznej oprawie muzycznej. Egzystencjalne prawdy wykreował na nim głównie wokalista, ale w dwóch utworach mamy do czynienia z wierszami Edwarda Stachury, natomiast najjaśniej świecący brylant – Nie ma żadnej drogi jest literackim dziełem Roberta Brylewskiego. Garść filozoficznych złotych myśli oplatają dźwięczne motywy wibrafonu i marimby Pawła Stawarza oraz wirtuozowskie, jazzujące melodie Wojciecha Konikiewicza, który zagrał nie tylko na klawiszach, lecz także na mandolinie elektrycznej, flecie, harmonijce ustnej i melodice. Rockową ekspresję zapewniają z kolei ostre, często niepozbawione egzotyki motywy gitary oraz motoryczny puls sekcji rytmicznej. To wszystko spaja matowy, zadumany wokal Konrada Januszka, kiedy trzeba żarliwy, przez większość płyty jednak łagodny, a emocjonalnie z lekka powściągliwy. Myślę, że ów brak egzaltowanych zrywów w partiach wokalnych czyni tę muzykę medytacyjną, co również wpisuje się w nurt psychodeliczny, który jest jej nieodłącznym elementem.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.