Płyty

Doznanie bajkowego mroku

12 sierpnia 2022
Niezwykle cenię sobie twórczość Tomasza Budzyńskiego, zarówno kreowaną z zespołem Armia, jak i tę solową. Ogromnie ucieszyło mnie więc ukazanie się jego nowej płyty, zatytułowanej Pod wulkanem.

Skoro w tytule albumu pojawia się wulkan, zasadna jest tu szczypta egzotyki. Jak to z reguły bywa w przypadku utworów Tomasza Budzyńskiego, roi się w nich od rozmarzonej bajkowości. Ponadto warto zauważyć, że mamy tutaj do czynienia z płytą rodzinną, gdyż współkompozytorem piosenek oraz gitarzystą jest syn Tomasza Budzyńskiego – Stanisław, natomiast okładkę zaprojektowała córka wokalisty – Nina. Cały ten dźwiękowy pejzaż rozpoczyna kompozycja Bezsenność, ujawniona jako pierwszy singiel promujący wydawnictwo Pod wulkanem. Ujmują już początkowe akordy, należące do akordeonu, na którym zagrał Karol Nowacki. Kreują one rys harmoniczny całej piosenki. Z dynamicznych uderzeń perkusji oraz orientalnych motywów gitary wyłania się partia wokalna. Mnóstwo w niej niskich, tajemniczo brzmiących dźwięków oraz barwnych ornamentów. Pojawia się również emocjonalne rozedrganie, a niebywała ekspresja ozdabia choćby słowa: „zatańczmy znów”. Na uwagę zasługują też orientalne wokalizy, które na bardzo podobnych sylabach powrócą jeszcze do nas w zwieńczeniu albumu. Utwór Kometa nr 8 rozpoczynają oniryczne fleciki, wygenerowane klawiszowo. Delikatność jest tu jednak złudna, bowiem po chwili do głosu dochodzą ostre, uroczyste dźwięki waltorni, za które na całym albumie odpowiada znakomity muzyk – Jan Szczepaniak. Ponownie urzekają tu wokalne ozdobniki, wykonane niezwykle kunsztownie, z kolei wers: „przybliżył się dzień” porusza do głębi jaskrawą dźwięcznością. Majestatyczne wybrzmienie głoski „i” w wyrazie dziś powoli domyka opisywaną piosenkę. Pieśń wieczorna to z kolei bardzo podniosły utwór, w którym na pierwszy plan wysuwa się melodia wokalna. W dużej mierze kształtują ją tzw. tercje, czyli niezwykle śpiewne odległości pomiędzy dźwiękami. Gdzieniegdzie słychać też instrumenty perkusyjne, za które odpowiada obdarzona ogromną wrażliwością i wyczuciem dźwiękowych przestrzeni Beata Polak. Owe instrumenty kreują tu równomierny, plemienny wręcz rytm. Warto również odnotować fakt, że inspiracją dla wokalisty do stworzenia niezwykle surrealistycznej warstwy literackiej utworu była twórczość cygańskiej poetki – Papuszy. W piosence Czy mnie słyszysz króluje gitarowa melancholia, uwydatniona dzięki wielokrotnie powtarzanemu, opadającemu motywowi oraz najmniejszym odległościom pomiędzy dźwiękami, czyli półtonom, stanowiącym nośnik niepokoju i grozy. Piosenkę zdobi ponadto kunsztownie zgrzytliwe, zjawiskowe solo saksofonu, wytworzone przez absolutnego mistrza tego instrumentu – Mateusza Pospieszalskiego. Niejako w nastrój medytacji wprowadzają tu nas uporczywie powtarzane słowa tytułowe. W utworze Dziwniejszy niż ty ponownie dominuje orientalny charakter, szczególnie obecny w przesiąkniętych dramatyzmem półtonach oraz perkusyjnych terkotach. Patetyczna podniosłość to z kolei znów specjalność motywów waltorni. Kulminacja piosenki obfituje w efektowne współbrzmienia chóralne. Melodia kompozycji Pusty przedział raczy nas po raz kolejny bogactwem półtonów i tercji, a surrealizm literackiego opisu samotnej podróży pociągiem w pustym przedziale najsilniej fascynuje mnie za sprawą wersu: „kamienna herbata na zielonym szkle”.

Od piosenki W dalekim zakątku lata melodyczny nastrój staje się nieco pogodniejszy. Już pierwsze dźwięki należą tu do klekotów instrumentów perkusyjnych, które stanowią aranżacyjną ozdobę opisywanego utworu. Klimat głównej melodii jest niezwykle bajkowy, a wokalista często nadmiernie eksponuje głoskę „ę” w niektórych słowach. Kulminacyjne dźwięki akordeonu brzmią natomiast bardzo szlachetnie, odrobinę klezmersko. Moim faworytem na opisywanym albumie jest utwór Maks koniec polski. Uważam go za ulubioną piosenkę nie tylko dlatego, że stanowi poetycko zawoalowane epitafium złożone Robertowi Brylewskiemu, który jest jednym z najbliższych mi twórców. To po prostu przede wszystkim niezwykle barwna i melodyjna kompozycja. W tekście pojawiają się frazy, których zwykł niegdyś używać Robert Brylewski, takie jak: „nieostre chromosomy”. Ponadto bohater utworu wyznał kiedyś Tomaszowi Budzyńskiemu, że marzy mu się posiadanie na głowie futerka pandy. Ono również zaznaczyło swoją obecność w jednym z wersów. Linia melodyczna zwrotek brzmi radośnie, a swego rodzaju melancholia słyszalna jest nieco później, głównie w powtarzanym wyrazie: „zaśnij”. Co ciekawe, melodia podczas wykonywania tego słowa naprzemiennie wznosi się i opada, tworząc frapujący dźwiękowy pejzaż. Nie można też przejść obojętnie obok słownego cytatu, zaczerpniętego ze spuścizny Roberta Brylewskiego, a konkretnie z kompozycji zespołu Izrael, zatytułowanej Nie poddawaj. Z kolei po słowach „odgłos trąbki” słychać sugestywne, uroczyste dźwięki innego dętego instrumentu, takiego, jaki muzycy mieli w studiu do dyspozycji podczas nagrań, a więc waltorni. Utwór Spokojne oko inicjują subtelne szmery, wygenerowane elektronicznie. Warto w tym miejscu odnotować, że za przestrzenne płaszczyzny na całej płycie odpowiada niewiarygodny, muzyczny wizjoner – Michał Jacaszek. Opisywane motywy z czasem przeradzają się w przenikliwe pogwizdywania, a następnie dochodzą do głosu znane z poprzednich piosenek warstwy w postaci metalicznych motywów gitar oraz motoryki sekcji rytmicznej. Jaskrawą, radosną melodię wokalną z lekka przyciemniają niepokojące półtony. Przedostatnim ogniwem albumu jest piosenka tytułowa – Pod wulkanem. Jej początek to również statyczne, elektroniczne szmery. Po chwili ów dźwiękowy krajobraz zagęszcza się, by za moment ucichnąć i dać pole do popisu egzotycznemu, plemiennemu rytmowi instrumentów perkusyjnych. Z czasem brzmieniowy koloryt upiększają dźwiękowe przestrzenie waltorni, gitary oraz akordeonu. Ogromny smutek przyświeca tu moim zdaniem powtarzanej frazie: „teraz mogę się poddać”. Przyznam jednak, że najbardziej emocjonalnym fragmentem jest tu w mojej opinii zakończenie, w którym na tle łkających dźwięków akordeonu, wokalista frywolnym szeptem recytuje takie oto słowa: „my psy nie boimy się śmierci, my koty śmiejemy się z was”. Epilogiem albumu jest piosenka Rozmowa dusz, znów przesiąknięta orientalizmami w postaci egzotycznych motywów gitary oraz perkusyjnych warkotów. Melodia wokalna (tak jak w kilku poprzednich utworach) zbudowana jest z tercji i półtonów, a świdrującym szeptem fascynują wyrazy: „szach” oraz „mat”. Dodatkowo w kulminacji dają o sobie znać obcojęzyczne okrzyki, podobne do tych, które słychać było w pierwszym utworze. Spinają więc one płytę wyrazistą klamrą.

Album Pod wulkanem Tomasza Budzyńskiego przepełnia melodyjna bajkowość, której nieodłącznym atrybutem jest orientalna tajemniczość. Egzotyka to przede wszystkim melancholijne półtony, plemienne postukiwania instrumentów perkusyjnych, a także wykonane z niebywałą precyzją ozdobniki w partiach wokalnych. Warstwa literacka obfituje w mnóstwo poetyckich wizji autora, w ramach których zostały często opowiedziane jego osobiste przeżycia. Cała płyta jest bardzo spójna, wręcz w pierwszym kontakcie może wydawać się monotonna z racji użycia podobnych środków wyrazu w większości piosenek, ale dla mnie taka jednorodność stylistyczna to atut, świadczący przede wszystkim o śpiewnej przystępności tych zjawiskowych melodii. Pragnę jeszcze zwrócić uwagę na zasygnalizowany już wcześniej pierwiastek rodzinny. Warto wsłuchać się, jak muzykalnie i synchronicznie wykonują swe gitarowe partie TomaszStanisław Budzyńscy. Jestem niezmiernie ciekawa koncertowej odsłony opisywanych piosenek i marzy mi się doświadczyć na żywo owego rozmarzonego, wulkanicznego transu.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.