Płyty

Doznanie pięknych melodii, wobec których jakiekolwiek słowa są bezradne

17 lutego 2023
Nareszcie przyszedł czas na moją recenzję albumu, który światło dzienne ujrzał w tym roku. Przedstawiam dziś wydawnictwo Tomasza Kudelskiego, zatytułowane Call the Distant. Składają się na nie w większości kompozycje instrumentalne i mogłyby one z powodzeniem stanowić ścieżkę dźwiękową trzymającego w napięciu filmu. Swoje partie wykonało tu mnóstwo muzyków z różnych zakątków świata. Owa wielokulturowość ma swoje odzwierciedlenie w tych pięknych dźwiękach, wobec których (jak już wspomniałam w tytule) słowa są często bezradne, wręcz banalne, ale ja jednak spróbuję podzielić się z Wami moimi wrażeniami po wielokrotnym wysłuchaniu tej płyty.

Album Call the Distant Tomasza Kudelskiego rozpoczyna podszyty mrokiem oraz tytułowym strachem utwór Academy of Fear. Już na początku objawiają się silne kontrasty w zakresie dynamiki, czyli siły natężenia dźwięku, bowiem niektóre motywy podlegają raptownemu zgłośnieniu. Takie zjawisko z języka włoskiego zwie się crescendo. Esencją tej kompozycji jest krystalicznie czysta melodia fortepianu, z czasem przyciemniona hipnotyzującą recytacją wokalną. Ów celowo zautomatyzowany głos należy do jednego z najbliższych mi muzyków alternatywnych w naszym kraju – Jacka Szabrańskiego, o którym pisałam na łamach mojego bloga w kontekście zespołu The Car Is On Fire. Wspomniany twórca wyprodukował recenzowaną płytę, aranżując wraz z Tomaszem Kudelskim wszystkie utwory, a ponadto do niektórych piosenek napisał teksty. Wraz z przebiegiem przywoływanej kompozycji do głosu dochodzi wyrazisty puls perkusji oraz łkające płaszczyzny smyczków, za których partie odpowiedzialni są wyśmienici instrumentaliści z Majorki. Po pewnym czasie narastają efektowne, klawiszowe pejzaże, szczególnie rozbłyskujące w wysokim rejestrze. Mimo wewnętrznych napięć i wyrazistej rytmiczności, owo formalnie złożone dzieło kończy się spokojnie. Warto jeszcze w kontekście tej kompozycji zaznaczyć, że wspomniana przeze mnie fortepianowa melodia wraz z partią wokalną Jacka Szabrańskiego powraca jak bumerang w krótkich odstępach czasu, na zasadzie przystępnego, zapadającego w pamięć refrenu. Od pierwszego przesłuchania objawieniem całej płyty ochrzciłam utwór Nobody wins z zapierającym dech w piersiach, mrocznym, rozedrganym wokalem Sheeli Gathright. Można tu wyodrębnić diwie przeplatające się melodie. Pierwsza pełna jest melancholijnych półtonów, czyli najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami. Śpiewność drugiej wynika natomiast ze zjawiska progresji. Polega ono na tym, że mamy wyjściowy motyw (w tym przypadku sześciodźwiękowy), który następnie powtarza się od wyższego lub niższego dźwięku. Akurat w recenzowanej kompozycji owa symetryczna melodia powtarza się wyłącznie coraz wyżej. Akompaniament nabudowują motywy fortepianu, a z czasem też smyczków, które nierozerwalnie sklejają się z klawiszami w momentach, gdy rozbrzmiewają pizzicato, czyli za pomocą szarpania strun palcami. Wykonawczą królową instrumentalnej kompozycji Santa Catalina jest niewątpliwie znakomita pianistka – Aga Derlak. Zagrane przez nią melodie najpierw brzmią iście impresjonistycznie i miękko. Z owej klawiszowej palety barw, początkowo rozproszonej w celowym nieładzie, wyłania się nagle wyrazista linia melodyczna. Z kolei towarzyszące później klawiszom smyczki cechuje barokowość, która moim zdaniem objawia się za sprawą śpiewności połączonej z uporczywymi, ostrymi niczym sztylet warstwami. Tutaj ponownie spójnością fascynują współbrzmienia fortepianu oraz smyczków pizzicato, które w pewnej chwili wysuwają się na pierwszy plan. Kolejna, jakże tęskna, ale niepozbawiona rytmiczności, kompozycja nosi zagadkowy tytuł S.A.D, a jej aurę brzmieniową znów kształtują mroczne dźwięki klawiszy oraz przesiąknięta tajemniczością melorecytacja wokalna Jacka Szabrańskiego. Całość rozjaśniają natomiast smyczki, a w najmniej oczekiwanym momencie do głosu dochodzą anielskie dzwoneczki celesty. Wśród wielu warstw można też wychwycić ostre, wymykające się z ram zasadniczej tonacji dźwięki instrumentów dętych – saksofonu oraz klarnetu basowego.

W centrum płyty znajduje się zjawiskowa kompozycja The Night (Out of the Shadows). Klawiszowe płaszczyzny, zarówno w pełni fortepianowe, jak i syntezatorowe, wykreowała fenomenalna Aga Derlak. Koloryt brzmieniowy opisywanego utworu rozjaśnia gitara Jacka Szabrańskiego oraz ukulele Tomasza Kudelskiego. Z kolei wyrazistym pulsem raczą nas rozklekotane dźwięki tabli, które również są zasługą Kudelskiego. Z czasem pierwszoplanową rolę odgrywają hałaśliwe pejzaże smyczków, które wykonują motorycznie powtarzane dźwięki, jak również zwięzłe, przystępne melodie. Wspomniany przed momentem perkusyjny instrument o nazwie tabla to pierwsza zapowiedź egzotyki. Z całą mocą rozbłyskuje ona bowiem w następnym utworze – Road to Orient. Instrumentów orientalnych mamy tu pod dostatkiem, bo pojawia się zgrzytliwy, strunowy sitar oraz tęskna, smyczkowa dilruba. Na obu powyższych instrumentach zagrał absolutny mistrz w swym fachu – Tomasz „Ragaboy” Osiecki. Jaskrawą partię znów wykreował Tomasz Kudelski na ukulele, natomiast wyrazisty puls wyznacza tabla. Na szczególne wyróżnienie zasługuje ponadto Enrique „Kiko” Barrenengoa, który niezwykle kunsztownie zagrał tu na skrzypcach. Kompozycję Black Keys kształtują między innymi jazzujące solówki klawiszy, choćby ostre, rozedrgane dźwięki organów Hammonda wykreował Maciej Caputa. Tajemniczość generuje natomiast zamglona melorecytacja. W nieco matowy sposób rozbrzmiewają ponadto saksofon tenorowy oraz klarnet basowy. Mniej więcej w połowie utworu zmianie ulega nastrój całości, gdyż naszym uszom ukazuje się rytmiczna powtarzalność klawiszowych motywów i ostre terkoty perkusji. Słychać też gdzieniegdzie motorykę saksofonu, która na końcu przeistacza się w przystępną melodię, będącą dla mnie urzeczywistnieniem czystego piękna. Epilogiem albumu jest klamrowe uzupełnienie pierwszego utworu – Academy of Fear (Reprise). Tym razem słyszymy ową kompozycję w kameralnej, wyłącznie fortepianowej odsłonie, za którą odpowiada znakomity muzyk – Miquel Brunet. Niezwykle oddziałują na mnie obecne tu kontrasty pomiędzy mrocznymi, wyrafinowanymi akordami a czystą jak kryształ wiodącą melodią w wysokim rejestrze.

Płyta Call the Distant Tomasza Kudelskiego to zaledwie osiem kompozycji, jednak słowa są niewystarczające, by opisać ich piękno. Na uwagę zasługują kompetentne aranżacje, selektywność poszczególnych instrumentów, barwne partie wokalne oraz mnóstwo orientalnych inspiracji. Znakomicie ścierają się tu muzyczne tradycje, bowiem temperamentna żarliwość pochodzących z Hiszpanii muzyków kontrastuje ze słowiańską melancholią. Niełatwo jednoznacznie zaszufladkować to wydawnictwo do jednej stylistyki, gdyż trochę pobrzmiewają w owych dźwiękach echa muzyki filmowej, trochę folku, momentami natomiast jazzu, z kolei smyczkowe partie jednoznacznie kojarzą się z muzyką klasyczną. Wbrew pozorom trudno też określić twórczość Kudelskiego mianem medytacyjnej, ponieważ zbyt dużo w niej emocjonalnego żaru i dynamicznego zróżnicowania.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.