Płyty

Doznanie piosenkowo-psychodelicznego echa

2 lutego 2024
W zeszłym roku poświęciłam jeden ze swoich tekstów zespołowi o enigmatycznej nazwie 52UM, którą należy wymawiać Szum. Dziś powracam do tej formacji ze względu na jej zeszłoroczne wydawnictwo, zatytułowane Echo. To album kompilacyjny, zawierający utwory z poprzednich płyt grupy oraz trzy niepublikowane dotychczas kompozycje, zarejestrowane jeszcze wspólnie z Robertem Brylewskim.

Dla porządku przypomnę, choć stali czytelnicy mojego bloga zapewne wiedzą, że tragicznie zmarły przed pięcioma laty Robert Brylewski to jeden z najbliższych mi muzyków, dlatego każdy pretekst jest dobry, by napisać coś o jego twórczości. Na płycie Echo zespołu 52UM melancholia przenika się z pierwiastkiem psychodelicznym. Trudno zresztą jednoznacznie włożyć owe dźwięki do konkretnej szufladki stylistycznej, bo znajdziemy tam (nomen omen) echa jazzu, rocka, a nawet reggae. W skład 11-utworowej całości wchodzą odświeżone miksy trzech utworów z płyty Superego (2010 rok), pięciu z kolejnego wydawnictwa – Introversja (2013 rok), a także trzy nieujawnione wcześniej piosenki, nagrane jeszcze za życia Roberta Brylewskiego. Porzucę w swojej recenzji kolejność utworów na płycie i opiszę je chronologicznie.

Najpierw czas na kompozycje, reprezentujące album Superego. Pierwszą z nich jest rytmiczna, ekspresyjna, muzycznie nieco szorstka piosenka, zatytułowana Gwiazda. Już na początku zdobią ją rozedrgane, przenikliwe pojękiwania gitary w wysokim rejestrze. Melodię wokalną wykonali tu razem Konrad Januszek i Robert Brylewski. Obaj zaśpiewali łagodnie, choć słyszalny nieco w oddali Brylewski, z powodu specyfiki charakterystycznej barwy głosu zabrzmiał nieco bardziej chropowato. Wokaliści czasem niesynchronicznie wieńczą też końcówki niektórych słów. Gitara wykonuje często przesiąknięte niepokojem oraz melancholią półtony, czyli najmniejsze odległości pomiędzy dźwiękami, tutaj niepozbawione szczypty szlachetnej egzotyki. Zakończenie utworu kształtuje repetowanie tytułowego wyrazu, przyprawione gęstym pogłosem. Kolejny utwór to Mały wojownik, w którym początkowo na pierwszy plan spośród gitarowych warstw wysuwają się dzwoneczkowe flażolety, a więc melodie zagrane za pomocą specyficznego tłumienia strun instrumentu. Subtelna partia wokalna Konrada Januszka pełna jest stanowczości, uwydatnionej w powtórzonym wersie: „nie wolno hałasować tu”. Robert Brylewski często metalicznym echem repetuje poszczególne wyrazy, m.in. „nikogo”. Perkusja ujmuje zadziornymi, momentami wręcz marszowymi postukiwaniami. Utwór To My Son cechuje dynamiczna szorstkość gitarowych przesterów. Równoważy ją jednak delikatny wokal Konrada Januszka oraz tęskne, zagrane z ogromnym wyczuciem dźwięki wibrafonu Pawła Stawarza. Na tyle daję się ponieść temu rozczulającemu liryzmowi, że aż tak nie razi mnie dość siermiężna anglojęzyczna wymowa solisty.

Jestem niezmiernie podekscytowana faktem, że jednym z utworów-przedstawicieli płyty Introversja na kompilacyjnym albumie Echo okazała się piosenka Skarb, bodaj moja najukochańsza, jeśli chodzi o dyskografię 52UM-u. Ta rzewna i melodyjna ballada obfituje w szereg niezwykle uniwersalnych, skłaniających do refleksji pytań: „gdzie jest twój skarb”, „o czym dzisiaj marzysz” oraz „gdzie odpłynęły twoje okręty”. Chwytającą za serce linię melodyczną, wykonaną wątłym, ale jakże szczerym głosem przez Roberta Brylewskiego, charakteryzują melancholijne odległości, takie jak opadająca kwinta, okalająca wyraz „gdzie” i pierwszą sylabę słowa „odpłynęły”. Urzeka mnie tu również poprawne, jednak w mowie i śpiewie ostatnimi czasy rzadkie, proparoksytoniczne (na trzecią sylabę od końca) zaakcentowanie czasownika „marzyliśmy”. Przebojowy refren rozświetla niski, zadumany i sprawny warsztatowo wokal Sary Brylewskiej. Ponadto nie zawsze precyzyjnie wybrzmiewa podwojenie głoski „t” w złożeniu słów: „jest twój”. Jaskrawe, chwilami nieco rozklekotane motywy gitary gdzieniegdzie ubarwiają ornamentalne, przenikliwe dźwięki fletu, zagrane przez erudytę i multiinstrumentalistę – Wojciecha Konikiewicza. Warto również zwrócić uwagę, że klamrowo, na początku oraz samym końcu piosenki, archaiczny nastrój generują subtelne trzaski rodem z płyty winylowej. Jeden z najbardziej mrocznych, jak również ostrych utworów to niewątpliwie Viva el mundo. Przesiąknięty tajemniczością, niski wokal Konrada Januszka otacza tu gęstwina hałaśliwych, gitarowych akordów. Co jakiś czas odzywają się również inne, gardłowe głosy, wypowiadające urywki słów, które z czasem przeradzają się w tytułowe wyrazy. Muzyczną niespodzianką jest nieoczekiwany zwrot akcji w postaci uporczywego, tanecznego rytmu, nabudowującego resztę kompozycji, począwszy od pełnego grozy, robotycznego refrenu. Kolejny utwór, także ochrzczony obcojęzycznym tytułem, to instrumentalna miniaturka – Genetical Temperance. Prym wiodą tutaj rozmarzone, poruszające najczulsze struny mojej duszy dźwięki dwóch instrumentów – harmonium oraz klarnetu, które wykreował znakomity muzyk i filozof, także nieżyjący już niestety człowiek-instytucja – Sławomir Gołaszewski. Owe pełne matowości oraz melancholii, malownicze, na wskroś słowiańskie motywy każdorazowo zapraszają mnie w świat baśniowej medytacji. Słowiańska zaduma jest również atrybutem piosenki Harmonie, gdzie rytmiczny akompaniament gitarowych płaszczyzn oraz perkusji kontrastuje z ascetyczną, powtarzalną niczym mantra melodią wokalną. Superstar przepełniają niskie dźwięki głosu Roberta Brylewskiego oraz wyrazisty, jakże ekspresyjny puls instrumentalny. Iście hiszpańskie, gitarowe pejzaże słyszalne są wręcz na równi z wiodącą linią melodyczną.

W niniejszym akapicie pozwolę sobie opisać trzy niepublikowane dotychczas utwory zespołu 52UM, na których swe twórcze i wykonawcze piętno odcisnął Robert Brylewski. Pierwszy z nich nosi tytuł Niepodzieląnas (pisownia oryginalna). Moją uwagę przykuła tu barwna, odrobinę bluesowa pulsacja sekcji rytmicznej oraz mnogość tajemniczych, przenikliwych, gitarowych motywów. Melodia wokalna odznacza się krzykliwością, ale też ascetycznością. Niewątpliwą ozdobą całej kompozycji są zgrzytliwe, ornamentalne solówki saksofonu, na którym zagrał znany m.in. z pierwszego składu Brygady Kryzys Tomek Świtalski. Szczególnie drugie solo tego instrumentu, słyszalne niemal na końcu piosenki, wyróżnia podniosła fanfarowość i wielopłaszczyznowość. Saksofonowe dźwięki wzbogaciły też utrzymaną w punkowym duchu, temperamentną piosenkę Hellove. Tomek Świtalski skrzętnie dubluje tu gitarowe motywy. Wirtuozowskie solo na gitarze elektrycznej zagrał natomiast specjalizujący się w tego typu muzycznej estetyce Tony Kinsky. Zwieńczeniem recenzowanego wydawnictwa jest trwająca ponad siedem minut kompozycja Exit. Pogodna melodia wokalna kontrastuje z mrocznym przekazem, słyszalnym choćby w powtarzanym refrenie: „to jedyne wyjście jest z tej paranoi”. Swym lekko zamglonym, lirycznym wokalem ubarwiła ów utwór wykonawczyni o wdzięcznym pseudonimie Supermagda. Po kilku zwrotkach i refrenach do głosu dochodzi surowe, oparte na repetowanych dźwiękach solo gitary. Przez cały czas dają również o sobie znać świetliste pejzaże klawiszy w wysokim rejestrze. Wtem, olśniewający podniosłością majestatycznych motywów refren znika, zastąpiony tajemniczymi odgłosami sampli i dźwięków odtwarzania taśmy od tyłu. Na pierwszy plan wysuwa się też równomierny puls perkusji. Gwałtowna zmiana nastroju nadchodzi wraz z gitarową melodią, pełną swobodnie zagranych, powoli wybrzmiewających, ekspresyjnych akordów. Definitywne zwieńczenie utworu należy do klawiszowych dzwoneczków, ułożonych w uroczystą, radosną linię melodyczną.

Płyta Echo formacji 52UM to tajemnicza, dźwiękowa podróż złożona z psychodelicznych solówek instrumentalnych oraz ascetycznych partii wokalnych. Łagodny, choć nierzadko również drapieżny głos Konrada Januszka często kunsztownie przyciąga się na zasadzie przeciwieństwa z chropowatym wokalem Roberta Brylewskiego. Gitarowe partie zaskakują ostrością oraz wielowarstwowymi strumieniami dźwięków. Sekcja rytmiczna pulsuje niezwykle wyraziście, urzekając głębią niskich rejestrów. Cały album upiększają ponadto wokalno-instrumentalne pejzaże wielu znakomitych gościnnych muzyków. Jeśli lubicie przestrzenne, efektowne improwizacje w połączeniu ze śpiewnymi melodiami, z całego serca rekomenduję Wam to malownicze i różnorodne stylistycznie wydawnictwo.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.