Płyty

Doznanie psychostanu przebojowych piosenek

15 marca 2024
Przez pięć lat prowadzenia bloga mogę poszczycić się recenzenckim podążaniem krok w krok za niektórymi artystami od samego początku ich twórczości. Takim wykonawcą niewątpliwie jest utalentowany toruński wokalista – Krzysztof Janiszewski, tworzący pod pseudonimem Yanish. Na swoich solowych wydawnictwach prezentuje on różne emocjonalne stany. Dotychczas światu objawiły się kolejno Dobrostan, Kwiatostan, a od miesiąca możemy cieszyć się trzecią częścią trylogii, zatytułowaną Psychostan. Owo różnorodne muzycznie, przebojowe wydawnictwo niezwykle mnie poruszyło, dlatego z przyjemnością podzielę się swoimi subiektywnymi wrażeniami po wielokrotnym odsłuchaniu zaanonsowanych dźwięków.

Na wstępie zaznaczę, że Yanish to artysta, który konsekwentnie podąża wytyczoną przez siebie, stylistyczną ścieżką. Psychostan wyróżnia mnogość muzycznych gatunków, gdyż Krzysztof Janiszewski sprawnie żongluje inspiracjami. Album rozpoczyna jedna z najbliższych mi kompozycji, opublikowanych jako singiel już w ubiegłym roku, lekko archaizująca, tęskna, melodyjna ballada Mosty. Czułe dźwięki fortepianu, malowniczo zagrane przez Piotra Skrzypczyka, nabudowują nastrój całości. Chwilę później pierwsza część zwrotki od słów: „halo ty” rozbrzmiewa jakby przez słuchawkę telefoniczną, a Krzysztof Janiszewski wytwarza swym wokalem niebiańską, zamgloną przestrzeń. Z czasem dają o sobie znać dostojne dźwięki perkusji, natomiast pogodny refren odrobinę przyciemnia melancholijny skok o sekstę małą na słowach „ty” oraz „i”. Rozedrgane solo klawiszy, przywodzące na myśl brzmienie organów Hammonda, szlachetnie zaostrza intymną atmosferę piosenki. Barwnym kontrapunktem względem wiodącej melodii, dającym o sobie znać w ostatnim refrenie, jest przenikliwa solówka gitary. Zresztą powyższy instrument odgrywa też niebagatelną rolę w zwrotkach, szorstkimi, miarowymi akordami wprowadzając szczyptę dramatyzmu. Przystępną kompozycję Ty, ja i pies Krzysztof Janiszewski zaśpiewał w duecie z uzdolnioną, obdarzoną wysokim, musicalowym głosem wokalistką – Martą Bejmą. Poruszający tekst mówi o drobnych sprzeczkach pomiędzy partnerami, które de facto nic nie znaczą i blakną, gdy spojrzy się na nie przez pryzmat silnego, miłosnego uczucia, towarzyszącego bohaterom tej historii. Poszatkowaną melodię wokalną tworzą zwięzłe frazy, podczas których wokaliści dialogują ze sobą, prezentując szerokie spektrum swoich ekspresyjnych możliwości. Momentami też tworzą oni intrygujące, dwugłosowe współbrzmienia. Nieco schowane pośród innych warstw, dynamiczne solo saksofonu, zawadiacko zagrał znakomity muzyk – Krzysztof Opaliński, o którym pisałam m.in. w kontekście zespołu Machaon, a fortepianowy odcinek, oparty na klasterach (dźwiękach usytuowanych blisko siebie) swą gwałtownością przypomina mi słynne solo Grzegorza CiechowskiegoBiałej fladze zespołu Republika. Kiedy tylko rozlegnie się rzeczona kanonada klawiszowych współbrzmień, wykonawcy czarują aksamitnymi wokalizami, po których jak z procy wystrzela ostatni refren, niepozbawiony rockowej energii. Kolejny singlowy utwór Ale ja cechuje tajemniczość. Skrajne pasma, czyli masywnie kroczący bas oraz intymne, klawiszowe dźwięki w wysokim rejestrze, antycypujące melodię zwrotek, wypełniają uderzenia perkusji i podniosła linia melodyczna. Janiszewski śpiewa klarownym, łagodnym głosem, a wykonywane przez niego urywki niektórych fraz oparte są na rozłożonych akordach. Refren zachwyca mnie melancholią symetrycznych, głównie trzydźwiękowych motywów. Powrót do korzennego rocka zapewnia prawie tytułowy utwór – Psychostany. Przesiąknięte gęstwiną słów zwrotki odzwierciedlają emocjonalny tygiel, z jakim najprawdopodobniej zmaga się na co dzień autor tekstu i wokalista w jednej osobie. Swego rodzaju stabilność otrzymujemy dzięki wielokrotnie repetowanym trzem słowom w formie usprawiedliwienia, czy może akceptacji własnych słabości: „tak już mam”. Szczególnie druga zwrotka obfituje w szereg rytmicznych transakcentacji, choćby na przestrzeni wyrazów: „moja” i „siebie”. Refren ponownie olśniewa motywiczną symetrią, zwłaszcza słowa: „zjednoczone” i „rozmarzone” pozostają na długo w pamięci za sprawą częstego ich skandowania. Akompaniament instrumentalny to z jednej strony klawiszowe, łagodnie szemrzące dźwięki melotronu, z drugiej zaś przesiąknięte żarliwą śpiewnością, czasem chropowate, melodie gitary. Moim ulubionym utworem na recenzowanym wydawnictwie jest zbudowany za pomocą muzycznego kontrastu Chlor i kurz. Żwawe, taneczne zwrotki przepełniają kaskady repetowanych dźwięków, energicznie siekających powtarzane słowa. Linia melodyczna nie przestaje jednak zaskakiwać pierwiastkiem melancholijnej zadumy. Liryczny refren ukazuje łagodność i jaskrawość głosu wokalisty, a podniosłe wybrzmiewanie oraz nagromadzenie głoski „o” rozświetla frazę: „to jest obraz o sobie”. Muzyczne rozjaśnienie, uwydatnione za sprawą pogodnego rysu akordowego, wielokrotnie oplata wyrazy: „nie dowie”. Warstwa instrumentalna to zarówno transowość elektronicznych współbrzmień, jak i zmysłowość gitarowych powarkiwań.

Nostalgiczna, rozczulająca liryzmem miłosna ballada Gdzieś obok kojarzy mi się z subtelnym obliczem zespołu Myslovitz, spod znaku takich piosenek jak Chciałbym umrzeć z miłości, czy Wieża melancholii. Tęskny nastrój generują motywy klawiszy, a także metaliczne akordy gitary akustycznej. „Ja wiem, że jesteś gdzieś obok” – pewnym, aczkolwiek zadumanym głosem śpiewa wokalista, a wykonywane przez niego dźwięki płynnie, wręcz nierozerwalnie łączą się ze sobą, tworząc natchnione legato. Kiedy wydaje się, że statyczne solo klawiszy definitywnie zwieńczy utwór, nagle raz jeszcze rozbłyskuje powtarzany refren, zachwycając ogromną siłą rażenia łagodnej melodii, niepozbawionej przebojowego potencjału. Delikatność jest też atrybutem kolejnej piosenki – Kochankowie. Tutaj najbardziej ujmuje mnie żarliwość rozdzierającej frazy: „jestem swoim cieniem”, a także używanie słów, brzmieniowo podobnych do siebie i eksponowanie w nich głoski „r”: „depresja”, „presja”. Afirmację życia w piosence Piękny świat najpierw perfekcyjnie odzwierciedlają zwiewne, chrapliwe dźwięki saksofonu, a następnie wiodąca linia melodyczna. Przystępny refren od razu wpada w ucho, natomiast zakończenia fraz w zwrotkach to naprzemiennie płynne glissanda (prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami) oraz dystyngowane rozedrganie, towarzyszące poszczególnym samogłoskom. Charakterystycznym aspektem jest również precyzja wykonawcza, z jaką wokalista śpiewa wyrazy: „piękny jest świat”, obecne w refrenie i skryte w opadającym, rozłożonym akordzie. Pozwolę sobie wyróżnić jeszcze jeden utwór, zatytułowany Zgrani. Moją uwagę przykuła jego warstwa słowna ze szczególnym uwzględnieniem poetyckiego wersu: „czuwaj dalej, nasz aniele”. Ponadto autor, unikając banalnych, schematycznych określeń, poruszył tu problematykę ludzkiego zmagania się z negatywnymi demonami codzienności, takimi jak fałsz i egoizm. Ów naszpikowany metaforami tekst został ubrany w żywiołową szatę muzyczną, pełną zwięzłych, nośnych motywów wokalnych, upiększonych wyrazistym pulsem perkusji.

Album Psychostan Yanisha stanowi wartką podróż przez dźwiękowe nurty, od lirycznych ballad, aż do hałaśliwych, rockowych kompozycji, nierzadko ozdobionych taneczną transowością. Klarowny, wysoki głos wokalisty wyróżnia ciepły tembr i tęskna refleksyjność, choć dobrze odnajduje się on też w dziarskich okrzykach, ozdabiając je gardłową chrypką. Akompaniament instrumentalny podąża za melodiami wokalnymi. Pojawiają się zarówno przenikliwe motywy, jak i zmysłowe warkoty gitary elektrycznej, ale też metaliczne akordy gitary akustycznej. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że słychać tu aż trzech uzdolnionych gitarzystów – Michała Maliszewskiego, Krzysztofa MarciniakaGrzegorza Gelo Kowalczyka. Powracając do konglomeratu instrumentalnych barw, obecnych na recenzowanym wydawnictwie, precyzją zachwyca wyrazisty puls perkusji, kunsztowne pejzaże saksofonu, lecz przede wszystkim cała paleta klawiszowych odcieni, zaaranżowanych i pieczołowicie wykonanych przez Piotra Skrzypczyka. Trzymam kciuki za Krzysztofa Janiszewskiego, nie tylko w solowej odsłonie, lecz także jako wokalistę formacji Half Light. Mam nadzieję, że jeszcze wiele kolejnych momentów muzycznego spełnienia przed nim, a tymczasem radujmy się przystępnymi melodiami eklektycznych piosenek, jakie ma nam do zaoferowania wielokolorowy Psychostan.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.