Płyty

Doznanie słonecznie melodyjnych piosenek

5 maja 2023
„Podaruj mi trochę słońca” – swingująco i żarliwie prosiła niegdyś Ewa Bem w swym wielkim przeboju. Myślę, że ów nośny postulat nawet z nawiązką wziął sobie do serca Piotr Kołodyński, szerzej znany jako Oysterboy, ofiarując nam nie trochę, ale mnóstwo piosenek, naszpikowanych słońcem i ciepłem gorącego lata. Zasiliły one jego solowy, debiutancki album, zatytułowany Ody do letnich dni, który choć krótki, raczy nas zatrzęsieniem krystalicznie czystych melodii, zaśpiewanych charakterystycznym, warsztatowo nienagannym, wysokim głosem.

Należy wpierw ustalić, że płyta Ody do letnich dni nie otwiera nowych muzycznych wrót, przekraczając granice awangardowych poszukiwań. Jest to bardzo twórcze czerpanie inspiracji z chlubnej przeszłości. Mam więc nadzieję, że Oysterboy nie poczuje się zakłopotany, jeśli napiszę, iż odnalazłam w tych dźwiękach wpływy takich zespołów jak: The Smiths, Radiohead, Coldplay, a z polskiego podwórka choćby Myslovitz. Album rozpoczyna kompozycja Od nowa, która dla mnie jest rozliczeniem autora z dawnymi czasami, rozpoczęciem nowego egzystencjalnego etapu. „Od nowa chcę wszystko” – obwieszcza swym zdecydowanym, choć niepozbawionym jaskrawej łagodności głosem Piotr Kołodyński. Niebywałym ciepłem urzekł mnie tu melodyczny zwrot w wersie: „z Tobą na wietrze” oraz zadziorna transakcentacja w wyrazie „nienawidzę”. Stereofonicznie mkną po kanałach gitarowe ornamenty, a dystyngowana zmiana metrum gwałtownie daje o sobie znać od słów: „najważniejsze mam”. Trwa to jednak tylko moment, bowiem na poprzednie muzyczne tory sprowadza nas przebojowy refren. Delikatnością czaruje ponadto leniwy, oparty na półtonie, czyli najmniejszej odległości pomiędzy dźwiękami,  ozdobnik w wyrazie „inny”. Od pierwszego przesłuchania moje serce skradła singlowa, ociekająca witalnością Oda do Morrisseya. Jak głosi tytuł, muzycznym patronem tego utworu jest ekscentryczny wokalista zespołu The Smiths – Morrissey, lecz jedyne nawiązanie do spuścizny brytyjskiej formacji wytropiłam w kształcie linii melodycznej utworu Oysterboya. Zdobią ją bowiem katarynkowe, radosne i świetliste tercje oraz melancholijne sekundy, czyli niewielkie odległości pomiędzy dźwiękami, poruszające do głębi swą przystępnością już na samym początku piosenki. Akompaniament upiększają gitarowe warstwy, a linia melodyczna pełna jest wpadających w ucho fragmentów. Dla przykładu wymienię opadający motyw, upstrzony efektownymi, długimi dźwiękami, układający się w błagalne wykrzyknienie: „czekam tu na Ciebie”. Wytwornością zachwyca natomiast szczere postanowienie: „nie zamierzam tańczyć, zamierzam iść spać”. Podniosłość cechuje tu na przykład precyzyjny skok o kwartę, niejednokrotnie oplatający wspomniane przed momentem wyrazy: „iść spać”. Chwytającą za serce melancholią uderza natomiast jeden z kulminacyjnych wersów: „chyba się rozpływam”. Atrybutem piosenki Rozgwiazdy są przestrzenne, wręcz kosmiczne powiewy klawiszy. Melodię wpadającego w ucho refrenu kształtują uporczywie powtarzane dźwięki, a nadmiernie wycyzelowane „ę” dynamicznie daje o sobie znać w słowie „więź”. Brzmieniową aurę z czasem przyciemniają mroczne przestery oraz trudne do dokładnego słuchowego zidentyfikowania szmery, a ostateczne przypieczętowanie stanowią masywne, ostre akordy gitary. Kompozycja Absolutnie nic przede wszystkim ujmuje powabnie leniwą melodią. W refrenie znów rozkwita motoryka repetowanych dźwięków, natomiast urokliwa transakcentacja zdobi słowo „palcem”. Intrygującym detalem wykonawczym jest przytłumiona wokaliza na samogłosce „a”, z kolei instrumentalny akompaniament zaskakuje chropowatymi płaszczyznami gitary. Tym, co najbardziej porusza mnie w piosence Zakwit są masywne uderzenia sekcji rytmicznej. Ascetycznie brzmi melodia zwrotek, a refren początkowo zachwycił mnie eskapistycznymi frazami: „rzuć to w kąt, (…) ucieknijmy stąd”. Rychło jednak przeradzają się one w błagalny, pozbawiony natychmiastowej chęci ucieczki okrzyk „zostań”.

Piosenka Najlepszy w życiu dzień ujmuje emocjonalnością tytułowego wyznania. Plastyczność cechuje zmysłowe opisy, na przykład: „powietrze pachnie tak jak Ty” oraz „chcę tracić z Tobą czas”. Rozczula też pełna prostoty i szczerości fraza: „dobrze Cię mieć”, otoczona ostrymi współbrzmieniami gitary. Klawiszowe pomruki w efektownej solówce obrazują namiętną podniosłość ulotnej chwili. Piosenka urywa się gwałtownie, tuż po wymownym błaganiu: „nie odlatuj jeszcze stąd”. Dla równowagi teraz przyszedł czas na kompozycję Gorsze dni, najpierw delikatną i balladową. Partia wokalna jednak po chwili ujmuje tanecznością, a naszym uszom ukazuje się lawina barwnych transakcentacji. Zwycięża romantyczna subtelność, kształtująca choćby melodyjny refren. Roi się w nim od przenikliwych, klawiszowych dźwięków w wysokim rejestrze. Opisywana piosenka stanowi dla mnie kalejdoskop zmieniających się nastrojów, a dystyngowane motywy fortepianu efektownie domykają całą kompozycję. Dziwni ludzie to bodaj najkunsztowniej wykonany utwór na całym albumie, gdyż dla Oysterboya nie ma tu interwałów (odległości pomiędzy dźwiękami) nie do zaśpiewania. Muzycznymi kolorami urzeka multum kontrastów, bowiem żwawa rytmiczność czasem ustępuje miejsca płynnemu rozmarzeniu. Mroczna tajemniczość otacza chociażby słowo „nas”. W pełnej krasie objawia się też eskapistyczny wątek za sprawą frazy: „uciekam stąd”, a gwałtowne przepływy wokalne pomiędzy rejestrami nie mają sobie równych. Uroczyste skoki w ramach linii melodycznej to po raz kolejny dostojne kwarty, słyszalne choćby na słowach: „ich w sobie”. Czasy niesłusznie minione, pełne emocjonalnych zrywów zostały wspaniale opisane w utworze Tęskno. „Tęsknię do lat, w których biło serce” – ze smutkiem konstatuje szarą rzeczywistość Oysterboy. Symetrią urzekają barwne wokalne pojękiwania, słyszalne między zwięzłymi fragmentami wiodącej melodii. Witalny refren kształtują zwiewne ornamenty, a linia melodyczna świeci jaśniejącym blaskiem za sprawą jaskrawych, śpiewnych tercji. Czasami też umyka selektywność podczas skomplikowanego złożenia słów: „miłość chcę”. Najbardziej lirycznym fragmentem recenzowanego albumu jest jego epilog, zatytułowany Kometa. Brzmieniowy wyznacznik owej piosenki stanowią natchnione, malownicze pejzaże klawiszy. Rychło dołącza do nich gitara, ozdobiona przestrzennym pogłosem, dzięki czemu generuje kosmiczny nastrój. Subtelną partię wokalną, naszpikowaną transakcentacjami, gdzieniegdzie wzbogacają metaliczne akordy gitary akustycznej. Z czasem wokalista wykonuje swą melodię w wyższym rejestrze, czyli oktawę wyżej i wtedy owe motywy brzmią jeszcze bardziej krystalicznie. Wydawać by się mogło, że masywny akord klawiszy będzie ostatecznym domknięciem wytwornej Komety, ale nic bardziej mylnego. W celu ukazania naturalności zawartych na płycie dźwięków, piosenkę przypieczętowują odgłosy ze studia nagrań, pozwalające chociaż na chwilę zajrzeć za kulisy i delektować się autentycznością procesu twórczego tego utalentowanego wokalisty.

Album Ody do letnich dni Oysterboya to dziesięć radosnych, pełnych słonecznego blasku piosenek, których nieodłącznym środkiem ekspresji jest również melancholia. Głos Piotra Kołodyńskiego wartko przepływa pomiędzy rejestrami, urzekając jaskrawością wysokiego tembru. W tworzonych przez niego melodiach dominują śpiewne odległości pomiędzy dźwiękami, czyli sekundy i tercje, ale niejednokrotnie też podniosłość ulotnych chwil odzwierciedlają dostojne kwarty. Poszczególne słowa poddawane są intrygującym transakcentacjom, a szczyptę zwiewności zapewniają ornamenty oraz melodyjne wokalizy. Akompaniament instrumentalny obfituje w szorstkie płaszczyzny gitary, skontrastowane z liryczną, klawiszową łagodnością. Jeśli potrzebujecie obecnie stricte piosenkowego albumu, bezpretensjonalna lekkość ujmującego wokalu Oysterboya absolutnie pozwoli Wam chłonąć ciepło tych dźwięków.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.