Płyty

Doznanie szlachetnego ścierania się muzycznych stylistyk

3 lutego 2023
Pod koniec ubiegłego roku światło dzienne ujrzał dwupłytowy album, sygnowany nazwiskiem niezwykle utalentowanego klawiszowca – Piotra Skrzypczyka, o którym wspominałam Wam kilka lat temu przy okazji omawiania piosenek toruńskiego zespołu Half Light. Anonsowana płyta nosi intrygujący tytuł iClown, a jej siłą napędową są osoby z często bardzo odległych muzycznych światów. Całość liczy łącznie 18 kompozycji. Na pierwszej płycie znajdują się utwory wokalno-instrumentalne, na drugiej natomiast w pełni instrumentalne. Poniżej pozwolę sobie szerzej opisać te kompozycje, które po kilkakrotnym przesłuchaniu obu kompaktów uznałam za najbardziej poruszające.

Swoje rozważania rozpocznę od kapitalnej piosenki, zatytułowanej Nikomu nie powiem kto teraz. Jest to jeden z dwóch utworów, w którym partię wokalną wykonał wspaniały (również kojarzony z toruńską grupą Half Light) Krzysztof Janiszewski. Zanim jednak rozbłyśnie ów jaskrawy, jakże charakterystyczny głos, naszym uszom ukazuje się burdon, czyli mroczny, statycznie jednostajny dźwięk. Akurat jeśli chodzi o ten utwór, należy on do klawiszy. Partia wokalna obfituje w zwięzłe, wykrzykiwane na zasadzie dosadnych haseł frazy, takie jak: „ja żyję, zostaję, chcę tu być”. Krzysztof Janiszewski śpiewa je żarliwie, z ogromnym przekonaniem, niejednokrotnie wieńcząc owe fragmenty kunsztownymi, zapadającymi w pamięć ornamentami. Z czasem melodię wokalną kształtują ostre wykrzyknienia, wyrecytowane na całe gardło. Pięknym nośnikiem ekspresji są także efektowne, przenikliwe dźwięki gitary w wysokim rejestrze. Krzysztof Janiszewski udziela się wokalnie również w kompozycji Nie goń mnie więcej. Z niebywałą galanterią żongluje on pomiędzy niskimi a wysokimi dźwiękami, natomiast całość spaja mrok celowo spłaszczonych pejzaży elektronicznych. W refrenie wokalista dźwięcznie otwiera i wydłuża samogłoski, które wchodzą w skład tytułowych słów „nie” oraz „goń”. Rockową ekspresję utworu Kalejdoskopy zawdzięczamy lekko zachrypniętemu i technicznie niezwykle sprawnemu głosowi Iwony Zuchniak, znanej z anonsowanego przeze mnie jakiś czas temu zespołu Kajoa. Ów szorstki w swym wyrazie głos dodatkowo zaostrzają klawisze oraz ascetyczny, ale piękny w swej prostocie bas, za który odpowiada Szymon Łuszpiński. Tęskną linię melodyczną Iwony Zuchniak czasem nieznacznie przyciemnia obecność półtonu, czyli najmniejszej odległości pomiędzy dźwiękami. Od słów: „kiedy zgiełk się wzmaga” wokalistka śpiewa zmysłowo, ukazując niepowtarzalną głębię niskiego rejestru. W kulminacji natomiast tytułowemu wyrazowi towarzyszy przestrzenne, oniryczne zamglenie. Wyznacznikiem piosenki Czego jeszcze nie widać jest chwytająca za serce melancholia. Magię gitarowo-wokalnych współbrzmień wyczarował tutaj (również znany z zespołu Kajoa) Michał Maliszewski. W recenzowanym utworze nie brakuje całej palety wokalnych kolorów. Najpierw Michał Maliszewski śpiewa ascetycznie, łagodnie i nisko, by następnie zachwycić pełnią brzmienia od pierwszego zawołania: „hej, przyjaciele”. Piosenkę przypieczętowuje śpiewne i rozedrgane solo klawiszy. Przez cały utwór niespiesznie prowadzi nas ponadto frapująca, gitarowa metaliczność. Za jeden z najjaśniejszych punktów wokalno-instrumentalnej odsłony iClown absolutnie uważam kompozycję Kocham, nie kocham. To nieco archaiczny, ale jakże uroczy walczyk, który teatralnie nabudowuje dialog pomiędzy dwojgiem wokalistów – Andrzejem Tomaszem KulbińskimBeatą Majewską. Męska połowa owego duetu to przede wszystkim żarliwa ekspresja, kobiecy wokal wprowadza natomiast pierwiastek krystalicznie czystej delikatności. Z czasem jednak głos Beaty Majewskiej ewoluuje, ukazując kolorystyczny arsenał od aksamitnej subtelności do krzykliwych momentów. Uspokojenie daje o sobie znać dopiero w uporczywym, niezwykle przystępnym refrenie. W warstwie aranżacyjnej wyróżnia się orientalne solo, wygenerowane na bardzo stylowej podróbce etnicznego instrumentu o nazwie sitar. Pozostając przy kunsztownych solówkach, nie mogę pominąć milczeniem efektownego, wręcz obłędnego popisu Krzysztofa Marciniaka. Jego gitarowa partia lśni niepowtarzalnym blaskiem w kompozycji Pokaż swoją prawdziwą twarz. Na szczególne wyróżnienie moim zdaniem zasługuje też zwieńczenie pierwszej części owej niezwykłej podróży muzycznej, czyli iście kosmiczna impresja – Wpatrzeni w gwiazdy. Jako wokalista-recytator występuje tu główny sprawca tego pięknego, dźwiękowego zamieszania – Piotr Skrzypczyk. Z ogromną rozkoszą estetyczną wsłuchuję się w jego ujmujący, nisko brzmiący i ciemny tembr głosu. Opisywana kompozycja to okraszona chłodem perkusyjnego pulsu ballada, zachwycająca wytwornością szorstkich, syntetycznych współbrzmień. Swego rodzaju wokalna automatyzacja stanowi w mojej opinii perfekcyjne domknięcie pierwszej części recenzowanego albumu.

Jak już wspomniałam, druga część iClown to wyłącznie kompozycje instrumentalne. Za sprawą dźwięków poznajemy tutaj multum ciekawych postaci. Moim faworytem od pierwszego przesłuchania jest katarynkowy Myszoskoczek. Mieszankę etniczności, elektroniki oraz rocka zapewnił przede wszystkim multiinstrumentalista – Krzysztof Opaliński, którego jakiś czas temu wychwalałam pod niebiosa, recenzując debiutancki album zespołu Machaon. Jego zasługą jest tu cała paleta pięknych motywów, wykonanych na instrumentach elektronicznych, a także gitarach – basowej i elektrycznej. Barwne, nieco chrapliwe, gitarowe solo w kulminacji to emocjonalny żar, o którym wręcz trudno cokolwiek konstruktywnego opowiedzieć, nie popadając w banał egzaltowanych zwrotów. Inna ciekawa osobowość to zadumany Latarnik, którego nastrojowy koloryt nabudował specjalista od elektronicznych płaszczyzn – Adam Bórkowski. Kosmiczne, klawiszowe warstwy urzekły mnie tutaj gęstwiną efektownych współbrzmień. Bogactwo wrażeń zaserwował nam z kolei Klaun podróżnik. Multum bodźców zawdzięczamy tu głównie Krzysztofowi Homańczukowi, grającemu zarówno na gitarze, jak i perkusji. Ponadto możemy dać się ponieść katarynkowym melodiom klawiszy, które momentami toną w gąszczu jazzowych harmonii. Dwoistość natury ludzkiej dostrzegamy już na poziomie tytułu kompozycji Może szaman… może klaun. Opisane tu osobowościowe rozdwojenie słychać też w muzyce za sprawą fluktuacji rytmicznych. Ponadto quasiludowość Piotra Skrzypczyka przenika się z elektronicznym bogactwem dźwięków Krzysztofa Kórkowskiego. Opiszę jeszcze jedną postać, której rys melodyczny niemal od razu pozwala się z nią zaprzyjaźnić. Zadumany, zatopiony w elektronicznej mgle i melancholijny Dyzio myśliciel daje czasami niespodziewany upust swoim emocjom, pozwalając sobie na mieszaninę twórczego chaosu i hałasu. Ekstatyczne dźwięki gitary wyczarował tu niezastąpiony Grzegorz Gelo Kowalczyk. Jego szlachetne, pełne mistrzowskich ornamentów improwizacje to dla mnie symbol wolności, o której najprawdopodobniej myśli tytułowy Dyzio.

Nie sposób opisać wszystkich utworów oraz dźwiękowych kolorów albumu iClown Piotra Skrzypczyka. Skoncentrowałam się więc na tych, które przemówiły do mnie najsilniej. Myślę jednak, że dopiero po całościowym zatopieniu się w obu płytach można namacalnie poczuć mnogość muzycznych stylistyk. Przoduje rzecz jasna elektronika, w której Piotr Skrzypczyk jako twórca odnajduje się najlepiej, ale słychać też wyczuwalne inspiracje muzyką rockową, jazzową, a nawet hip-hopową. Treściowe bogactwo powoduje, iż mamy do czynienia z płytą niełatwą w odbiorze, ale to dobrze, ponieważ znajdą na niej coś dla siebie nie tylko miłośnicy przebojowych melodii, lecz także entuzjaści jazzowych harmonii, etniczności oraz syntetycznych pejzaży.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.